Już się ściemniało gdy wróciłem na chatę. Miałem co prawda ten zamek i nawet poszedłem z zamiarem założenia go ale drzwi były za stare, próchniały. Więc po prostu by się rozwaliły. Rozi siedziała w pokoju i patrzyła na mnie. Trochę nie ciekawie to wyglądało.
-Nie przywitałeś się- stwierdziła. Usiadłem obok Rozi na łóżku a ta wpakowała mi się na kolana.
-Przepraszam zamyśliłem się trochę nad tym zamkiem. Będzie trzeba tu zrobić nowe drzwi bo do tych to nie warto wstawiać. Spróchniałe są.- wstałem i powiedziałem- popatrz jak to wszystko się rusza. To nie jest już drewno to gąbka albo próchno. A w sumie to moglibyśmy poczekać z tym zamkiem.
-John, czy ja ci coś zrobiłam? Nie przywitałeś się ze mną.
-Nie no skąd słońce.- pocałowałem ją , uśmiechnąłem się i powiedziałem- oprócz tego że musiałem przewalić z 15 ton węgla to pózniej musiałem iść do roboty i użerać się z tymi imbecylami.
-No wiesz, ja tobie tylko chciałam pokazać że profesor ma racje i że nie musisz się ze mną tak delikatnie obchodzić.
-Ja przepraszam cię że musiałaś słuchać tej rozmowy. Stary... czasami wyciąga z ludzi informacje i ma zgred takie podejście że kurde nie chcesz a powiesz. Mówię w sensie tego co dotyczy mnie. Ale ta jego propozycja to mnie zwaliła z nóg. Wiesz nie to słonko że ja się z tobą jak z jajkiem obchodzę ja po prostu nie wiedziałem czy w twoim stanie to jest dozwolone. A przecież wiesz jaka jest Amanda po pierwsze to jej nie trawię a po drugie jakbym zapytał to zaraz cała chata by wiedziała. A to że mi trochę odwaliło to nic miedzy nami nie zmienia. I naprawdę nie musisz udowadniać mi jak wiele możesz znieść. No bo dzisiaj to mnie z terroryzowałaś no i nie ukrywajmy raz to mnie zmusiłaś do czynu seksualnego a to jest karalne.- zacząłem się śmiać.
-Przepraszam nie chciałam cię tak męczyć. No ale sam przyznaj że profesor przesadził a co myślisz o Al? I tych Alfredach?
-ech no właśnie słońce. Oni naprawdę są i ja nie wiem ona próbowała ze mną rozmawiać ale ja muszę jeszcze sam z nią pogadać. Tylko muszę zastanowić się jak to zrobić, bo w sumie coś w tym jest. I zastanawia mnie jak ten Sasza do tego doszedł. Bo on jakoś chyba nimi steruje. I mówię poważnie. Będziemy musieli zjeść obiad z zimnym. Bo pomysł profesora to nie bardzo mi się podoba. Nawet się obawiam bo w sumie to nie wiadomo czy Sasza ma nad nimi kontrolę. A gdybyśmy my stworzyli takiego zimnego to z jednej strony moglibyśmy Saszę zwalczyć jego własną bronią. Natomiast z drugiej co by się stało jeśli ci zimni obrócili by się przeciwko nas?
-Czyli jesteś przeciwny temu tak jak ja- stwierdziła.
-W sumie to i tak i nie. Trzeba poddać to dyskusji. Bo skoro wszyscy wiedzą to niech się wypowiedzą. A z Al to ja nie wiem jak rozmawiać. Nie mam pojęcia czy ona jest bardziej z nami czy bardziej z nimi. Pewne jest jedynie to że jeżeli będziemy gadać to jej na pewno przy tym być nie może. Bo Drake to zasiał we mnie takie wątpliwości że ja naprawdę sam nie wiem co mam o tym myśleć.
-A co sądzisz o profesorze może on miesza ci w głowie żeby przejąć kontrolę nad wszystkim.
-Nie wiem słońce ale ja z siodła wysadzić się nie dam. I na pewno nie takiemu staremu capowi. W sumie to też lepiej mieć go na oku. Bo niby wie że nic nie wie. Niby nie wiedział a fiolkę na klona ma więc może nie ma żadnego antydotum. Ci ruscy to zawsze inni byli. A z tymi drzwiami to ty tak na prawdę na poważnie i na wczoraj?
-No tak- powiedziała- no co ja ci tu striptiz będę robić a Krzysiek albo Borys wejdzie nam do pokoju.
-No albo twój brat. Te drzwi naprawdę są spróchniałe do bólu a ja mam tu plany o kurde w sumie nie wziąłem ich z samochodu. Ale mogę po nie iść.
-Miałeś nie przynosić pracy do domu.
-No ale to jest moja praca domowa. No mówiłaś o tym imieniu no a ja ci mówię że oprócz imienia to co my we troje na trzech metrach siedzieć będziemy. Mały będzie spał a te przylezą tu z rozdartymi japami i co z tego że ja ten zamek pierdolony założę słońce i się zamkniemy załóżmy. To nie dość że będą krzyczeć to jeszcze walić w te pierdolone drzwi. I tak obudzą dziecko i tak obudzą dziecko. A i tak myślałem o garażu bo ten samochód to więcej stoi niż jezdzi i w końcu ruda szmata mi go opierdoli. To nad garażem pociągnął bym dwa pokoje a w garażu zrobię sobie mini biuro i wtedy będziemy mieli sypialnię. A z tyłu tu gdzie jest teraz okno mielibyśmy pokój dla młodego i bawialnie tylko wtedy trzeba by było poprawić oświetlenie tutaj bo zamiast okna będzie otwór drzwiowy i bez drzwi bo sobie paluchy poprzycina ja podobno kiedyś sobie złamałem. No i można by było założyć te nowe drzwi. A co do imienia to proszę cię tylko nie Alfred i Stefan. Ani żaden inny nieboszczyk błagam.
-Czyli nie masz imienia? - popatrzyła na mnie
-No nie mam pomysłu na tą chwilę ale proszę cię nie patrz na mnie takim wzrokiem bo nie dość ze zacznę się jąkać to jeszcze się zabiję o własne nogi kiedyś.
-Ty się mnie boisz- roześmiała się
-No i to tak bardzo że na samo wspomnienie twojego imienia trzęsą mi się kolana. -I zacząłem ją łaskotać. - Ty wiesz że jesteś niegrzeczna. I teraz odbywasz swoją karę.
Rozi dziwnie zapaliła się czerwona kontrolka.
-Borys ci jakiś głupot na gadał?
-A miał mi coś przekazać? Nie no pójdę mu wpierdolę.
-nie no nie miał- wycofała się szybko. -Tylko...- zawiesiła się
-Tylko co?- dopytałem
-denerwuje mnie on -odparła
-No pojutrze go tu nie będzie spokojnie słońce ja wszystko załatwiłem. Sprowadzę mu tu rodzinę i się nią zajmie a do tej pory muszę go mieć na oku, w końcu był wtyką Iwana. A ty coś mi tu czarujesz czarodziejką.
-a z całą resztą co?
-No załatwione. Po obiedzie będziemy wychodzić na spacerek do lasu.
-Pogadać z Alfredem?- zaczęła się śmiać
-Nie ale to fajne czasy były posiedzieć sobie tak nad strumykiem, o kurde- podrapałem się po głowie - znaczy że ja sam jak z Niespodzianką byłem to siedziałem sobie tak nad strumykiem no w sensie że lubiłem sobie tak nad nim posiedzieć a Surprise rybami we mnie rzucała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz