O rety pomyślałem faktem było, zimny zadrapał Rozi nie nie mogę nawet tak myśleć nie ja matko i córko to mnie dobiło jak mogłem zapomnieć jak mogłem nie sprawdzić tego
-John? - powtórzyła Rozi - nie odpowiedziałeś mi, to prawda dziecko się może zmienić? Albo ja, jak urodzę?
- Słoneczko ja tego nie powiedziałem
- Ale pomyślałeś - rozpłakała się - John ty mnie już nigdy nie przytulisz, nie dotkniesz. A jak wszyscy się dowiedzą zamkniecie mnie w piwnicy. Widzisz już tylko usłyszałeś zapaliła ci się czerwona kontrolka
Padłem na kolana i tak doczołgałem się do Rozi. Wcisnąłem się jej po między kolana. Wtuliłem się w nią i po prostu kurwa rozryczałem się jak mały dzieciak. Oboje ryczeliśmy, a Rozi to już jakąś fazę złapała tarmosiła mnie za włosy, trzęsły się jej nogi i ręce
- Wiedziałam - płakała - wiedziałam
Quick ogarnij... zacznij myśleć... zrób coś kurwa... przecież kto jak nie ty - ciągnąłem cały monolog sam ze sobą
Wstałem z podłogi, wytarłem oczy i usiadłem na łóżku opierając się o ścianę
- Choć tu do mnie słoneczko moje - przygarnąłem ją do siebie. Wtuliła się we mnie jak mała dziewczynka... Rety co ja mam zrobić myślałem.
Tym czasem tuliłem ją do siebie gładziłem po włosach, uspokajałem. Powoli się wyciszała, uspokajała a w głowie burza przecież nie mogę... nie chce stracić ani jej ani dziecka. A jak dziecko będzie?.. O rety jak ja jej to powiem... Co zrobimy? Co ja zrobię? Ona już gaśnie w oczach, chyba nadzieje straciła jak mogłem tego nie zauważyć, że małymi krokami od życia oddala się... od wszystkich. Nie wiem dokładnie kiedy to się zaczęło i nie wiem gdzie prowadziłem swój monolog podparty łzami i byłem gdzieś daleko myślami jak w niemym starym filmie. Migała mi gdzieś Różyczka którą kocham i która jest związana z moim życiem i która jest przeze mnie nigdy nie zapomniana. Była jest i będzie kochana. Boże... to jest osoba którą bardzo kocha moje serce i tej dziewczyny już mogę nie zobaczyć nigdy więcej. W swej bezradności będę walczył z przeznaczeniem. Jednak wiem ze ode mnie ono silniejsze jest... odejdzie dziewczyna której nigdy więcej nie zobaczę i którą wiem że już na zawsze z życia stracę. Po mimo buntu swego muszę... ale ja się z losem nie pogodzę puki słonce nie wzejdzie na zachodzie.
- John ty myślisz ze ja umrę? Albo dziecko? Albo któreś z nas się zmieni to możliwe? Proszę odpowiedz... powiedz coś, cokolwiek
- Kocham cie słoneczko... Kocham i nie pozwolę żeby coś wam się stało. Rozumiesz zabraniam tobie nawet tak myśleć tak?
Pokiwała niepewnie głowa
- Ale ty będziesz myślał prawda? I zrobisz coś... coś żebyśmy się nie pozmieniali
- Tak kochanie
- I będzie miedzy nami normalnie? I nie bał byś się pójść ze mną do łóżka? Teraz jak już wiesz?
- Przecież sypiamy razem - odparłem
- Ale mi chodzi o... Tak jak wtedy w samochodzie od tamtej pory tak nie spaliśmy
-To sobie pośpimy dzisiaj tak?
Kiwnęła głową
- Nie powiesz nikomu?
Pokiwałem głową
- Samochód maleńka jesteś wielka - powiedziałem - Ja mam to w samochodzie... Wiedziałem że coś gdzieś jest. Ja dla ciebie wszystko zrobić mogę, w perły zmienię deszcz bo masz w sercu bukiet róż i chce żebyś została na zawsze ze mną już teraz
- Co ty do mnie mówisz? Zaszyfrowałeś się jakoś
- No wezmy ślub jak najszybciej. Co ty na to?
- Chciała bym ale teraz? Ten brzuch widać i tyle pracy masz
- No i co... jest tam dzidziuś to go widać a dla ciebie zawsze mam czas. Robota nie zając nie ucieknie. To co szukamy jakiegoś plebana? - zapytałem
- A jak się zmienię?
- To będę miał żonkę inną niż wszyscy
Wtedy do pokoju wszedł Drake i Alex. Rety na prawdę? Teraz jeszcze jego mi tu brakowało
- Co się tu dzieje czemu ona płacze? - Rozi szarpnęła mnie za włosy
- Bo... bo ma zmiany nastroju i dziś na smuty ją wzięło. Tak kochanie? - dopytałem
- No mam doła Drake - odparła Rozi
- My to właściwie po ten pamiętnik przyszliśmy bo tej kartki szukamy - wypaliła Alex
- No istotnie znalazłem tam wzmiankę że ten bunkier ma jakby drugie dno, czyli gdzieś jeszcze powinien być jakiś czytnik i gdy by się go jakoś rozkodowało to może tam ten papier by był - ciągnąłem dalej swoją myśl
- Dał byś poczytać może jakaś wskazówkę podłapię - powiedział Drake
- Jasne leży na biurku
- To my nie będziemy przeszkadzać
- Nie przeszkadzacie wybieramy się z Różyczką popatrzeć na księżyc prawda kochanie?
- Tak - pokiwała głową
- No to może z Alex pójdziecie do kuchni i jakieś smakole przyszykujecie gdy byś zgłodniała? - zaproponowałem
- Dobry pomysł a ty czemu ze mną nie pójdziesz?
- Muszę porozmawiać z Drake o wiatraku
- O wiatraku? - zdziwili się wszyscy troje
- Tak uciekajcie bo dziś pełnia i przegapimy
Dziewczyny poszły
- O co chodzi z tym wiatrakiem? - dopytał Drake
- Nie o wiatrak tylko Rozi. O niej muszę z tobą pogadać ale masz nie komentować i nie powiedzieć jej że wiesz
- Ale co? - dopytał zupełnie zbity z tropu
- Rozi... Eee... Pamiętasz jak zadrapał ją zimny wtedy nim mnie porwali?
- No tak ale się zagoiło i Amanda powiedziała ze nic jej nie jest
- No tak było - odparłem - ale teraz Rozi się obawia że może wirus na dziecko się przeniósł i albo ono będzie zimnym, albo ona się zmieni, albo oboje
- Co ty do mnie mówisz? Że moja siostra? To możliwe? Co teraz?
- Teraz to do łóżka z nią muszę pójść, w samochodzie mam papiery jak to z tymi babami w ciąży Iwan postępował poczytam i pogadam z profesorem ale jutro. Dziś muszę zająć się Rozi
- I co przelecisz ją? Nie boisz się a jak to naprawdę w niej siedzi? O kurwa nie ogarniam... - Teraz to Drake'owi trzęsły się ręce. -Moja maleńka siostrzyczka i może jej nie być, a ja taki skurwiel dla niej byłem
- Nie rozklejaj mi się tu. Teraz nie czas na to. Dziewczyny wracają znajdz tą kartkę, może szczepionka by pomogła... Nie wiem, co wyczytam w tych papierach... nic już nie wiem, oprócz tego że ją kocham i nie odpuszczę to mogę ci obiecać. A teraz gadaj o tym wiatraku coś... A i powiedz dyskretnie Alex żeby ją jakoś delikatnie wspierała bo jak do końca się załamie to my w dupie będziemy
- John - powiedział trzęsącym się głosem Drake - ale pomożesz? Obiecujesz? Bo jak ona... to ja cie zabije
- Nawet tak nie myśl. Pomogę jak, będzie trzeba to i do ruskich pojadę ja też ją kocham. Muszę jakiegoś popa poszukać. Ożenię się z nią, jak najszybciej, choć by w tą sobotę bez względu na to co się stanie rozumiesz? A ty świadek będziesz?
- Nie powinieneś ani z nią spać, a już na pewno się żenić - protestował - nie wiadomo co z nią i jak odbije się na tobie
- To mnie zabijesz - powiedziałem i zmieniliśmy temat na wiatrak
Alex popatrzyła na Drake, że łapy mu latają i chyba pokumała bo szybko zabrała go z pokoju. Jeszcze na schodach słyszałem jak Drake mówił
- Idziemy do piwnicy
- To co słoneczko gotowe?
- Tak zabrałam chyba wszystko - uśmiechnęła się
Wziąłem koszyk przytuliłem ją i zeszliśmy ze schodów. Wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się w stronę koloni
- Przecież samochód masz tutaj
- Pojedziemy tirem mam tam te papiery i wygodne łóżko
- Naprawdę masz tam łóżko?
- No i to dość spore... hehe... zrobimy to jak za pierwszym razem popatrzymy na księżyc będzie fajnie - szeptałem całując ją - zostaniemy do rana, a pózniej po śniadaniu pojedziemy do Krakowa
- A teraz gdzie mnie zabierasz?
- Tam gdzie księżyc będzie największy. Czyli będziemy gonić księżyc. A jak będziemy dostatecznie blisko to się zatrzymamy
- Podoba mi się... Nie wiedziałam że jesteś takim romantykiem i że umiesz płakać i że mnie naprawdę kochasz bez warunkowo bez względu na wirusa i że to udowodnisz
- No widzisz słoneczko jak ty mało o mnie wiesz. Jeszcze nie raz cię zaskoczę. A ta noc będzie najpiękniejsza w naszym życiu i będziemy ją wspominać jak już będziemy 90 lat mieli, jako jedną z wielu najwspanialszych. Wyobrażasz sobie mnie ze sztuczną szczęką? - palnąłem przy samochodzie. Różyczka tak się zaczęła śmiać że do samochodu wejść nie mogła. Prawie ją tam wsadziłem bo i brzuszek też jej trochę urósł, znów. Po chwili przyszedł Mariusz. Wytłumaczyłem mu że jadę sam bo się zaniepokoił i powiedziałem ze będę rano i że jestem na łączach jak coś. Wsiadłem do samochodu odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Nadajnik i krótkofalówkę wyłączyłem po 50 kilosach żeby mnie nie namierzali i nam nie przeszkadzali.
- A ty wiesz słonko że ja to tym nie bardzo umiem jezdzić?
- Powiedziałeś mu prawda?
- Tak kochanie to twój brat musi wiedzieć... No przynajmniej powinien, ale nie zagłębiałem się w szczegóły. Powiedziałem tylko że się obawiasz... Nic więcej a no i że ja to załatwię
- A załatwisz?
- Oczywiście. Nawet gdy bym musiał do samego Iwana jechać wyduszę z niego wszystko a potem go zabije. Jesteś najukochańszą osóbką w moim życiu i nasz maluszek też i nie pozwolę... Nie dopuszczę do tego żeby coś wam się stało
- Ale ja nie chce zostać sama... Nie chce żebyś pojechał... Boję się
- Zabiorę ciebie ze sobą jak będę musiał pojechać i obiecuję... A ty miałaś się nie martwic to miało być moje zmartwienie Uśmiechnąłem się
- Jak myślisz tu będzie dobrze?
- A trochę wyżej jak byś wjechał?
- Załatwione tylko muszę troszkę objechać. Ehh.. - westchnąłem ciężko mi było jak diabli i ten strach w oczach Drake. No ja pewnie wyglądałem podobnie jak mi to powiedziała i jeszcze rozryczałem się jak baba... Eh w dupę.
Wciągnąłem jakoś to wielką kupę żelastwa na wskazane miejsce. Patrzyliśmy na księżyc długo w milczeniu. Siedziałem na trawie, Różyczka mi na kolanach wtuleni w siebie troszkę się całowaliśmy. Ehh... w końcu Rozi zaczęła się trząść
- Wracamy skarbie do auta jest ci zimno - podnieśliśmy się z trawy i bez słowa poszliśmy do samochodu pomogłem jej wdrapać się do środka sam wszedłem i zamknąłem auto - może coś zjemy? - zaproponowałem okazało się że trafiłem bo Różyczka była głodna. Jedliśmy i rozmawialiśmy
- Co teraz? - zapytała gdy skończyliśmy
- No jest pózno wiec....
- Więc chcesz powiedzieć że się rozmyśliłeś i wracamy
- Nie - chciałem protestować jednak nie dała mi dojść do słowa
- Wiec będziemy spać w samochodzie?
- Owszem ale nie spać - uśmiechnąłem się. Najpierw zrobimy nastrój. - Rozi się zdziwiła - więc najpierw ogrzewanie. - Wcisnąłem przycisk uruchamiający ogrzewanie. - Teraz muzyka -mówiłem powoli i włączyłem spokojne piosenki dokładnie idealnie nadawały się na tę okazję - i jeszcze światło - powiedziałem przyciemniając je Rozi patrzyła na mnie jak na kosmitę - to co idziemy na górę?
Pokiwała głową. Musiałem ja tam wsadzić bo po sznurkowej drabince nie było opcji żeby weszła. Podciągnąć tak jak ja to robię też nie dała by rady przez brzuszek. Jak była już na górze dołączyłem do niej
- Sporo tu miejsca - powiedziała
- Dokładnie będzie nam wygodnie
Muzyczka cicho leciała z głośników i było bajecznie jak w telenoweli a nawet lepiej jak pózniej skomentowała to Rozi. No i pierwsza zasnęła. Gdy upewniłem się że śpi już twardo po cichutku zszedłem na dół, usiadłem na fotelu i zacząłem wnikliwie studiować lekturę. Rety jak mi ulżyło gdy znalazłem to czego szukałem. Chyba z 10 razy to czytałem. Wyszło na to że to nie jest możliwe żeby dwie moje najukochańsze istoty były chore, ale dla pewności zalecane było zaszczepić Rozi przynajmniej na miesiąc przed planowanym porodem. No to teraz wszystkie siły rzucam na szukanie karteczki i składników. Rety ale mi ulżyło nie przeżył bym gdyby okazało się to prawdą. Po cichu wszedłem na górę i położyłem się obok.
- Znalazłeś coś? - dopytała
- Nie śpisz słonko?
- Nie mogłam ale nie chciałam ci przeszkadzać byłeś taki tym wszystkim pochłonięty... A mi siku się chce
- Rety to odraz trzeba było mówić. Choć - zdjąłem ją z łóżka - idziemy w krzaki mi tez się chce... he he
- Znalazłeś coś? - dopytała niepewnie
- Pewnie że tak. Jesteś zdrowa i ty i nasz maluszek i oboje jesteście bezpieczni kochanie tylko profilaktycznie musisz przyjąć to antidotum, ale tak jak powiedziałem nie jest ci ono potrzebne... tylko tak na wszelki wypadek
- To 100% pewności nie ma?
- Jest kochanie. Zaraz ci to pokarzę. Sama przeczytasz no i profesorowi dam żeby zobaczył i szykował tą szczepionkę. Teraz tylko zero nerwów kochanie
- Jesteś najlepszy - szeptała całując mnie
Powoli zebraliśmy się i zaczęliśmy jechać do domu. Gdy podjechaliśmy pod dom wysadziłem Rozi i poszliśmy do domu. Wszyscy byli w salonie i patrzyli na nas w milczeniu aż sami na siebie popatrzeliśmy. Czy coś z nami nie tak? Ale wszystko było ok... Drake patrzył na mnie pytająco i błagalnie jednocześnie nawet staruszka siedziała
- Oni wiedzą - stwierdziła Rozi
- Mam zabić twojego brata teraz? - złapała mnie za ręce Drake się podniósł - Nie podchodz - ostrzegłem - nikt nie rusza się z miejsca bo po ubijam i cisza ma być. Żadnych komentarzy pytań nic cisza. A ty jesteś jej bratem i miałeś gębę na kłódkę trzymać. Sprzedawczyk pierdolony - Alex usadziła Drake
- Uspokój się - prosiła cicho Rozi - oni dziwnie na mnie patrzą -dodała to co ja już wcześniej zauważyłem
- Profesorze zerknął by pan na te papiery bo za pewne wszystko pan już wie w czym problem
- Istotnie ale jeżeli zrobiłeś to co zamierzałeś to postąpiłeś bardzo nieodpowiedzialnie
- Zrobiłem... Uważałem to za stosowne i normalne skoro dwoje ludzi się kocha ma dziecko w drodze to czemu nie
- Twój wybór chłopcze ale bez ciebie nie damy rady z Ivanem jesteś nam potrzebny
- Przede wszystkim jestem potrzebny swojej żonie - wypaliłem -zorganizuje jakiegoś klechę i bierzemy ślub - oznajmiłem - tu mam obrączki - wyjąłem pudełko z kieszeni pierścionek dałem - z Rozi spałem, dziecko zrobiłem, wiec ożenić mi się kurwa chyba wolno. Jak macie jakiś problem mówcie a zbierzemy graty i spadamy stąd. To jakiś kosmos jest, farsa - wszyscy siedzieli jak wmurowani. Tylko profesor kręcił głową
- Chodzicie musimy porozmawiać - poszliśmy za nim prosił by opowiedzieć co i jak się stało. Jak wyglądała rana czy wystąpiły jakieś objawy i czy Różyczka była w ciąży. Potem zrobił jeszcze USG i stwierdził ze dziecko jest normalne. Prawidłowo rozwinięte i nie wygląda jak te w brzuchach kobiet z Rosji. Powiedział po pobraniu krwi od Rozi że też nic jej nie jest. Tylko ta szczepionka to by się przydała tak na wszelki wypadek. Zapewniłem go że ja z pod ziemi wykopie i kartkę i składniki. Kazał nam zostać, a sam poszedł poinformować innych. Rozi ryczała ze szczęścia ja razem z nią, tuląc ją do siebie. Pózniej przyszedł Drake ręce mu się trzęsły. Przytulił ją kawałek do siebie i tez ryczał i taki urokliwie płaczący trójkącik zastała cała reszta gdy weszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz