sobota, 21 października 2017

Od Lexi

Trucizna rozniosła mi się już niemalże na całą rękę przez co zawsze nosiłam coś na długi rękaw choć był środek lata. Ale kiedy rano zobaczyłam że wyszła mi na dłoń to się już na maksa wkurzyłam. A na dodatek na śniadaniu mieliśmy gościa którego nawet znałam. Quick chyba też stracił humor i zachciało mu się prawić kazania. Nie odnosił się do nikogo specjalnie a ja nawet razu nie narzekałam na dzieciaka a tym bardziej na Roz ale to zdenerwowało mnie jeszcze bardziej a może po prostu szukałam pretekstu do kłótni bo już  nie radziła sobie sama ze sobą.
- To przez jego ojca- szepnął do mnie Luke kiedy miałam już się odezwać. W sumie chciałam zarzucić Quickowi to że do nas mierzyli jego ludzie w naszym własnym domu, że mam dość tych wszystkich ludzi że on sam się zmienił i jest wręcz czasami nie do wytrzymania, że nie ma prawa robić jakichś zombie ale szybko zrozumiałam że tak naprawdę po prostu tylko szukam pretekstu do kłótni a wiec naburmuszona jadłam śniadanie w ciszy. Kiedy Quick skończył kazanie i poszedł na górę z Rozi a pan ojciec za nimi przy stole zapanowała normalna atmosfera a rozmowa zeszła na jakieś głupoty.
-A więc naprawdę masz zamiar zaprosić zimnego na obiad?- spytała Amanda.
-Nie słyszałaś co Quick powiedział czy nie przyswoiłaś? To on go zaprosił i powiedział że jak komuś to przeszkadza to nie musi przy nim siedzieć.- i na tym chciałam uciąć temat ale to przecież Amanda.
-To są zimni i w ogóle ciebie też powinniśmy zamknąć w celi, mamy tu dzieci a ty jesteś niebezpieczna...
-Oj Amando nawet nie wiesz jak bardzo, radziłabym ci w ogóle przy mnie nie przebywać a już na pewno kiedy w pobliżu nikogo nie będzie bo cię jeszcze pogryzę i zarażę.
Amanda oburzona odeszła od stołu mrucząc pod nosem że to są poważne sprawy a ja sobie z tego żartuję.
-A więc ty naprawdę go zaprosisz?- spytał Drake udając oburzenie i idealnie naśladując Amandę.
-Drake bo ciebie też pogryzę- ostrzegłam uśmiechając się.
-Luke jak mogłeś- krzyknęła nagle Julka- ona ma dziesięć lat. To dziecko.
-Sama chciała- zaczął się bronić Luke a wszyscy którzy byli jeszcze przy stole zaczęli się przysłuchiwać. - tym bardziej chyba dobrze że będzie się umiała obronić.
-Dajesz dziesięciolatce broń? Swojej siostrze też byś dał?
-W sumie to mi dał- wtrąciłam się- jak miał 14 lat a ja 9 zawalił ojcu spluwę by się pouczyć postrzelać no i zabierał mnie ze sobą.
-Że co ?-dopytała Julka
-no tak ale miał wtedy 14 lat a pózniej sam stwierdził że to było nie odpowiedzialne i przestał.
Chyba mu nie pomogłam bo Julka krzyczała jeszcze bardziej.
Reszta dnia minęła normalnie zbliżała się pora obiadu a więc wyszłam po Alfreda. Wcześniej rozmawiałam z nim na ten temat i zgodził się na wszelkie badania o ile obiecamy że zostawimy go i jego rodzeństwo w spokoju.
Już nie miałam problemu ze znalezieniem ich choć rozmowy wciąż sprawiały mi trudność. Przy okazji nauczyłam Alfreda przybijać żółwika na powitanie.
Zaciągnęłam mu kaptur na głowę i poprowadziłam do domu. Mijani ludzie patrzyli na nas ale nie dlatego że Alfred był zmutowanym zimnym tylko dlatego że był środek lata  a ten ubrał się jak na Grenlandię.
- Tylko się zachowuj - powiedziałam do niego, w sumie jeszcze się nie przyzwyczaiłam że wcale nie muszę do nich mówić by się porozumieć. Quick czekał przed drzwiami, ciekawe czy dlatego oby jakiś jego piesek nie sprawdzał Alfreda za nim go wpuści czy po prostu ciekawość go zżerała.
-Alfred miło cię widzieć- powitał go Quick, i o dziwo nie usłyszałam w tym żadnego sarkazmu. Alfred jako że mógł wnikać w moje myśli zrozumiał że to było powitanie i wyciągnął rękę aby przybić żółwika. Quick spojrzał niepewnie najpierw na Alfreda a pózniej na mnie ale przybił co bardzo ucieszyło Alfreda.
-Chyba cię lubi- poinformowałam Quicka.
-Bo mnie wszyscy lubią- odparł i weszliśmy do domu. W salonie byli już wszyscy nawet Amanda.
-To Alfred- przedstawiłam - a to Rozi , Drake, Julka , Luke, Mateusz, Krzysiek, Pati, Witek, Borys, Profesor i jego Żona oraz Amanda- wyjaśniłam wskazując na każdego po kolei.
"-To twoi bracia?"- spytał Alfred
-Właśnie, choć za Amanda nie przepadam ale było by miło gdybyście jej nie zjedli, bo jeszcze się otrujecie jest toksyczna.
"-Braci się nie zjada"- oznajmił Alfred co chyba można było uznać za potwierdzenie.
-I ty tak naprawdę z nimi rozmawiasz?- spytała Amanda- i co mówi.
-Mówi że jak jeszcze raz kogoś się czepniesz to cię zje. - odpowiedziałam jej żeby trochę ja po wkurzać.
"-Wcale tak nie powiedziałem"- zauważył Alfred.
-Ale ona nie musi o tym wiedzieć.
-Ale o czym?- dopytała Amanda.
-jak ma zamiar cię zjeść by się nie otruć.- mało co nie wybuchłam śmiechem bo Amanda brała to na poważnie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz