sobota, 23 września 2017

Od Drake do Lexi

Na kartkach nie było napisane zbyt dużo. Kilka wyróżnionych gatunków ptaków i zmutowana wścieklizna. Zapewne Alex nic to nie mówiło ale ja nasłuchałem się w domu wystarczająco. Przed apokalipsą wiele nasłuchałem się od Ojca o tych przeklętych ptakach. Przyznam słuchałem piąte przez dziesiąte, ale miałem dość codziennego słuchania o pracy ojca. Może gdybym wtedy uważniej słuchał teraz wiedział bym to czego nie wiem. Dobre w tym jest to że ojciec nawet gdy miał wolne i siedział w domu w kółko pochłonięty był pracą. Na pewno zostawił wiele notatek. Musiałem wrócić do domu, a to był dobry pretekst by pobyć trochę samemu i wszystko przemyśleć. Więc nie chciałem zabierać ze sobą Lexi. Zwłaszcza jej... Jest irytująca, trzeba cały czas jej pilnować no i jest Luke, który łazi za nią jak pies... A ty kretynie! - upomniałem się w myślach - robisz dokładnie to samo.
Wróciliśmy do domu. Luke i Pati nadal przestawiali samochody. Niech radzą sobie sami skoro tak zadecydował Luke. Musiałem pogadać z Rozi ona pewnie wiedziała więcej. Zawszę uważnie słuchała nawet kiedy ojciec zanudzał na śmierć nawet matka odpuszczała i szła zmywać naczynia. Lexi szła za mną krok w krok.
- Do łazienki też za mną pójdziesz? - spytałem z uśmiechem
- Nie - zaprzeczyła - ale ty nie idziesz do łazienki
- A skąd możesz to wiedzieć - ciągnąłem
- Jak ty mnie denerwujesz - fuknęła
Poszedłem prosto do pokoju Rozi i zapukałem. Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju, a za mną Alex.
- Co to za komitet? - spytała
- Ojciec badał ptaki - zacząłem
Rozi spojrzała na mnie jak na kretyna
- Ojciec był genetykiem nie ornitologiem - powiedziała
- Mniejsza z tym - odparłem - przed apokalipsą gadał o ptakach
- Nie braciszku - wypaliła - mówił o zmutowanej wściekliznie przenoszonej przez ptaki
- Przecież o tym mówię - mruknąłem - W domu miał notatki?
- Tak
- O to mi chodziło
- Zejdziecie na kolacje? - spytała Creepy przechodząc obok pokoju - Witek już nałożył. Luke i Pati też wrócili
- Tak już idziemy - odpowiedziałem
Zeszliśmy na dół nawet Rozi z nami poszła. Jak na złość akurat dzisiaj musiała przejść jej ta żałoba. Nie żebym się nie cieszył, ale chciałem oznajmić że jadę. Przy jej obecności będzie trudniej. Siedzieliśmy i w milczeniu jedliśmy, cokolwiek to było
- Dzięki Luke że mnie wykluczyłeś - wypaliłem
- Byłeś czymś zajęty nie chcieliśmy ci przeszkadzać - odparł spokojnie Luke
- Jasne - mruknąłem
Luke już chciał coś powiedzieć kiedy uprzedziła go moja siostra
- Jestem w ciąży - wyznała wpatrzona w swój talerz
Oprócz mnie jeszcze tylko Amanda spokojnie jadła swoje jedzenie. Pozostali zamarli z widelcem w dłoni i wlepili oczy w Rozi. Nie wiedziałem co sobie myślą. Dziecko w tych czasach może narazić całą grupę. Nastała cisza tylko zegar tykał. Czekałem tylko, aż ktoś o tym wspomni. Od paru dni po prostu muszę się z kimś pokłócić. Rozi zmieszana odłożyła widelec i już miała odejść od stołu.
- W piwnicy znalazłem bunkier i trupa - wypaliłem szybko
Rozi na nowo rozsiadła się na krzesełku. Jednak na tym nie skończyłem
- Po jutrze jadę do Krakowa - wyznałem spoglądając na siostrę
- Jedziemy do domu - wypaliła zdziwiona
Faktycznie odkąd zaczęło się to wszystko ona nie była w domu. Całe wakacje spędziła u dziadków i już tam nie wracaliśmy
- Ja jadę sam - sprostowałem kładąc nacisk na "sam"
- Nie ma mowy - zaprzeczyły Alex i Rozi razem
- Powiedziałam że jadę z tobą - upierała się Alex
- Ja też jadę - zadecydowała Rozi
- Alex nigdzie nie jedziesz - oburzył się Luke
Oboje zaczęli się sprzeczać... obydwoje nie lubią odmowy. Za to Rozi była aż nad to pewna że pojedzie. Oby się nie przeliczyła.
- Po co chcesz jechać? - spytała rzeczowo Amanda
- Ojciec pracował nad wirusem - wyjaśniła Rozi - Drake myśli że czegoś nowego się dowiemy. Prawda?
Siedziałem słuchając zażartej kłótni Luke i Alex...
Wściekła Alex poszła do siebie, a pies za nią. Chyba z pięć minut stałem przed drzwiami jej pokoju, za nim zapukałem. Alex otworzyła z ociąganiem i ze zdziwieniem kiedy przed nimi zobaczyła mnie.
- Mogę? - spytałem wchodząc do pokoju
Odsunęła się z niemalże otwartą twarzą.
- Musimy wyjechać jeszcze tej nocy - wypaliłem - nie możemy zabrać Rozi ze sobą    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz