wtorek, 17 października 2017

Od Rozi do Quicka

Całe szczęście Borys wziął sobie moje słowa do serca. Nie chciałam znowu kłócić się z Quickiem a zapewne tak to by się skończyło. A może i nie w sumie Quick powiedział że nie ufa profesorowi. Przynajmniej starucha mam z głowy. Tylko o co chodziło z tym strumykiem. Jedno jest pewne Quick nie umie kłamać. Tylko kogo zabrał nad ten strumyk? Stwierdziłam że nie będę chwilowo tego wspominać. Popracuje nad Borysem może uda mi się coś ciekawego z niego wyciągnąć.
- Może te i powiększenie domu to dobry pomysł - skomentowałam - Tylko kto będzie to robił... O Boże zapomniałam
Przecież obiecałam tym ludziom trzy domy. Wcześniej czy pózniej upomną się o nie. A ja nawet nie porozmawiałam o tym z Quickiem
- O co chodzi? Co zapomniałaś? - spytał
- Pamiętasz jak wtedy za atakowali nas zimni? - dopytałam
- Tak - potwierdził
- No właśnie - ciągnęłam - i wtedy na drugi dzień wszyscy sterczeli nam pod domem.
- No
- No właśnie i wtedy byłam zdenerwowana i chciałam żeby sobie poszli. Trzeba było robić ten mur i w ogóle. No wiec wyszłam do nich postraszyłam ich, kazałam odebrać broń cywilom by nie było drugiej takiej sytuacji no i obiecałam im dom
- Co takiego? - dopytał
- No tak powiedziałam że są trzy domy zdatne do zamieszkania i można je podłączyć pod prąd. No i że będą mogły zamieszkać tam osoby wraz ze swoimi rodzinami które spiszą się najlepiej. I tak sobie przypomniałam no i chciałam cię uprzedzić że pewnie niedługo zaczną się upominać abyś wybrał te osoby które dostaną ten dom. No ale dziś już skończyłeś pracę wiec co z tym imieniem dla dziecka. Przecież nie będę wybierała sama... Bo zobaczysz zostanie Alfred
- No proszę - powiedział
- Więc jak? - ciągnęłam dalej - nazwijmy go Damon
- Damon - powtórzył
- Jak sam już zauważyłeś do porodu nie zostało dużo czasu i do puki nie wymyślisz lepszego imienia zostanie Damon
Pocałowałam go przytulając się do niego. Quick był zamyślony. I chodz wolałam wybierać imiona dla dziecka wiedziałam że nie obejdzie się bez wrócenia do tematu Alfreda 
- A jeżeli te Alfredy myślą, odczuwają - zaczęłam - Lex mówi że są jak normalni ludzie. Nie za atakowali was może coś w tym jest. Może Sasza wcale ich nie kontroluje... Może po prostu byśmy odpuścili. Znaczy musimy pracować nad odtrutką dla Al ale zostawmy w spokoju jej przyjaciół.
- Nie wiem... ehh... nie podoba mi się to
- Sama już nie wiem co o tym myśleć. Szkoda mi Al jej naprawdę na nich zależy - powiedziałam - i nawet jak jeden z nich przyjdzie tu do nas. Musimy go wypuścić jeżeli tak obiecałeś Alex.
- Ona nas by tu wszystkich rozszarpała - stwierdził
- Nie podoba mi się to co zamierza robić profesor - wypaliłam - John przecież byliśmy przeciwni temu co robiły te grupy pokroju szpitala a teraz sami będziemy to robić. Przecież to chore. Nie możemy zmusić dziewczyny by zaszła w ciąże i urodziła nam zmutowane dziecko
- Słoneczko... - zaczął ale przerwało mu pukanie do drzwi
- John - warknęłam
No nie wierze czy my nigdy nie możemy normalnie porozmawiać. Quick na mnie popatrzył i się nie odezwał ale osoba zapukała drugi raz, i następny i następny
- Zabije - warknęłam - wlazł
Quick był rozbawiony ale przeszło mu jak tylko zobaczył w drzwiach Borysa
- Szefie ja nie chciałem przeszkadzać ale...
- Borys mów do rzeczy - poprosiłam
Naprawdę dam mu zlecenie na niego. Za nim on zacznie gadać minie więcej czasu niż załatwienie danej sprawy
- Mów Borys - rozkazał Quick
- No bo szefie przyjechały te Araby co w Warszawie były - wyjaśnił - przywiozły prezent 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz