Poszłam do sklepu po Al. Nie rozumiem jest kierowniczką a zupełnie nikt z jej pracowników nie ma pojęcia gdzie ona jest. Okej... W końcu z pomocą Szymona udało mi się ją znalezć. I w momencie kiedy próbowałam wyjaśnić jej dlaczego musi iść ze mną do domu na sklep napadli zimni. Eh... oni nie byli zaproszeni. Ciężko było oszacować ile zimnych jest na zewnątrz. W sklepie była masa wystraszonych ludzi bez broni. Przecież sama kazałam rozbroić wszystkich cywili. W tym momencie przydała by się osoba z bronią. Al dała mi swój pistolet z trzema kulkami a sama wzięła swój nóż. Ludzie byli wystraszeni i spanikowani. Kilka osób zostało za atakowanych. Co powodowało większą panikę. Im bardziej panikowali tym zimni bardziej nacierali na szybę. Najgorzej rannym był 7 letni chłopiec. Matka chłopca rozpaczała nad nim. Rozumiałam tą kobietę sama byłam matką. Dobrze że zostawiłam Damona w domu. Podeszłam do niej i uklękłam obok. Chłopiec miał rozszarpaną nogę w udzie, w koło niego zebrała się już duża kałuża krwi.
- Niech pani da apaszkę - poprosiłam
Kobieta bez słowa zdjęła apaszkę. Trzeba było zatamować jakoś te krwawienie. Bo chłopiec się wykrwawi. Ludzie zaczęli panikować i krzyczeć że szef ich pozabija.
- Mamo - krzyczał chłopiec - nie chce by pan szef mnie zabił
Kobieta rozhisteryzowała się jeszcze bardziej.
- Słyszałam co było w ostatnim ataku. Nie pozwolę zabić własnego dziecka - wypaliła kobieta
- Będzie dobrze, proszę się uspokoić - zapewniłam pewnie - jak masz na imię? - spytałam chłopca
- Jasiek - odparł zapłakany chłopiec
- Jesteś bardzo dzielny - zauważyłam
- Jak tata - powiedział chłopiec - był na wojnie, pani zna mojego tatę?
- Nie wiem czy znam twojego tatę ale na pewno powiem mu że jesteś bardzo dzielny
Chłopiec stracił przytomność.
- Szef go zabije - płakała kobieta
- Niech pani tak nie myśli - uspokoiłam - Wtedy tak trzeba było. Ugryzienie powoduję zarażenie - tłumaczyłam - co powoduję przemianę w to co nas atakuję. A teraz mamy szczepionkę na to. Znaczy jeszcze nie była testowana ale to jest jakaś nadzieja.
Kobieta spojrzała na mnie.
- Czyli szef nie będzie nikogo zabijał? - dopytała kobieta - moje dziecko może przeżyć?
- Tak szef nikogo nie zabije - zapewniłam - niedługo będzie po wszystkim a Jasiem zajmą się lekarze i Robert. Jest profesorem który stworzył szczepionkę jak mówiłam nie była testowana więc niczego nie obiecuję i pani nie musi godzić się by testy przeprowadzane były na Jasiu ale szczepionka to jedyna szansa.
- Jak go nie zaszczepię umrze? - dopytała
- Tak - przytaknęłam
- A jak dostanie szczepionkę
- Nie wiem. Naprawdę nie mam pojęcia. Szczepionka może mieć skutki uboczne, albo w ogóle może nie zadziałać.
Z chłopcem było co raz gorzej na szczęście na zewnątrz usłyszałam strzały.
- Niech pani uciska - poleciłam, wstałam - Niech państwo mnie posłuchają - krzyknęłam, ale wszyscy mieli mnie gdzieś - ludzie do cholery zamknijcie się na chwilę - wrzasnęłam o dziwo wszyscy się zamknęli. - zaraz będzie po wszystkim. Osoby które miały styczność z zarażonym. Czy to ugryzienie czy zadrapanie
- Myślisz biała zdziro że się przyznamy. Aby zostać odstrzelonym - wrzasnął jakiś koleś
- Obrażam pana? - dopytałam - nie wiec po co te wulgaryzmy. Nikt nie zostanie odstrzelonym. Dla dobra waszego i nas wszystkich proszę aby osoby ugryzione lub zadrapane pilnie skontaktowały się z profesorem Robertem. Te osoby w ciągu najbliższych godzin zaczną przechodzić przemianę przez co umrą i staną się zagrożeniem dla żyjących. Mamy szczepionkę.
- Gdzie mieszka profesor Robert? - dopytał ktoś z tłumu
- Od rezydencji szefa czwarty dom po lewej. Tam również będą lekarze - zapewniłam
Pózniej było już po wszystkim ludzie byli zachwyceni że szef uratował ich zasrane zadki. Obok mnie i kobiety przeszedł jakiś mężczyzna
- Przepraszam - zaczepiłam faceta na oko 30 letniego - pomoże nam pan? - dopytałam - trzeba by było zanieść chłopca do Roberta.
- Proszę niech pan pomoże - błagała kobieta
- Pomogę - zapewnił mężczyzna - ze względu na pani męża. W Afganistanie uratował mi dupę.
- Dziękuje pani - powiedziała kobieta - a na osadzie takie rzeczy o pani mówią. Mąż mówił żebym nie była głupia i nie słuchała plotek
- Mąż? - dopytałam
- No Grzesiek - wyznała - obstawia rezydencje. Jestem pani dłużniczką nie wiem jak się pani od wdzięczę
Jak tylko wyszłam na zewnątrz za atakowali mnie ci z telewizji. Zadawali mi pytania i chcieli robić ze mną wywiad. Odmówiłam ale wskazałam na plotkary które z chęcią pokażą się przed telewizją. Pózniej wróciliśmy do domu. Poszłam na górę się przebrać bo byłam cała we krwi chłopca. Obiad jakoś mijał próbowałam realizować swój plan. Rozmawiać, uśmiechać się ale nie mogłam przestać myśleć o tej masakrze. No i martwiłam się o Jaśka. Grzesiek nadal był w pracy chyba nawet nie miał pojęcia że coś złego spotkało jego rodzinę. Chciałam mu nawet powiedzieć miał prawo być ze swoją rodziną w trudnej chwili ale nie było okazji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz