czwartek, 23 listopada 2017

Od Lexi

Zaraz po śniadaniu Sasza zabrał mnie do tego laboratorium. Po drodze tłumaczył mi co takiego wszczepiali tym kobietom ale to były tak skomplikowane nazwy że nawet nie potrafiłam ich powtórzyć. Ciąża przebiegała normalnie aż do momentu porodu kiedy z brzucha wygryzał się półroczny dzieciak, tak jak w przypadku Alfreda Juniora, następnie brał to dziecko i je uczył, i właśnie tego chciałam się dowiedzieć przecież to dziecko w bunkrze było potworem który by pozjadał wszystkich wokół, mnie wyczuwał jak każdego innego Alfreda a więc mnie nie ruszył, ale dlaczego żaden z nich nie zeżarł Saszy? Wtedy Sasza wyjaśnił że one reagują na wysokie dzwięki, że to ich paraliżuje, coś jak gwizdek na psy. Dlatego żaden Alfred go nie zaatakował a on ich uczył w miarę ludzkich cech. Rozwijały się o wiele szybciej. Powiedział również że można je zabić, wystarczy przebić serce, że też my na to nie wpadliśmy. Muszę jakoś im o tym powiedzieć.
-Jak będziesz chciała to będziesz mogła obserwować ich, za miesiąc jest termin porodu pięciu kobiet- powiedział to tak jakby zapomniał o fakcie że to pięć dzieci, zmutowanych dzieci zagryzie i zje od środka własne matki. Ale i tak się zgodziłam.
-Ile dowiedziałaś się o projekcie 113?- spytał przerywając moje rozmyślania.
- No, uważają się za braci i faktycznie trzymają się w piątkach z którymi są bardzo zżyci, wiedzą że braci się nie zjada, ale nie rozumieją co to rodzina lub siostra. Rozmawiają telepatycznie. Mają swoje imiona i jakąś osobowość. Są prawie jak ludzie- wyjaśniłam krótko- więcej nie wiem.
-I rozmawiają po rosyjsku? -dopytał.
-no tak- skłamałam.
-I ty wszystko słyszysz ale nie rozumiesz?
-słyszę tylko tych którzy przesyłają mi myśli, to tak samo jak u ludzi słyszę tylko to co chcą mi powiedzieć.
-Od jak dawna ich słyszysz?
-Od jakiegoś czasu- wykręciłam się od odpowiedzi- i nie mam pojęcia dlaczego.
Jeszcze chwilę próbował się tego dowiedzieć ale w końcu odpuścił. Kidy wróciłam do pokoju w oknach nie było krat, na ścianie wisiała plazma oraz było kilka dodatkowych szafek oraz masa słowników i jakiś książek. Wzięłam pierwszy słownik z brzegu i go otworzyłam. Przecież to jakaś czarna magia, jak ja mam to przeczytać. Przez jakiś czas próbowałam to rozkminić, bez rezultatu, było kilka liter wyglądających jak polskie, oraz kilka podobnych ale cała reszta to jakieś szlaczki.
-Większość słów jest podobna do polskich- usłyszałam za sobą. Obejrzałam się za siebie, o framugę opierał się Sasza.
-Wypadałoby nauczyć się pukać- wypomniałam mu.
-Pomyślałem że przydałaby ci się pomoc- wyjaśnił.
-Ale ja sobie świetnie radzę- skłamałam. Przecież nie przyznam się że nawet nie potrafię przeczytać słowa.
-Doradzałbym najpierw nauczyć się jak czyta się dane litery- poradził, przez chwilę upierałam się przy swoim ale w rezultacie Sasza zaczął mnie uczyć rosyjskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz