Tak jak obiecał zadzwonił o 14. Powiedział że nic im nie jest i się rozłączył. Wyłączyłam telefon i go schowałam. Dimitri przyszedł jeszcze dwa razy z jedzeniem ale nie mogłam się niczego od niego dowiedzieć. Dostawałam już jakiegoś szału w tym pokoju. Chodziłam w tę i z powrotem, a czas wlókł się nie miłosiernie wolno. Następnego dnia Dimitri przyszedł trzy razy i wyszedł ,nawet się słowem nie odezwał.
Trzeciego dnia od przyjazdu tutaj, po tym jak Dimitri przyniósł mi śniadanie włączyłam telefon i zadzwoniłam do Quicka, odebrał za czwartym razem.
-Przeszkadzam?- spytałam.
-nie, mów o co chodzi. Gdzie jesteś
-Nie wiem w lesie- odparłam zgodnie z prawdą, nie po to dzwoniłam.
-W lesie?- dopytał
-No przecież mówię.
-Ale jak do drzewa cię przywiązał?- dopytał.
-Nie- od razu zaprzeczyłam.
-A więc w piwnicy trzyma?
-No teoretycznie, Quick nie po to dzwonię...
-Co oznacza teoretycznie- przerwał mi.
-Bo piwnica jest pod domem, a więc jestem w pokoju w piwnicy. Mogę z nimi pogadać?
-Co?- spytał zdziwiony.
-Z Luke'em i Drake'em. Mogę?- spytałam
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo musisz oszczędzać baterię.- powiedział rozsądnie.
-Musze pogadać chociaż z Drake'em. Pięć minut. Wiem że są ważniejsze sprawy i nie długo bateria mi padnie ale ja muszę z nim pogadać.
-Alex nie ma opcji jak będziesz wiedzieć coś istotnego to zadzwoń.
-Quick czekaj- zawołałam przeczuwając że zaraz się rozłączy.- jak nie dasz mi z nim pogadać to i tak rozładuję to baterię, pogram w grę czy coś.
-Alex, przecież chcesz się stamtąd wydostać...
-To może zamiast ze mną gadać dasz mi Drake'a?
Quick westchnął.
-Nie ma go tutaj, gdzieś sobie poszedł.
-Quick nie umiesz kłamać.
-Dobra pięć minut- poddał się. Przez chwilę panowała cisza.
-Al...-zaczął Drake ale mu przerwałam, ucieszyłam się że go słyszę, to oznacza że jednak nic mu nie jest.
-Co wy odwalacie?- spytałam na wstępie przerywając mu.
-Pytanie gdzieś ty była- najwidoczniej nie tylko ja byłam wściekła. Chciałam powiedzieć coś w stylu że na randce ale szybko się powstrzymałam bo mógłby wziąść to na poważnie.
-Nic ci nie jest?- dopytałam, miałam tylko pięć minut, nie chciałam się z nim kłócić.
-Wszystko w porządku z Luke'em też- zapewnił.
-Pogodził się z Julką?
-Raczej, i przestał chlać
-Chlać?- powtórzyłam.
-No tak, ty nie wiesz, dobra nie ważne już tego nie robi. Co chciałaś mi powiedzieć?
-Luke pije?- dopytałam zdziwiona, wiedziałam że jest w rozsypce ale żeby od razu tak się staczać.
-Już nie- uspokoił- a więc co wtedy chciałaś powiedzieć, zanim Luke wparował do mojego pokoju?
-I powiedział że masz inne? -spytałam wkurzona -A czepiasz się mnie, choć nic mnie z Saszą nie łączy?
-To nie tak- zapewnił- Rebecka...
-Rebecka- powtórzyłam sucho. A więc ta połowa dziewczyn w miasteczku ma imię.
-Ona nic dla mnie nie znaczy.
-oczywiście. Jej też to mówisz, że ja nic dla ciebie nie znaczę?- dopytałam bliska łez. Może Quick miał racje i nie powinnam z nim gadać.
-Lex, to naprawdę nie tak...
-Dobra wiesz co, już minęło te pięć minut- wykręciłam się.
-Lex poczekaj, co chciałaś mi powiedzieć?
Wzięłam głęboki wdech, skoro nic dla niego nie znaczę, nie pokażę jak bardzo mnie zranił.
-To już nie aktualne, chciałam ci powiedzieć że cię kocham.
I się rozłączyłam, dokładnie w chwili gdy się rozryczałam a drzwi się otworzyły.
No przecież nieszczęścia zawsze chodzą parami. Dimitri już zauważył telefon, zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Nie powinien przychodzić, nie była pora jedzenia. Mam przesrane. A na dodatek nie było warto.
-To kiepski pomysł- powiedział w końcu po całej wieczności milczenia.
-Dimitri, nie możesz tego powiedzieć Saszy.- powiedziałam wycierając łzy.
-mogę- stwierdził -a nawet muszę. A mówiłem abyś współpracowała z Saszą.
-Wiem, a jak oddam ci telefon nic mu nie powiesz?- zaproponowałam podając mu telefon.
-Ile im powiedziałaś?- spytał bawiąc się telefonem.
-Nic.
-Wiedziałaś że napadną na rezydencję?
-nie, gdybym wiedziała zostałabym- w sumie sama nie wiedziałam czy to mi pomoże czy wręcz przeciwnie.
-Nie poddasz się prawda?
-Nie rozumiem.
-Będziesz wciąż próbować uciec.
-A ty byś się poddał, grzecznie siedział i robił co ci każą?
Dimitri wstał i do mnie podszedł.
-Na przyszłość bardziej uważaj -poradził i oddał mi telefon- chodz, mam cię zawieść do lekarza.
Wyprowadził mnie z domu i zatrzymał się przed samochodem.
-zawiążę ci oczy- wyjaśnił- tak na wszelki wypadek, już mówiłem że chce jeszcze pożyć.
-Gdzie Sasza?- spytałam
-Załatwia sprawy, w końcu twoi znajomi wysadzili mu rezydencję.
-Nie znajomi tylko Mściciel.
Samochód ruszył.
-Teraz radziłbym ci się nie wychylać, nie znasz go. Będzie cię lepiej pilnował, prawie mu uciekłaś i to dwa razy. A za trzecim razem radziłbym ci już nie dać się złapać z powrotem. Uwierz mi.
Przeraził mnie tymi słowami. Oddał mi ten telefon. W sumie na tym bankiecie też mnie ostrzegł że pilnuje mnie więcej ludzi niż myślałam. A może to tylko gra, może Sasza mu kazał abym nie próbowała uciec. Miałam tylko większy mętlik w głowie. No i jeszcze Drake.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz