niedziela, 5 listopada 2017

Od Quicka

Siedzieliśmy na kanapie. Roz to nawet już przysypiała na moich kolanach. Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Oglądaliśmy wtedy telewizję. Marko poszedł otworzyć. Przyszedł blady jak ściana. Roz wybudził dzwonek .
-Co ci jest?- dopytałem- czemu się tak trzęsiesz
-Chyba mi słabo- powiedział Marko.
-Co się stało?- dopytałem
-Ci terroryści z telewizji pytają o ciebie.
-Co ty bredzisz ja nikogo tu nie znam a już na pewno  żadnych terrorystów. Zresztą sam wiesz że telewizja bredzi.
Pózniej przyszła Izabela z wielkimi oczami też blada.
-Quick oni naprawdę pytają o ciebie. Ta laska i ten gościu to są te same osoby.
-Skąd ty wiesz? ja nikogo tutaj nie znam o mnie też mówili że terrorysta jestem i?
-Ale oni tam są, napadli na nasz dom i pytają o ciebie. Może byś ruszył dupę.
-Pewnie są z telewizji powiedz im że nie będę udzielał wywiadu.
-Masz rację Quick- powiedziała Iza- tylko jeżeli nie są to terroryści to jakiś wywiad.
-Nie udzielam wywiadów powiedz im to.
-Ale oni nie mają kamer ani mikrofonów. To jest ta babka z kapturem i ten koleś.
-A co ja mam z nimi wspólnego może się pomylili? Powtarzam mam problemy z waszym sponsorem więcej nikogo tu nie znam.
-Ten koleś wymienił pełne twoje imię i nazwisko.
-Więc proś na salony.
-No tak- powiedział Marko - proś Iza państwa na salony przecież królewicz dupy nie ruszy.
Roz popatrzyła nic nie rozumiejąc.
-No tak- powiedziała Iza- matka go rozpieściła. I cały czas koło niego skakała. Amanda mi o tym opowiadała.
-Dobra- powiedział Marko- ja ich wpuszczę ale na twoją odpowiedzialność. Ty masz to załatwić i wiedz że mi się to nie podoba. ja się obawiam mam  dzieci. A o nich mówili w telewizji
-Spokojnie. ja to załatwię.
Marko poszedł nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć Roz już wisiała na Drake'u  i piszczała z radości. Marko i Iza zbaranieli.
-Marko zamknij drzwi odłóż telefon, to moja rodzina.
-To się dobraliście.
-No my zawsze za sobą jak za ścianą -stwierdził Drake.
-Siadajcie- powiedziałem -A ty Iza do garów- rozdysponowałem- Nie wiem Marko jeżeli ty tyle czekasz na obiad, śniadanie co ja będąc u ciebie gościem na kolację, żona mi prawie usnęła a tu nadal nic. Wiedziałem Izabelo że jesteś beznadziejna ale nie wiedziałem że aż tak.
-Przygotowałam dla czterech osób plus dwoje dzieci już miałam podawać.
-To musisz zmodernizować na osiem osób i troje dzieci.
-Ta baba jest beznadziejna -stwierdził Drake
-Raczej- dodałem
-To może sami się bujniemy- stwierdził Drake
-Państwo to nie powinni wychodzić bo was szukają- powiedział Marko
-Ale jak to?- zbladł Luke
-Tak to że mówią o was w telewizji- powiedziałem- tylko przysypiałem i nie miałem pojęcia że to o was chodzi.
-Mówcie jak Damon- dopytała Alex. - bo nadal to zle wygląda.
-Tylko wygląda ale jest dobrze- powiedziałem- ale powiem wam coś ciekawego. Rozmawiałem dziś ze sponsorem tego szpitala i wiecie co się okazało
-Że dobrze cie znali albo się za bali- stwierdził Drake
-Nie zły kosmos z tego twojego helikoptera- powiedział Luke
-Nie o to chodzi. Poznałem pana Saszę.
-Tego Saszę- dopytała Al
-Tak tą szmatę.
-nie zabiłeś go?- spytał zszokowany Drake
-Nie zabił- stwierdziła Roz- sama nie podejrzewałam że Quick ma takie maniery.
-Znaczy?- dopytał Drake
-Nie drąż -powiedziałem.
Przedstawiłem wszystkich Marko, zamówiliśmy kolację. Trochę wypiliśmy i Marko wskazał nam nasze pokoje. Jednak noc jeszcze się nie skończyła.
-Chodzcie- powiedziałem do nich- musimy pogadać. Marko wybacz to są rodzinne sprawy. Zajebaliście lota. Trąbią o tym w całych stanach. Jeszcze mnie w to wkręcają. Że wiążą , ja z tą bombą wy z tym lotem i mamy zamach.
-Ale my tak po cichu- stwierdził Luke - i prawie legalnie
-Luke i ty to mówisz?
-My tylko chcieliśmy być z wami- dodała Jula.- jesteśmy rodziną
-ja rozumiem. musimy uważać. Ty Drake i Alex musicie zmienić przynajmniej ciuchy, skoro Marko was poznał to wszyscy was rozpoznają. Jak tylko Damon z tego wyjdzie to spierdalamy stąd. Wy weszliście po cichu a ja wszedłem głośno z fanfarami.
-Ale jak? -dopytał Drake
-Normalnie, znasz Quicka- stwierdziła Roz - na ostro, zaczął do nich strzelać.
-Oni pierwsi zaczęli - wyjaśniłem- dobra tak czy siak jak najszybciej trzeba stąd spadać. Zrobimy międzylądowanie we Włoszech i spadamy do nas no chyba że ktoś chce to może wysiadać na własną odpowiedzialność. Powiążą wszystko i będą was szukać, Drake. No i jeszcze ten Saszka. Ubije skurwiela jak zobaczę. Dobra kładzcie się teraz. Rano widzimy się na śniadaniu i jedziemy do szpitala.
-A ten cały Marko nie doniesie?- dopytała Drake
-Facet jest spoko nie przejmuj się.
Wszyscy rozeszli się do pokoi a my z Roz położyliśmy się spać. nie wiem która to była godzina w nocy gdy obudziło mnie lekkie trącanie w ramie. Nie zaczaiłem wiec najpierw myślałem że to Roz budzi mnie do Damona Ale jak zobaczyłem Izę to wyskoczyłem z wyrka jak oparzony.
-Co ty tu kurwa robisz? Oszalałaś?
-Cicho bądz bo obudzisz żonkę- stwierdziła
-I dobrze bo ma się obudzić.
-Musimy dokończyć to co zaczęliśmy- stwierdziła
-Ze cztery lata temu, zwariowałaś chyba.
-Musisz -nalegała.
-nic nie musi- stwierdziła Roz i się podniosła.
-Słońce wez ja ode mnie, to nie jest moja wina.
-Wiem nie spałam jak wchodziła. A ty troszkę wypiłeś to cię z muliło.
-Przepraszam -powiedziałem chowając się za Roz bałem się tej baby
-Spadaj stąd- powiedziała Roz -Rozmówię się z tobą jutro. Masz męża własne życie czemu rozgrzebujesz coś co było dawno temu. Teraz ty masz dzieci, Quick jest żonaty. nie jest dla ciebie Nawet jakby był to jak widać na załączonym obrazku nie chce- i Roz wypchnęła Izę za drzwi
-Rety to było straszne- powiedziałem
- ludzi zabijasz a głupiej baby się boisz?
-No jak tak się patrzy na mnie
-Chodz spać idziemy- powiedziała
-Ale ja będę miał koszmary. A jak ona znów tu przyjdzie?
-To ją zabiję- stwierdziła Roz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz