-Nic nie jesz.- stwierdził Luke.
-Bo się odchudzam- mruknęłam cicho. Przy stole siedzieli już wszyscy poza Drake'em i Rozi.
-Jak tam chcesz- odpowiedział. Zamyślona zaczęłam się bawić bransoletką. Była złota z wygrawerowaną zawieszką ,,na pamiątkę od psychopaty".
W końcu Drake i Rozi wrócili. Oczywiście Drake musiał zacząć akcję.
-Znowu bredzisz- mruknęłam i aby nie odezwać się raz jeszcze zaczęłam jeść. Drake ostatnimi czasami zrobił się nieznośnie irytujący. Sama nie wiedziałam co o tym sądzić. Jak tylko Quick sprowadził tych ludzi obawiałam się że mnie zostawi. W sumie nawet nigdy nie powiedział że mnie kocha. A jeżeli był ze mną bo byłam jedyną dziewczyną bo Pati nie liczyłam. Kiedy Mariusz i Borys wyjęli broń Quick tylko na nich spojrzał a ci potulnie wrócili na miejsce. Poszłam do kuchni pod pretekstem posprzątania po śniadaniu. Oczywiście babunia poszła za mną i dyrygowała że to robię zle że mam to tak a tamto tak zrobić. W sumie nawet jej nie słuchałam jedynie upierałam się że ja to zrobię kiedy chciała mnie wyręczyć. Po chwili przyszedł Drake.
-Chyba powinienem cię przeprosić- stwierdził opierając się o framugę.
-Chyba to i tak nic nie da.- stwierdziłam.
-Alex...
-No co, teraz mnie przeprosisz a na wieczór znów gdzieś sobie pojedziesz bez słowa i wrócisz na pruty? I tak cholera wie ile czasu? Nigdy nawet nie powiedziałeś że mnie kochasz, to wszystko nie ma sensu.- podsumowałam i w milczeniu zmywałam dalej.
-Myślałem że nie muszę ci tego mówić.
-To może przestań myśleć bo ci to ostatnio nie wychodzi.
-Kochanie ja naprawdę zrobię to lepiej i szybciej- powtórzyła babcia jak by w ogóle nie zauważyła że zaczynamy się kłócić.
-A ty myślisz że jesteś ode mnie lepsza? Zawsze stajesz po stronie Quicka...
-Drake po jaką cholerę wplątujesz w to Quicka. Mówimy o nas a nie o tym czy powinniśmy ufać Quickowi czy może lepiej nie.
-Ale ja mówię o nas. Zawsze jest Quick to Quick tamto. Quick wie lepiej, Quick by zrobił to tak, możemy zaufać Quickowi a może ty go wciąż kochasz?
-Drake jesteś pijany czy może nie słyszysz co mówisz?- nagle talerz który myłam pękł mi w ręku kalecząc mnie.
-No widzisz mówiłam że ja pozmywam.- wtrąciła się babcia.
-Nie to chyba ty nie słyszysz co mówisz i nie widzisz co robisz.
-Dokładnie- przytaknęła babcia- leci ci krew choć mój mąż to opatrzy.-i próbowała mnie gdzieś zaciągnąć ale stałam twardo.
-A może Amanda miała rację to co pokłócicie się teraz?
Tak, tą kłótnie wygrał Drake. I chyba dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego co powiedział. Zostawiłam to zmywanie, staruszkę i Drake. Kiedy miałam otworzyć drzwi za rękę złapał mnie Luke.
-Puść mnie- poprosiłam.
- Znów zaczęłaś się robić okropną pesymistką. Drake to dupek...
-Tak, tak zawsze masz rację a teraz możesz mnie puścić?
-Nie mogę. Znamy się nie od dziś zaraz zrobisz coś głupiego.
-Spoko za trzy miesiące mi przejdzie.- próbowałam wyrwać rękę ale na marne.
-Wrócę obiecuje. A i Quick mógłbyś coś zrobić z tym koniem jeszcze z głodu zdechnie- zawołałam przypominając sobie o tym tirze który przyjechał.
-Co? Jaki koń?
-Nie ważne- odparłam a jak tylko Luke mnie puścił ruszyłam przed siebie a Zombie zaczął biegać na około mnie i szczekać. Dopiero kiedy weszłam w las pozwoliłam łzom spłynąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz