-Ok ruszamy- oznajmiła Pati. Chłopacy wrócili do tego muru a Quick gdzieś znikł. W samochodzie miałyśmy już uszykowaną broń i zwój drutu. Wwaliłyśmy do bagażnika zwłoki dwóch kolesi których nie dawno zastrzelił Quick. Pati stwierdziła że nikt nawet nie zauważy bo kto by trupy liczył przy zakopywaniu. Tak więc zawołałam Zombiego i we trzy pojechałyśmy pod szpital. Zatrzymałyśmy się trochę dalej i wyjęłyśmy drut. Po cichu rozciągnęłyśmy go na około stada. Kiedy ,,ogrodzenie" było gotowe Pati podjechała samochodem wywaliłyśmy zwłoki i kilkukrotnie zatrąbiła. Zombie zaczęło się zbliżać. I zgodnie z planem zaczęły się rozpoławiać na tym drucie. Ja i Pati podeszłyśmy i zaczęłyśmy dobijać zimnych a Rozi miała stać kawałek dalej i nas ubezpieczać. Nie chciałyśmy jej za bardzo narażać a i tak potrzebowałyśmy kogoś kto będzie strzelał do tych które nam zagrażają. Rozi na szczęście celnie strzelała i szybko trupy zaczęły padać jeszcze za drutem. Nagle wśród zimnych powstało jakieś zamieszanie i na drut nacierało coraz ich więcej jakby przed czymś uciekały.
Ale z tych rozmyślań wyrwało mnie ostre przekleństwo Rozi.
-Drut się zerwał- krzyknęła, spojrzałam w tym kierunku i faktycznie, kilka metrów dalej pojawiło się kilka rozproszonych zimnych.
-Ok, zajmę się tym- oznajmiłam, schowałam nóż za pasek, wzięłam broń i poszłam w tym kierunku. Dziewczyny znikły mi z pola widzenia. Zaczęłam strzelać do tych zimnych i podchodziłam coraz bliżej do tego drutu. Strzelałam do mijanych zombie ale one nie zwracały na mnie uwagi jakbym wcale nie stała im na drodze. Za drutem powstało jakieś zamieszanie. Zimni gryzli się między sobą. nigdy nie widziałam żeby trup atakował trupa. Podchodziłam bliżej wciąż do nich strzelając. Zombiak biegał w pobliżu i obszczekiwał zimnych ale nawet na niego nie zwracały uwagi. Nagle jeden z nich spojrzał na mnie i ruszył w moją stronę. To nie był zimny, nie gnił. Wyglądał jak normalny człowiek a całą jego skórę pokrywały czarne żyłki które wyglądały jak pajęczyna. A jego oczy całe były czarne. Zimni padli pod nimi a oni szli równo nie byli rozproszeni jak zimni. Było ich pięciu. Strzelałam do nich ale oni nie padali, nawet kiedy trafiłam w łeb te szły dalej jakby nawet tego nie zauważyły.
Zaczęłam się wycofywać nie przestając strzelać. Byli coraz bliżej. Nagle jeden z nich padł. Nie wiem co było przyczyną. Zaczęli mnie otaczać. Jeden z nich podchodził do mnie. Reszta stała jakby na coś czekała. Strzelałam do niego cały czas aż skończyły mi się na boje. Zaczęłam się bać, zrozumiałam że to koniec.
To coś rzuciło się na mnie, wyjęłam nóż i próbowałam się bronić. Te trzy pozostałe również ruszyły, Zombiak jakoś ich ominął i zrzucił ze mnie tego czwartego. Wtedy poczułam piekący ból w prawym nadgarstku.
Rozległy się strzały. I po chwili wszyscy padli. Pati pomogła mi wstać.
-W porządku?- spytała a ja skinęłam głową.
-Gdzie Rozi?- spytałam ale nim mi odpowiedziała Rozi zatrzymała samochód obok nas.
-Co to było?- spytała kiedy wsiadłyśmy.
-Nie wiem- odparłam.
-Nie wyglądali jak zimni- stwierdziła Rozi.
-I nie zdychali kiedy w łeb oberwali- dodała Pati. Mówiły coś jeszcze ale wszystko zeszło na dalszy plan. Nic nie rozumiałam, nigdy wcześniej tego nie widziałam a jedno z nich mnie ugryzło, tego byłam pewna. Jak tylko się zatrzymałyśmy pod domem pobiegłam do łazienki. Podwinęłam rękaw.
Byłam ugryziona. Przemyłam ranę a razem z krwią po ręku spływała mi jakaś czarna substancja. Zaczynałam panikować jeszcze bardziej. Kiedy krew była czysta i coraz wolniej wypływała obwinęłam rękę bandażem i zwymiotowałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz