niedziela, 8 października 2017

Od Drake do pozostałych

Dzień minął spokojnie i oprócz Filipa nikt więcej nie dostał po mordzie. Quick i Rozi chyba poszli na górę.
Nie lubię nie dokończonych spraw. Zwłaszcza jeżeli chodzi o Rozi albo Alex. Ta druga w dziwny sposób stała się dla mnie ważna. A początki były dość trudne tak jak cały nasz związek. Zszedłem na dół do bunkra. Ostatnio z Lexi przeszukiwaliśmy bunkier ale szukaliśmy papieru, teraz muszę znalezć czytnik. Nie wiem ile czasu tam spędziłem, ale przeszukałem cały bunkier kawałek po kawałku. Aż w końcu znalazłem mały, dotykowy czytnik o zgrozo 8 cyfrowy. No pięknie... Kolejnych parę godzin spędziłem na łamaniu kodu. By na koniec wyjść wściekły, po kompletnej porażce. Nie lubię jak coś mi nie wychodzi. Usiadłem w salonie na kanapie.
- Idę na wartę - oznajmiła Pati wkładając kurtkę
- Pati - zacząłem - wyrobiłaś już normę - zauważyłem
Dziewczyna ostatnimi czasy wcale się nie oszczędzała i nie mal dzień w dzień siedziała na warcie. Czasem nawet o wiele za długo niż ustalaliśmy
- Ktoś musi - upierała się
- Pójdę - zaoferowałem się
- Chcę iść na wartę - nie dawała za wygraną
- To nie moja sprawa ale...
- Jak nie twoja to się nie wtrącaj - warknęła
- Spoko ale dziś ja biorę wartę
Ściągnąłem kurtkę i wyszedłem z domu za nim zdążyła zrobić to ona. Z tego pośpiechu nie odłożyłem ani kartki ani długopisu który miałem w ręku. Nie wziąłem również broni, ale nie zamierzałem wracać do domu. W tedy Pati poszła by na wartę. Czy ona w ogóle sypia? 
- Jestem na radiu - oznajmiła Pati przez urządzenie
- Czy ty nie możesz spać - odparłem
Zombie biegał koło mnie. Było już póznio i wszyscy oprócz stróżujących "psów" zapewne spała. Poszliśmy na wyznaczone miejsce do warty. Wszedłem na drzewo, usiadłem na gałęzi i zacząłem zapisywać na kartce najróżniejsze kombinacje cyfr. Podkreślając te które mógł użyć facet. Każdy ma swój pewien sposób hasłowania i jeżeli złamiesz komuś hasło na pocztę najprawdopodobniej masz hasło do wszystkich kont. Lecz są ludzie bardziej inteligentni i na wszystko zakładają inne hasła. Wtedy też w jakiś sposób są identyczne. Na przykład nasz profesorek psychopata miał coś z cyfrą nr 3 i każdy jego kod miał w sobie tę cyfrę. Wystarczy tylko pomyśleć i rozszyfrować klucz.
- Drake - usłyszałem głos Pati w urządzeniu
- No? - mruknąłem
- Co jest ze mną nie tak? - spytała nagle
- Po za tym że jesteś bi? - dopytałem
- Właśnie - podłapała - jestem Bi. Nie jestem wymagająca, otworzyłam się nawet na obie płci a i tak nie mam ani chłopaka ani dziewczyny
- Pati nie jestem psychologiem - odparłem - i już na pewno nie ogarniam dziewczyn nawet jeżeli lubią inne dziewczyny. Wiesz Pati ja mogę pogadać z tobą o tym która ma ładny tyłek albo coś takiego
- Co ona ma czego ja nie mam - ciągnęła dalej
No to się wkopałem...
- Nie wiem Pati - odparłem
Co mam jej powiedzieć że Julka jest ładniejsza i bardziej kobieca... A może właśnie to powinienem powiedzieć.
- Za nim ona się pojawiła to myślałam że między nami coś było... Gadam głupoty - powiedziała - miłej warty jak coś to do usłyszenia
- Pati
- No - odparła
- Luke to głupek - powiedziałem bo to chciała usłyszeć - a Julka to słodka idiotka. Teraz są ci wszyscy ludzie znajdziesz sobie chłopaka czy tam dziewczynę wedle uznania
Już więcej się nie odezwała. A ja na nowo zacząłem kombinować nad kodem. Podkreśliłem 7 kodów, których nie sprawdziłem. Któryś z nich musiał być właściwym. I zaraz po skończonej warcie miałem iść je sprawdzić. Schowałem kartkę do kieszeni i zacząłem odpływać. Zasypiając mało co nie spadłem z drzewa. Spojrzałem na dół na Zombie. Przeważnie też spokojnie spał ale tym razem niespokojnie kręcił się cicho popiskując.
- Co jest - mruknąłem
Zeskoczyłem z drzewa. Pies podszedł do mnie by za chwilę zacząć kręcić się w kółko.
- Idziemy - powiedziałem do psa
Poszliśmy kawałek w las. Im bardziej zagłębiałem się w las tym Zombie był bardziej niespokojny a nawet zaczynał poszczekiwać. Próbowałem nasłuchiwać ale słyszałem tylko dość głośną muzykę którą włączyli kretyni z koloni. Coś było nie tak. Dlaczego nie zabrałem ze sobą broni. Wybiegając z lasu wpadłem na jakiegoś kretyna ze spluwą, szczącego na drzewo. Był o wiele młodszy niż ci którzy obstawiali broń.
- Daj mi swoją broń - nakazałem
- Na głowę upadłeś nie dam ci broni - oburzył się
- Nie mam czasu - warknąłem - dawaj broń
- Spadaj koleś - ostrzegł
- Czy ty w ogóle umiesz się tym posługiwać? - spytałem podchodząc do niego
Potrzebowałem broni, a do domu było za daleko. Czemu ten koleś jest taki uparty. Niech daje broń i leci poskarżyć się Mariuszowi. Przywaliłem mu w ryj, i naprawdę starałem się by nie przywalić mu zbyt mocno. Wykręciłem mu rękę gdzie trzymał broń. I nie wiem kto był bardziej zdziwiony. Ja czy on w chwili gdy chłopak w panice nacisnął spust. Spudłował... Co z niego za żołnierz kiedy spudłował. Wytrąciłem mu broń drugi raz dając mu w pysk tym razem mocniej. Ale przerażenie w oczach chłopaka zmusiło mnie bym spojrzał na siebie. Moja biała koszulka szybko robiła się czerwona. Niech to szlak jednak nie spudłował. I serio nic nie czułem... Powaga? Albo zmieniłem się w zombie albo sam nie wiem... Trzymając w ręku broń oddaliłem się od chłopaka. Musiał spudłować, a może to jego krew przecież mi nic nie jest. Nie mogłem dłużej się nad tym zastanawiać. Pobiegłem w las, przerażone krzyki wskazały mi odpowiedni kierunek. Ludzie biegali spanikowani a wśród nich łaziła masa zombie. Nie wiedzieli co mają robić. Strzelali na oślep raniąc swoich kolegów, To była maskara i uczta dla wygłodniałych zombie.
- Wynoście się z lasu - wrzasnąłem przekrzykując cały ten zgiełk
Miałem nadzieje że koleś miał pełen magazynek. Zacząłem strzelać w łby zimnych. Było ich dużo i wcale nie pomagał gęsty las gdzie nie przedzierało się światło księżyca. Radio - kretynie
- Pati - powiedziałem do urządzenia ale po drugiej stronie była cisza. - Pati - powtórzyłem
Musiała paść bateria... Miałem tylko nadzieje że starczy mi nabojów i że za chwilę ktoś tu się zjawi. Część z trupów podążała za uciekającymi ludzmi. Duża części rzuciła się na mnie i było by dobrze gdyby nie fakt że zacząłem chwiać się na nogach. I niech to szlak... cholernie bolało mnie w prawej stronie między żebrami. Znałem ten palący bul. Gnój jednak trafił...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz