Przez tą całą akcję z Damonem nie pogadałam z Drake'em i szczerze to mi się odechciało, a więc jak tylko podszedł do nas od razu poszłam do pokoju. Położyłam się na łóżku i kiedy Drake przyszedł ,szybciej niż bym chciała, udałam że śpię.
-Jutro z samego rana lecą do Bostonu- zaczął kładąc się obok mnie- My mamy rozprawę a wiec dolecimy pózniej, pewnie z twoim bratem.
-Drake ja śpię- warknęłam.
-Właśnie widzę ,a wiesz że ten idiota ma atomówkę na pokładzie.- ciągnął dalej.
-Bójkę, Bajkę czy Brawórkę?- spytałam, co mnie jakieś atomówki obchodzą? Drake zaczął się śmiać.
-Miałem na myśli bombę- sprostował, usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego.
-O czym ty gadasz?- dopytałam
-No Quick z ciągnął samolot, wojskowy z bombą atomową na pokładzie. I ma zamiar nim polecieć do stanów.
-Rozi wie?- spytałam zdziwiona, Quick chyba nie myśli poważnie.
-Wie, ma z nim gadać a to raczej za wiele nie da.
-Ja tam z nim gadać nie będę- oświadczyłam od razu.
-Ale ja tego w cale nie powiedziałem- zauważył Drake.
-A więc o co ci chodzi?- spytałam zdezorientowana.
-Porozmawiasz ze mną?- odparł pytaniem.
-Przecież cały czas z tobą rozmawiam.
-Ale jesteś na mnie zła, o co?- spytał.
-O nic.- odburknęłam.
-Lex znam cię, tym bardziej skoro jesteś na mnie zła to musi być powód. - nic nie odpowiedziałam a wiec Drake kontynuował dalej- Między mną a Aśką do niczego nie doszło.
-No pewnie ,to skąd wiesz że o to chodzi? - i jak tylko to powiedziałam ,wiedziałam skąd- Roz.
-Aśka jest nie normalna i nawymyślała głupot. Fakt wypiłem z Quickem i film mi się urwał ale...
-Nie no pewnie Quick cie upił a Aśka zgwałciła.
-Nie, Quick to mnie naćpał znaczy ten Tomek ale Borys odprowadził mnie pod same drzwi a wiec nie byłem u Aśki. Zapytaj Borysa... albo lepiej nie.
-Rozi nie najlepiej na tym wyszła. -przyznałam.
-Dobra okej, może kiedyś bym tak zrobił przed tą całą epidemią ale się trochę pozmieniało. Kocham cię przecież ci to już mówiłem.
-Wiem- przyznałam.
-A wiec mogłaby tu nawet Rihanna przejść abym nawet na nią nie spojrzał- zapewnił
-Nie spojrzałbyś?- dopytałam
-No dobra może bym zerknął.
-Idiota- mruknęłam uśmiechając się.
-Ale i tak mnie kochasz?
-niestety.
-A powiesz Luke'owi aby mnie już nie bił?
Nie wiem czemu w ogóle uwierzyłam tej kretynce. Przecież nawet jej nie znałam. O Drake'u można było powiedzieć wiele ale nie przesadzajmy.
No i wszystko było pięknie do śniadania. Roz i Quick już polecieli a na śniadaniu był już Luke , Julka, Maja i oczywiście Aśki też nie mogło zabraknąć.
-Pogodziliście się? -spytał zdziwiony Luke.
-No tak- przytaknęłam. Aśka spojrzała na nas zdziwiona co potwierdziło słowa Drake. Wszystko na zmyślała.
-ale z ciebie masochistka, skoro raz cię zdradził to raczej nie ostatni- mruknął cicho pod nosem Luke ale raczej każdy go usłyszał.
-Wcale jej nie zdradziłem- sprostował Drake.
-Nie no pewnie, najpierw wylądowała na psiarni przez ciebie, pózniej ja zdradziłeś a teraz będziesz wszystkiemu zaprzeczał.
-Właśnie Drake- wtrąciła się Aśka- ranisz moje uczucia, obiecałeś że z nią zerwiesz. Mówiłeś że mnie kochasz...- powiedziała załamując głos, a po policzkach popłynęły jej łzy. Nadawała by się na aktorkę.
Miałam ochotę wytarzać ją za te kudły i poderżnąć jej gardło ale Quick wciąż mi nie oddał noża, a ja trochę bałam się o niego dopomnieć w końcu mieliśmy nie brać broni.
-Aśka o co ci chodzi?! Zerwałem z tobą i to bardzo dawno temu.
-W nocy mówiłeś coś innego- brnęła dalej.
-Ciekawe kiedy, o której?
-No jak do mnie przyszedłeś.
-Czyli o której- powtórzył pytanie.
-Nie wiem nie patrzyłam na zegarek.
-Może dlatego że mnie tam wcale nie było?
-Drake jak możesz? -rozpłakała się i odeszła od stołu.
-Czy tylko ja niczego nie rozumiem?- spytała cicho Julka.
-Ja to nawet nie będę pytał. -powiedział Luke -Chyba powinniśmy jechać już do sądu.
No i pojechaliśmy, Luke prowadził, Drake nawet się o to nie pokłócił i siedział w miarę spokojnie, coś tam cicho podśpiewywał. Dojechaliśmy do tego sądu i wyszło że ja nic nie rozumiałam. Dali mi tłumacza a tak tłumaczył że więcej sama sobie przetłumaczyłam. Wszyscy wycofali oskarżenia ale i tak się pojawili. Pani Gabriella wychwalała nas jakbyśmy co najmniej lek na raka wynalezli. Cała sprawa szła szybko i raczej dobrze. Potwierdzili że to nie my napadliśmy na tą stacje, samochód nie wiadomo kogo był a za całą resztę już odpracowaliśmy a więc po godzinie mogliśmy już wyjść. Jednak Drake stwierdził że musimy jeszcze chwilę poczekać, nikomu nie wyjaśnił o co chodzi, dogadaliśmy się że Luke z Julką załatwią te bilety i mieliśmy się spotkać z powrotem w hotelu.
-Drake możemy już iść- spytałam po chwili. Ludzie wchodzili i wychodzili z sądu mijając nas.
-Jeszcze chwila.
-Już minęła- mruknęłam cicho.
-A wiec jeszcze jedna.
Nagle Drake złapał jakiegoś kolesia za koszulę i mu przywalił.
-Drake- oburzyłam się. Zauważyłam że był to właściciel sklepu. Krzyknął coś po włosku, pewnie że powinni zamknąć Drake.
-Chodz- powiedziałam do Drake ciągnąc go za sobą- jeszcze z sądu nie wyszliśmy a ty już zaczynasz.
-W sumie to wyszliśmy- zauważył Drake.
-Dobrze wiesz że nie o to mi chodzi. Zaraz zlecą się tu ochroniarze.
-Należało mu się- bronił się Drake.
Wróciliśmy do hotelu a po kilku minutach wrócili też Luke z Julką.
-Najbliższy lot jest za tydzień o ile w ogóle nas przepuszczą - powiedział Luke na wstępie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz