czwartek, 12 października 2017

Od Quicka

Gdy robiło się już tak pięknie po całej tej kłótni i zamieszaniu i gdy wyjaśniłem już wszystkie zasady które miałyby obowiązywać. Wtedy Mariusz wraz z Borysem przynieśli mi ten pieprzony wyrok śmierci. Byłem wkurwiony tak podwójnie bo przed chwilą obiecałem że czegoś nie będzie a tu mało tego że są w domu to jeszcze wpierdalają mi się do sypialni. Najpierw się załamałem pózniej chciałem z nimi pogadać w końcu powiedziałem tylko tyle że mnie zabiją i sobie poszedłem dobiegły mnie tylko głosy że jak mnie nie ma to jest ze mną problem a jak jestem to jest jeszcze większy. No i że teraz każdy martwi się o własną dupę, co mnie jeszcze bardziej przy łamało. No wiec skoro mają już uciekać każdy w swoją stronę dodajmy to uchlam się na rozchodniaka może i ja jakoś odreaguję. No i odreagowałem tak że mało wypiłem wyspałem się  następnego dnia nie wiele pamiętałem zle się czułem a mur kurwa stał a przynajmniej cała jego część wznosiła się coraz bardziej w górę. Wiec zacząłem obmyślać plan. W sumie to wszyscy patrzyli na mnie jak na trupa a ja świadomie zacząłem wycofywać się z ich życia w szczególności z życia Rozi. Coraz bardziej zaczynałem doceniać to co już mam, żałować że pewne rzeczy mógłbym zrobić inaczej. No i coraz bardziej uświadamiałem się w tym że za kilkadziesiąt godzin zginę ale mimo to postanowiłem obmyślić jakiś plan. Po za tym że włóczyłem się bez celu po całej osadzie gadałem z Mariuszem, Grześkiem i Borysem o planie to wszystko było jak gdyby po za mną. Siedziałem przy stole ale nie rozumiałem o czym rozmawiają tak jakby ktoś mnie włączał i wyłączał. czasami odpowiadałem na jakieś pytania ale chyba zupełnie bez związku z tematem rozmowy która się toczyła. Nie wiedziałem kto gdzie chodzi czym się zajmuje nie dostrzegałem swojej rodziny i jak ognia unikałem Rozi, jej bliskości, pocałunków nawet sypiania z nią. Całymi nocami brałem wartę w dzień leżałem gapiąc się w sufit jednym słowem wszystkich unikałem. A przed oczami przelatywało mi całe życie. Tak ładnie fragment po fragmencie odkąd byłem mały i zacząłem coś kojarzyć. Czyli mniej więcej jak miałem jakieś 4 lata może 5 i to było straszne bo miałem plan sam w niego nie wierzyłem wszystkich do niego przekonałem choć i tak wiedziałem że umrę ale jeżeli Ivan dostanie mnie moja rodzina albo się rozproszy albo zostanie w bunkrze to przeżyje. Bo mało prawdopodobne żeby jak nawet znajdzie drzwi to żeby rozszyfrował kod, prosiłem Drake'a żeby go zmienił i skomplikował go tak by nie można było go złamać. A cała reszta tych ludzi no cóż chcieli przyjechać ja odradzałem a oni się uparli wiec mają swoją apokalipsę. I w ten sposób dotrwałem do dnia sądu ostatecznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz