Ta cała Iza mnie irytowała. No i swego czasu musiało coś ją łączyć z Quickem. Ewidentnie go podrywała i nie przeszkadzało jej to że obok stoi jej mąż. Czy wszystkie znajome Quicka to takie Jessiki? Marco był chyba w porządku ale z racji tego że jest lekarzem też go nie lubiłam. A tekst " Wiesz czasami musi umrzeć ktoś żeby mógł żyć ktoś " Zdenerwował mnie jeszcze bardziej. Matka miała rację gadając na lekarzy. I w końcu mogłam go zobaczyć a nawet pozwolili mi go dotknąć. A jak operacja się nie uda. Jak na niego patrzyłam chciało mi się płakać. Pózniej przyszli i zabrali Damona. Teraz jakiś obcy pazerny stary zgred będzie decydował o życiu mojego dziecka. No i stało się najgorsze Quick dowiedział się że Sasza sponsoruje szpital. I oczywiście tak jak się spodziewałam zaczęło mu odbijać. Mało co nie wypuścił całego szpitala w kosmos. On ma jakąś obsesję na jego punkcie. Dlaczego ze wszystkich szpitali musieliśmy trawić akurat na ten sponsorowany przez Sasze. No i z godziny na godzinę dowiadywałam się więcej o tej przeklętej Izie. To ona była tą laską z którą przyłapał go ojciec. I ewidentnie postawiła sobie za cel, dokończenie tego co zaczęli lata temu. Przecież to naprawdę za dużo. Moje dziecko jest operowane, mój mąż chce wysadzić szpital w którym operują moje dziecko tylko dlatego że sponsoruje go Sasza i jeszcze nakręcona Iza, która jeszcze chwila a by się przed nim rozebrała. Po tych paru godzinach które były dla mnie wiecznością wyszedł lekarz oświadczając ze wszystko się udało. Całe szczęście znałam angielski więc rozumiałam nie mal każde jego słowo. Oznajmił że ze śpiączki wybudzą go dopiero za dwa dni. Chciałam go przytulić ale pozwolili nam tylko gapić się w szybę. Że ja jestem jeszcze normalna to jest cud... Nie, nie jestem normalna odbiło mi jakiś czas temu. Ale najważniejsze to że moje dziecko będzie żyć. Reszta jakoś się ułoży. No chyba że wcześniej wybuchnie atomówka. Nie mogłam tam tylko stać i się patrzeć. Chciałam tam wejść, chciałam żeby już go wybudzili. Bo do puki on śpi nie mam pewności że wszystko będzie dobrze
A Quick zamiast nie wiem chociaż mnie przytulić to wymieniał zdania z Marco na temat zasranego Saszy. Powiedziałam Quickowi że chcę stamtąd wyjść. A wychodząc ze szpitala wpadliśmy na Mariusza. Quick pocałował mnie w czoło i poszedł do tego helikoptera.
- To jest nie normalne - wyznał Marco patrząc w niebo gdzie latały śmigłowce wojskowe - jeszcze nigdy nie wiedziałem czegoś takiego
- Strasznie pani młodo wygląda - zaczęła Iza - ile ma pani lat?
- A czy to ważne? - dopytałam
- Jestem ciekawa. Bardzo długo i dobrze znam Quicka podobałam mu się nawet może coś by i było między nami...
- Iza - warknął Marco - co w ciebie wstąpiło?
Zaczęli się sprzeczać a ja stwierdziłam że dam im się pokłócić w spokoju. Z reszto wcale mu się nie dziwiłam. Odeszłam od nich i poszłam do tego samolotu upewnić się że Quick na pewno schowa tą broń i nie zastrzeli szpitala. Jeszcze nie doszłam do nich ale usłyszałam głos Mariusza
- ... Pani Roz w Krakowie a ty szefie u siebie i z twoim nastawieniem do życia pewnie byście się nie poznali. Więc nie miał byś problemu bo nie miał byś Damona
- No widzisz - odparł Quick - jak ty dobrze rozumiesz mówiłem....
Nie chciałam słyszeć więcej tyle mi wystarczyło. Wiedziałam że ożenił się ze mną tylko dlatego że jest Damon. Ale nie wiedziałam że żałuje że mnie poznał. Nie wiedziałam że żałuje że urodził się Damon. On mnie nie kocha. Po policzkach popłynęły mi łzy. Potrzebowałam w tej chwili przyjaciółki ale za równo Al jak i Jula zostały we Włoszech. Wróciłam i usiadłam na jakiejś ławce.
- Niech pani nie płaczę operacja się udała - powiedział Marco podając mi chusteczkę
- Dziękuje
- Cieszę się że będę mogła panią poznać - zaczęła Iza - jestem ciekawa kobiety która zawróciła w głowie Quickowi
Pózniej wrócił Quick i pojechaliśmy za Marco do ich domu. Nie wiedziałam jak mam rozmawiać z Quickiem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz