piątek, 17 listopada 2017

Od Quicka

Tej nocy Damon jakoś niespokojnie spał. Chyba zęby mu dokuczały w sumie to nie wiem bo miał i gorączkę. Amandzie nie ufałem więc uszykowałem go około godziny 6 wyszliśmy z domu. I jak zwykle skierowałem się na jednostkę po drodze dzwoniąc do Mariusza.
- Maniek będziemy wylatywać do Włoch za godzinę. Musze Damona do lekarza zawieść, nie spał całą noc chyba coś jest chory.
Mariusz przytaknął i powiedział że zbiera się do wyjścia. Po drodze zatrzymał mnie mój człowiek.
- Szefie mam to - pokazał kopertę
- Koperta? No i co znalazłeś ją w lesie i się chwalisz nie rozumiem
- Dziś dostarczył ją jakiś człowiek
Spojrzałem na kopertę. Była zaadresowana do mnie i do Drake'a.
- Całkiem jak do małżeństwa - powiedziałem na głos
- Słucham - dopytał mój czarny brat
- Gdzie jest ten co dostarczył kopertę?
- Zastrzelił się na naszych oczach a ja go zastrzeliłem jeszcze raz żeby na pewno nie żył.
- No brawo ty - mruknąłem
Zabrałem się za otwieranie koperty. No w końcu była zaadresowana do mnie i do mojej żony którą był Drake. Na to wychodzi.
- Niech szef lepiej nie otwiera tam może być bomba
- Ta wezwij sapera albo się odsuń bo możesz wybuchnąć
- Sapera nie porwaliśmy nie było zlecenia. To się oddalę - stwierdził posłusznie cykor i poszedł
Rety z kim ja pracuję pomyślałem. Skupiłem się na otwieraniu koperty. Jednak faktycznie nim ją otworzyłem to coś dziwnego w niej było oprócz kartki. Otworzyłem ją w środku był pierścionek Roz. Wiem że jej bo miał nie typową dedykację. Z wypowiedzeniem słowa Ivaonow wcisnąłem gaz i niemalże wyjebałem w drzewo. Damon dzisiaj był bezkonkurencyjny.
- Jedziemy do domu - powiedziałem do niego
Posadziłem go w salonie. I skupiłem się na czytaniu ruskiej treści. Damon obudził wszystkich swoim wrzaskiem. Najpierw zbiegła Julka, Luke pózniej Alex na końcu Drake.
- Czemu on się tak drze - dopytał
- Nie wiem coś go boli na tą chwilę jest to nie ważne
- Nie ważne - ofukała mnie Jula biorąc go na ręce - Przecież odkąd Roz...
- No właśnie daj mu syrop jakiś przeciwbólowy bo chodzi o Roz
Drake wyrwał mi list.
- Ej tu jest wszystko napisane po rusku
I oddał mi list
- Wróć - powiedziałem oddając mu lis - przeczytaj i przetłumacz tak bym zrozumiał.
Nie wiedziałem co jest w liście. Drake dopytał na jaki język. Po chwili zbladł oddał mi kartkę i powiedział
- Sam przeczytaj ja za długo będę tłumaczył
- Wiesz że nie zdałeś egzaminu - dopytałem
- Moja siostra za trzy godziny - zaczęły trząść mu się łapy
Dopiero wtedy zacząłem czytać o co chodzi z tymi trzema godzinami
- Który dzisiaj mamy? - miałem nadzieję że usłyszę datę dnia poprzedniego
- No leć po nią - szarpał mną Drake
- Drake to nie jest takie proste
- Jak to bierz kasę, narkole i leć po nią
- Ale Sasza niczego takiego ode mnie nie chce.
- To czego chce? - dopytał Luke
- Chce się wymienić za Al
- To nie możliwe - stwierdził Drake
- Nie ma takiej opcji - powiedział Luke
- Dobrze was rozumiem - powiedziałem - mówię tylko że tak jest tutaj tak napisane. Roz żyje i warunkiem odzyskania jej jest przekazanie Saszy Al
Wszyscy trzej zaczęliśmy się kłócić. Tę kłótnię przerwał krzyk Al
- Może zagracie w pokera o to czy mam jechać czy nie, może zrobicie licytacje kto da więcej ten mnie wezmie. Nie jestem towarem na półce i zdecydowałam że jadę.
- Chyba lecisz - poprawiłem
- Nie chyba tylko na pewno - stwierdziła Al
- Al powinnaś się zastanowić - stwierdziłem
- Aleksandro ja się absolutnie na to nie zgadzam, zabraniam ci - powiedział Luke głosem nieznoszącym sprzeciwu
- Ja osobiście też jestem przeciw chociaż chciał bym zobaczyć siostrę
- To nie jest przetarg - ryknęła Al na nas wszystkich - czego nie rozumiecie w słowie wymieńcie mnie
- Al uspokój się - powiedziałem - sama przecież stwierdziłaś że nie jesteś towarem na przetarg. A wymiana to dokładnie to samo.
- Przestań ze mną dyskutować lećmy już - szarpała mnie za rękaw
- Nie zgadzam się - fukał Luke
- Może przemyśl to skarbie - powiedział Drake - chociaż spróbuj - poprosił
- I ty to mówisz. Ty nie masz uczuć. Gdyby ja miała taką możliwość wymienić kogoś za Luke nie wahała bym się.
Luke był rozżalony, Drake rozdarty.
- Al to może chociaż się spakuj - powiedziałem - jest jeszcze trochę czasu.
- Ciebie to już znam - warknęła do mnie Al - wrzucę jakieś szmaty bez znaczenia ale to i tak nie zmieni mojego zdania. Im szybciej tam będziemy tym szybciej będziemy mieć to z głowy.
Otworzyłem gębę by coś jeszcze przemówić jej do rozsądku
- Roz męczyła się z Saszą tyle miesięcy teraz moja kolej
- Okej ja tam się nie wtrącam za pół godziny możemy wylatywać, tym czasem pójdę ustalę wszystko z Mariuszem. Będę czekać jeżeli Al zdecyduje się pojechać to podbijcie ją na jednostkę.
- Przecież nie mamy prawa tam wejść
- Prawo to ja - stwierdziłem
Wziąłem Damona i wyszedłem. Przecież to jest bezsensu. Chciałem odzyskać Roz ale dlaczego cena musi być aż tak wygórowana. No w każdym razie tak czy siak coś ugramy. Jednak ku mojemu zdziwieniu po 20 minutach zobaczyłem idącą Alex a za nią biegł zdyszany Luke.
- Lecimy i bez dyskusji - powiedziała popychając mnie prawie do helikoptera
- Rety ale baba - skomentował Grzesiek który siedział już za sterami - szefie fajnie jest jak tobą ktoś pomiata?
Podałem rękę Alex która miotała się przy helikopterze.
- Jestem tak na was zła że nie mogę do tego wsiąść
- Rety przepraszam nie wiedziałem że masz z tym problem.
- Albo mnie tu wsadzisz albo dostaniesz w mordę tak jak Luke. Mam nadzieję że Drake szybko oprzytomnieje.
 -Co takiego? - dopytałem zapinając jej pasy
- Ty wiesz że ten kretyn Drake z Luke chcieli zaciągnąć mnie do bunkra i tam zamknąć. I co myśleli że będą mi tak dawać jeść jak pisklakowi
Luke zdążył tylko wrzucić torbę
- Góra Grzesiek - powiedziałem
- A gdzie jest pies nr 2? - zapytała Alex
- Pojechał obszczekać wroga - stwierdziłem
- Wolała bym pojechać niż lecieć
- To się przelecimy - stwierdziłem - Mariusz musi mieć zajęcie - skłamałem
Usiadłem przy Grześku.
- Jak to załatwimy szefie? - dopytał
- Normalnie jak ustaliliśmy robimy między lądowanie.
- Ja pierdole - powiedział Grzesiek
- To zrobisz pózniej teraz steruj
- To co teraz szefie - dopytał
Skinąłem głową. Grzesiek wykonał manewr Alex jak się spodziewaliśmy uderzyła się porządnie w głowę i straciła przytomność. Pózniej Grzesiek założył jej worek na głowę i przykuł do siedzenia. Wysiedliśmy z helikoptera w drugim siedział już Mariusz.
- Dobra plan jest taki - powiedziałem do chłopaków - ma wyjść jedna osoba z dziewczyną. Podejrzewam że ze strony Saszy będzie to Filip o którego mi chodzi. Bo ja też miałem przysłać albo Drake albo któregoś z was. Tylko zdejmij jej Grzesiek ten worek z głowy jak ją będziesz wyprowadzał. A czekaj jeszcze na uspokojenie coś jej dam bo cię jeszcze zabije.
- Dobrze sobie szef to wymyślił - stwierdził Mariusz
- No jeżeli ja w trakcie wymiany porwę Roz odstrzelacie Filipa i zabieracie go do drugiego helikoptera. Wtedy głupi Sasza będzie w szachu. A ja jako czarny koń. Powiem że wymiana coś nie poszła i niech mi odda Alex za darmo. Zobaczymy jak to się potoczy ale przynajmniej będę miał go w szachu.
Tak też się stało. Polecieliśmy na dwa helikoptery. Mariusz już był przyszykowany ja przebrałem się w samolocie. Byliśmy pół godziny wcześniej. Mariusz posadził helikopter 30 km od ustalonego miejsca. Zapakowałem Damona na tył samochodu. Czarny Mściciel właśnie w ten sposób ruszał do akcji.
- Dobra Maniek na mój znak ty ubezpieczasz, jak Roz będzie już z dala od helikoptera miej więcej jak będą miały się mijać. Podleć i pierdzielnij serią żeby tamten nie wycofał się nam. Grzesiek puszcza Alex łapie kretyna szpryca w kark ja zwijam żonę spierdalam ty ubezpieczasz. Mam nadajnik to mnie namierzysz bo nie wiem w którą stronę pojadę. Pieprzony rusek 5 miesięcy mi żonę trzymał. A niech ja się tylko dowiem że coś jej zrobił.
- A Grzesiek leci na bazę tak? - dopytał Mariusz
- Grzesiek tak
- Ty masz przypilnować tego helikoptera żeby za mną nie poleciał albo samochodu cokolwiek to będzie. Tylko go nie traf, żebyś nie skrzywdził Al.
- Myśli szef że się ocknie - dopytał Mariusz
- Nic jej nie będzie dostała tylko trochę na rozluznienie mięśni. Najwyżej pózniej wyżyje się na Saszce hehe. Wiesz Al to jak amazonka jak ją pierwszy raz spotkałem zaimponowała mi jest twarda jak facet niesamowita babka. A Grzesiek to wiesz że jest pies na baby. Przewróciła by oczętami i już był by jej. Dostał by w łeb i po całej akcji.
- To jeszcze im szef nie powiedział
- Jak byliśmy u tych rusków to nie spodziewałem się że spotkamy tam Roz. Miałem powiedzieć ale Drake jest zwariowany on nawet nie wiedział że ja wiedziałem że ona żyje. Człowieku oni chcieli ją pochować żywcem.
- Świetnie ich rozumiem szef jest psychiczny.
- Ej - ostrzegłem go
- Dobrze niech szef spada tylko niech szef nie robi głupot.
- No nic normalka tak jak to czarny mściciel
- Ta czarny mściciel normalny w Rosji
- Nie biadol bo już nie ma na to czasu.
Dalej wszystko potoczyło się zgodnie z planem. Z pewnej odległości widziałem jak Grzesiek wyprowadził z samolotu szarpiącą się Alex. Tamci raczej byli we dwóch. Gdy dziewczyny się do siebie zbliżały. Ruszyłem i w tym samym momencie dałem znak Mariuszowi żeby podrywał maszynkę.
- Mariusz mam dwie minuty do celu. Pózniej ty przejmujesz akcję. Wjechałem na plac. Narobiłem huku. Otworzyłem drzwi i wciągnąłem Roz do samochodu. Wszyscy nie byli bardziej zaskoczeni ode mnie gdy Roz się na mnie rzuciła z pięściami.  
- Ty wstrętny szajbusie - wrzeszczała lejąc mnie pięściami.
Wtedy rozwrzeszczał się Damon.
- Myślałam że ty jesteś. A ty porwałeś mi dziecko
Pokazałem tylko palcem na drzwi żeby je zamknęła. Posłusznie je zamknęła.
- Miał przyjechać po mnie mój mąż.
Kiwnąłem głową.
- Tam stał helikopter mojego męża i Grzesiek jego człowiek
- Zgadza się - powiedziałem
- A ty po prostu wciągasz mnie do samochodu i porywasz nie wierze. Jesteś bardziej szajbnięty niż mój własny mąż.
- Dzięki - powiedziałem wjeżdżając do pobliskiego lasu
- Wieziesz mnie z powrotem do Rosji? - dopytała bo właśnie w tą stronę się skierowałem
Zatrzymałem samochód i wysiadłem z niego bez słowa. Zabierając kluczyk ze stacyjki bo kto to Roz wie. Otworzyłem jej drzwi z drugiej strony. I niemalże siłą wyciągnąłem ją z samochodu. Próbowała mnie bić ale oparłem ją jakoś o samochód.
- Ty pieprzony zboczeńcu - wrzeszczała - będziesz to robił na oczach mojego dziecka.
- Tak wyszło - burknąłem
Wyjąłem z kieszeni pierścionek.
- Chciałem tylko go zwrócić - uśmiechnąłem się
Roz niby się uśmiechała, łzy leciały jej po policzkach. Po chwili zbladła. Rzuciła pierścionkiem i wrzasnęła.
- Ty skurwysynu zabiłeś mi męża.
- Nie wierzę - powiedziałem
- Ale co? - dopytała
- Będę musiał szukać teraz tego pierścionka.
- Moje dziecko płacze - ryczała
- Ma dziś gorszy dzień - burknąłem - możesz go wyjąć z samochodu tylko uważaj żeby ci nie uciekł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz