Ta wymówka z wiatrakiem nie bardzo mnie przekonała, nawet Julka to potwierdziła, no ale nie drążyłam tego tematu. Pogadam z Drake'em jak wrócę. Cieszyłam się że Rozi pójdzie ze mną. Na prawdę dawno z nią nie gadałam na osobności. Chyba nie najlepiej mi szło pocieszanie jej.
Dzisiaj był taki sam ruch jak wczoraj, dzień zlatywał szybko a ja nie miałam czasu na nic. I dzięki właśnie temu sklepowi udawało mi się utrzymać Alfredów z dala od siebie. Lubiłam ich i brakowało mi kontaktu z nimi ale od tamtej rozmowy zrozumiałam że oni potrafią kierować moimi myślami. Jeszcze chwila a naprawdę pojechałabym do tej Rosji, to mnie przerażało. W sklepie pojawił się Quick z Rozi i Damonem. I wyglądało jakby wszystko między nimi było w porządku. Może udawali? Chociaż nie to było nie możliwe żadne z nich nigdy nie udawałoby szczęśliwej rodzinki na pokaz. Musieli sobie wszystko wyjaśnić. I dobrze bo Rozi nie potrzebnie się zamartwiała. Quick nie powinien się wykręcać pracą. A jeżeli Drake czyje się podobnie? W końcu ja też więcej czasu spędzam w sklepie niż w domu.
-Kamila, dzisiaj zamykamy o 17.- powiedziałam do dziewczyny która jako pierwsza została zatrudniona.
-Ale jest pełno ludzi...-zaczęła protestować.
-Kamila nie jesteśmy robotami nie możemy pracować więcej niż 10 godzin, otwieramy o 9 i zamykamy o 17, i tak musimy przychodzić godzinę wcześniej i zostawać godzinę. A w niedziele nie otwieramy sklepu, powiedz Szymonowi aby wywiesił karteczkę kiedy sklep jest czynny.
Dziewczyna nie protestowała i od razu poszła zrobić to o co prosiłam. Spojrzałam na zegarek było wpół do piątej a wiec oświadczyłam że za pół godziny zamykamy. Myślicie że ludzie spokojnie kończyli zakupy i szli do kasy. Nie o ni zaczęli się rzucać jeszcze bardziej, jakieś dwie babki kłóciły się o paczkę chipsów, która w rezultacie pękła i wysypała się na podłogę.
-No normalnie gorzej niż w zoo- skomentowałam. Poszłam do tych babek.
-Czy panie to są normalne?- spytałam zirytowana- cenę podzielę na pół i panie będą musiały to zwrócić, radziłabym iść już do kasy i opuścić sklep bo jeszcze będę kazała paniom sprzątać.
-Co ty sobie gówniaro myślisz?- spytała jedna z nich, druga posłusznie poszła do kasy- ty tutaj jesteś od sprzedawania a nie od rozkazywania mi.
-Słuchaj babo, wynocha z mojego sklepu bo cię stąd wywalę i nie kupisz tu niczego już nigdy.
-Wszystko powiem szefowi- pogroziła ale i tak poszła do kasy.
-Świetnie- mruknęłam- to jeszcze resztę mu przy okazji oddaj.
I mało co nie wpadłam na Szymona.
-Posprzątam- oświadczył z miotłą w ręku.
Szymon starał się najbardziej ze wszystkich pracowników. Pamiętam że Quick w ogóle go zatrudnić nie chciał bo nie miał jeszcze osiemnastu lat. Ale w końcu się zgodził bo do osiemnastki brakowało mu miesiąca, ale powiedział że będzie miał go na oku. A wiec Szymon na uszach stawał by utrzymać się na stanowisku, tym bardziej że miał młodszą siostrę na utrzymaniu,a ich rodzice zginęli podczas pierwszego ataku zombie na osadę.
Z moich planów nic nie wyszło bo ostatniego klienta wywaliłam 20 minut po osiemnastej.
Zwołałam całą ekipę liczącą dwadzieścia osób.
-Ok zacznijmy od tego że wprowadziłam małe zmiany, pracę zaczynamy o ósmej a kończymy teoretycznie o osiemnastej, sklep otwieramy od 9 zamykamy o 17 niedziela jest wolna za miesiąc wszystko powinno się unormować i spróbuję wprowadzić pracę zmianową. Teraz ogarnijcie sklep i możecie wychodzić.
Zakończyłam "spotkanie" i poszłam się rozliczać. Te wszystkie faktury były jak czarna magia. Przy których siedziałam do 20. miałam tylko nadzieję że tym razem nie narobię zbyt wiele błędów. Ale do domu i tak wróciłam wcześniej niż wczoraj, Drake i dzisiaj siedział przed telewizorem. Usiadłam przy nim i przytuliłam się do niego.
-Rozi i Quick się już pogodzili?- spytałam.
-Taa, w końcu, jeszcze chwila a Rozi by się od wódy uzależniła.
-Jesteś na mnie zły?- dopytałam
-O co?- spojrzał na mnie zdziwiony.
-O cokolwiek na przykład o ten sklep.
-Nie- zapewnił od razu.
-A więc gdzie byłeś z Quickiem po śniadaniu?
-No pojechaliśmy do wiatraka, przecież mówiłem- skłamał.
-Drake dobrze wiem że to nie o wiatrak chodzi, skoro nie jesteś na mnie zły o ten sklep to czemu nie mówisz mi prawdy?
No i szach mat. Cokolwiek nie odpowie zaprzeczy sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz