Wszędzie było pełno ludzi, muzyka leciała w tle. Quick i Roz byli otoczeni wianuszkiem gości a gdzie była cała reszta nie miałam pojęcia. Po jakimś czasie podszedł do mnie Luke.
-Nienawidzę takich imprez- mruknęłam- ciekawe czy Quick zna choćby część ich.
-A mnie ciekawi czy masz kaca po wczorajszym.
No tak mojemu braciszkowi jeszcze nie przeszło i na każdym kroku musi wspomnieć jak to bardzo jest obrażony na mnie.
-A tu cię zdziwię bo nie mam.
-No proszę. To na pewno dzięki temu kieliszkowi.
-Dobra okej, sorry powinnam ci powiedzieć że pójdziemy- powiedziałam chcąc uciąć te jego żale do mnie.
-Lexi wylądowaliście na komisariacie- przypomniał.
-Nie da się tego zapomnieć- przyznałam.- ale nie planowaliśmy tego.
-No co ty nie powiesz? Quick musiał wszystko odkręcać, wpłacił za was kaucje i...
- na prawdę musimy o tym gadać na ślubie?
-No dobra to może pogadamy o tym że we wtorek masz pójść do szpitala?
-Do jakiego szpitala- spytałam- coś komuś się stało?
No fakt Juli nie widziałam od rana, a może to Quick już tam Drake wysyła bo mu się zbiera od dłuższego czasu.
-Tobie to chyba się film wczoraj urwał- powiedział Luke śmiejąc się.
-Luke z czego ty się śmiejesz o co chodzi z tym szpitalem?- spytałam przejęta, na co Luke śmiał się jeszcze bardziej.- No Luke- ponagliłam go.
-To co Quick z tobą wczoraj nie gadał?- zmienił temat.
-Nie no gadał- potwierdziłam
-No a więc chodzi o ten szpital- wyjaśnił z czego nie wiele się dowiedziałam. Fakt gadałam z Quickem ale nie o żadnych szpitalach- Siostra Quick znalazł kogoś kto cię wyleczy- powiedział do mnie tonem jakim dorośli tłumaczą coś najbardziej oczywistego na świecie dziecku. Rzuciłam mu się na szyję i pisnęłam z radości. Poszłam poszukać Drake którego o dziwo bardzo szybko znalazłam. Zarzuciłam mu ręce na szyje i go pocałowałam.
-Jesteś zazdrosna? - dopytał, dopiero teraz zauważyłam trzy dziunie z którymi rozmawiał. Każda z nich wyglądała idealnie i elegancko. Obstawiam że nawet kiedy ryczały robiły to z klasą.
-nie no coś ty- skłamałam
-Na pewno jesteś- drążył temat dalej.
-O czy rozmawialiście?
-Próbujesz zmienić temat by się nie wydało że jesteś zazdrosna czy pytasz się o czym rozmawiamy bo jesteś zazdrosna?
No to wpadłam między młot a kowadło. Ech.
-Wcale nie jestem zazdrosna- wyjaśniłam- Quick znalazł kogoś kto mnie wyleczy.
-Mówiłem że nie umrzesz- powiedział całując mnie- ale i tak wiem że jesteś zazdrosna. Chodz pójdziemy się napić.
-Nie jestem zazdrosna- sprostowałam kiedy szliśmy w stronę stołu.
-Jesteś. Masz nóż przy sobie?
-Oczywiście że nie- skłamałam- jesteśmy na ślubie.
-Aha- przytaknął sarkastycznie.
-Nie no naprawdę.- upierałam się przy swoim, Drake pocałował mnie i wsunął rękę mi pod sukienkę.
-Drake nie obmacuj mnie publicznie- oburzyłam się ale on i tak już znalazł nóż.
-A więc niech zgadnę to wcale nie był nóż albo nie czekaj ty nie wierz jak on się tam znalazł.
-Dokładnie- przytaknęłam. W tym samym czasie do stołu podszedł... Luigi z jakąś kobietą.
-Pan Blake i Lexi, nie sądziłem że was tu spotkam- przywitał się. -Dziś wyglądacie o wiele lepiej.
-Czy to nie jest jeden z psów?- dopytał mnie Drake szeptem.
-Tłumacz psów- odszepnęłam.- My również nie podejrzewaliśmy że pana spotkamy.
-No i nie kąpaliśmy się w kanale- burknął Drake przez co zaczęłam się śmiać. - I co zamkniesz nas za to ze pijemy szampana?
-Drake- fuknęłam na niego.
-Swoją drogą nie podejrzewałem że pana wypuszczą i to już po kilku godzinach.
-Urok osobisty- wyjaśnił Drake.
-Raczej kasa- sprostował Luigi.
-Nie no jestem pewny że to o urok chodziło.
-A ja jestem pewny że to zasługa pieniędzy.
-Luigi jak duże mamy kłopoty- zmieniłam temat.
-Och bardzo, gondolier złożył doniesienie tak samo jak właściciel sklepu obawiam się że pana urok osobisty nie wystarczy.
-No to lipa- skomentowałam, trzeba coś wymyślić.- A jeśli by wycofali skargi?
-I tak by się odbyła rozprawa ale to by jednak bardzo wam pomogło.- wyjaśnił.
-No dobrze, a co pan jutro robi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz