Moja siostra miała racje. Cholera... faktycznie. Jak on ją zostawi dla innej wszyscy możemy wylecieć z chaty, że ja wcześniej na to nie wpadłem. Miała racje Quick stał się interesowny i co pózniej wylecimy na osadę i będziemy lizać mu dupę jak jego pieski. Jak straci ona stracimy wszyscy nie da się ukryć. Niech to szlak muszę wkręcić się do tego szpitala, i do jego interesów co będzie trudne. I najtrudniejsze muszę zmusić go by chajtnął się z moją siostrą. Czemu w tych czasach wszystko jest takie trudne. Jak by nie mogła robić tego co jej kazałem. Fakt mówiłem na początku aby się do niego zbliżyła, by on ją polubił i nas nie zabił. No ale moja siostra słowo zbliżyć wzięła dosłownie. A teraz ja muszę się bujać.
- Nad czym myślisz? - spytała Al
- Nad... - zastanowiłem się ile mogę jej powiedzieć. Nie nic jej nie powiem - myślę o Alfredach
- Znowu się ze mnie nabijasz - fuknęła
- Nie skąd - odparłem od razu. Jednak to nie był dobry pomysł - myślę nad wiatrakiem, ogrodzeniem. Zawaliło i zastanawiam się dlaczego
- W tym raczej ci nie pomogę - odparła - zupełnie się na tym nie znam
- Muszę iść pokombinować - powiedziałem
Pocałowałem ją i wyszedłem z pokoju. Poszedłem dłubać przy tym płocie. Dziwne ale to pomagało mi myśleć. Nie wiem ile czasu minęło a ja nadal nic nie wymyśliłem. Dobre to że przynajmniej zabierze mnie ze sobą do tego szpitala. Przejąłem jazdy swojej siostry. Zaraz sam stanę się o niego zazdrosny. No nie wierze. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Quick
- Co ty robisz?
- Ogrodzenie - odparłem
I co ja się z tobą stary teraz mam. Będę robić za twoją przyzwoitkę.
- Już wiesz co zawaliło? - spytał
- Nie bardzo - powiedziałem szczerze
Przecież wcale nawet się na tym nie skupiam. Ciężko jest pracować kiedy męczą człowieka takie myśli. Tu już nie chodzi o zazdrość mojej młodszej siostry tu chodzi o przetrwanie nas wszystkich. Znaczy właściwie obchodzi mnie tylko moja siostra i Al. Luke już robi za jego pieska więc może i by dał sobie radę żyjąc na osadzie, Lex też by się zajął. Cholera dałem się wrobić mojej głupiej siostrze. Wiedziałem że z tym gościem będą kłopoty.
- Drake co z tobą? - wrzasnął Quick
- Mówiłeś coś szefuńciu - fuknąłem
- Pytałem się ciebie czy długo zajmie ci naprawa ogrodzenia
- Nie wiem - przyznałem - postaram się je ogarnąć i zobaczę co z wiatrakiem.
Quick bez słowa wyszedł za ogrodzenie. Borysa nie wziął ze sobą za to zabrał Mariusza. Co to ma być faworyzowanie piesków... Z ogrodzeniem było wszystko w porządku, więc wiatrak znowu musiał zawalić. To stary złom, którego skręcałem na druty i którego zżerają myszy. Wróciłem do domu po Krzycha by mi pomógł jak będę na górze ktoś musi sprawdzać na dole. Wcześniej robiłem to z Roz pózniej z Quickiem i Luke'm. Jak tylko wszedłem do domu od razu za atakowała mnie Roz z Damonem
- Byłeś? - spytała
- Gdzie? - dopytałem
Rozejrzała się dookoła
- No gdzie? A o czym rozmawialiśmy?
- Przecież powiedział że zabierze mnie tam jak pojadą jego goście - przypomniałem
- Jak ty nic nie rozumiesz - fuknęła - Drake on tam trzyma Włoszkę. I zamierza jechać na parę dni do Włoch.
- Chwila zwolnij - poprosiłem - jak to zamierza jechać do Włoch
- Normalnie tak mi powiedział
- A skąd wiesz że tam jest jakaś Włoszka? - dopytałem
- Borys się wygadał. Drake proszę cię musisz tam iść teraz
- Siostra ja cię kiedyś zabije - warknąłem
Odkręciłem się na pięcie i wyszedłem z domu. Niech to szlak i co ja mam powiedzieć. Jeżeli jakimś cudem uda mi się ujść z życiem to Quick zacznie coś podejrzewać. Szedłem do szpitala i już byłem prawie przy ogrodzeniu a nadal nie miałem żadnego planu. No nie wierze będę improwizował...
Ominąłem główną bramę szpitala. Byłem pewny że jestem obserwowany. Jak by to zjeść... Szlak będę improwizował. I przeskoczyłem ogrodzenie. Było dość spokojnie, przynajmniej chwilowo. Jak mnie zabiją siostra będę nawiedzał cię w nocy. Skradając się zacząłem iść na tył budynku. Moja siostra miała rację nie wejdę tam wtedy jak sam tego chce, ale jeżeli oni będą tego chcieli. Szedłem na tyły aby móc wykręcić się tym że szedłem do lasu za szpitalem. Przecież gdybym chciał tam iść omijając szpital musiał bym nadłożyć parę kilometrów. Tak to był świetny skrót i idealna wymówka.
- Stój - wrzasnął ktoś za mną - łapy do góry
- Ten tekst podłapałeś z filmu? - wypaliłem
Nagle zrobiło się ich więcej. Wszyscy mieli niezłe spluwy. Oj nie wiem czy uda mi się wyrwać. Do mafii się nie skacze każdy to wie.
- Ej chłopaki - zacząłem - ja idę tam - wskazałem na las - zaraz mnie nie będzie zrobiłem sobie skrót. Przecież możecie przymknąć oko. Nie... Może pokerek dla za ciśnienia więzi przyjazni.
Niech to szlak mówili po Włosku. Nie znam włoskiego. Strzelą mi w łeb i nawet nie wiem co powiedzieli. Chyba ten jeden co mówił do mnie po polsku przetłumaczył pozostałym. Nie wyglądali jak by chcieli się ze mną dogadywać jeden z nich wymierzył we mnie spluwę. No to teraz muszę ratować swoją dupę.
- Co gnoje nie potraficie się bić tylko od razu pukawki wyciągacie. No co który się ze mną zmierzy? Moja babcia pewnie lepiej bije od was.
Ten tekst zawsze działa by dostać po ryju. I tym sposobem ten co mierzył schował broń i podszedł się zemną naparzać. Potem podszedł jeszcze jeden i następny. Aha... Jak z jednym dawałem sobie radę bez problemu, to z pięcioma nie miałem żadnych szans
- Dobra to tylko głupek - fuknął jeden z nich po polsku
- Ty mnie rozumiesz? - dopytałem plując krwią po solidnym ciosie w brzuch - Sorry, powiedz kolegom że nie chciałem. Szef kazał mi tu przyjść
Gościu chyba przetłumaczył bo zaczął się lekki raban. Wiedziałem że to zadziała. Chcą mnie ubić ale nie mogą bagatelizować tego co mówię. Może ich szef faktycznie wydał taki rozkaz.
- Powiedz że Drake przyszedł - poleciłem opierając się o ścianę budynku bo ledwo trzymałem się na nogach
Jeden z nich poszedł. Wszystko mnie bolało jak bym wpadł pod pociąg. Cholera moja przeklęta siostra i jej pomysły. Chwilę pózniej przyszedł ten koleś. Coś powiedział po Włosku.
- Chodz - rozkazał
- Mówiłem ci że jestem z szefem na ty... I co łyso ci
I oczywiście wyrobiłem w gębę bo koleś miał łysą glace.
Całe szczęście nie straciłem zębów. Zamknąłem się nie chciałem prowokować łysego by przywalił mi jeszcze raz i tak ledwo trzymałem się na nogach. Wprowadził mnie do środka. To nie był ten szpital który odbijaliśmy. Nie poznawałem tego miejsca powaga. Próbowałem zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Łysy kazał mi zostać przy jakiś drzwiach a sam wszedł do środka. Za chwilę ze środka wyszedł łysy i Quick.
- Spadaj łysolu - warknąłem - Co to ma być! - warknąłem do Quicka - widzisz jak ja wyglądam. Stary nie podoba mi się to. Mam prawo poruszać się gdzie chce. Zamierzałem naprawić ten zasrany płot jeszcze dziś za nim się ściemni ale żeby to zrobić potrzebowałem drutu którego użyły dziewczyny w lesie za szpitalem. Stary oni mnie tam prawie za ciukali. Spadam stąd, i w ogóle grubo się zastanawiam czy nie spadać z tego miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz