poniedziałek, 27 listopada 2017

Od Quicka

Przeprosiłem chłopaków i poszedłem do Roz wyraznie się z nią coś działo. Co chwile popłakiwała. Podszedłem i przytuliłem ją do siebie.
-Co się dzieje słonko? czemu tak rozpaczasz?
-Ktoś chciał ciebie zabić a ja... ja nie wiem co bym zrobiła bez ciebie.
-Mnie nie jest tak łatwo zabić, ale faktycznie coś a raczej ktoś na mnie poluje.
-Powiedz mu teraz bo pózniej będziesz miała wyrzuty jak coś się mu stanie.
-Ale o czym mówicie kochanie? I co ma mi się stać?
-Bo ty pakujesz się w kłopoty misiu - i Roz zwymiotowała.
-Mów jemu Roz bo to dziwnie wygląda.
-Ale co masz chorobę morską?
-Raczej nie, no przynajmniej nigdy nie miałam.
-Może pójdę do kapitana dopytam czy długo to będzie trwało.
-Nie możesz teraz wyjść Roz chce ci coś powiedzieć, tylko nie wie  jak
-Chodz pójdziemy do pokoju może będzie łatwiej, bo ewidentnie coś się z tobą dzieje. No co prawda piłaś alko, ale ostatnio nie wymiotowałaś to teraz aż tak nie powinnaś.
-Nawet mnie mdli na widok jedzenia - skomentowała Roz.
-To może dla tego, że wypiłaś i wymiotujesz masz teraz wyczulone zmysły po wódzie czasami tak jest.
-Ja się boję, że będziesz zły - powiedziała do mnie gdy doszliśmy do pokoju.
-Ale co się stało?
-Może nic a może coś ostatnio było podobnie i dla tego mi się wydaje. Kurcze jak myślisz kiedy to przejdzie? Boję się takiej pogody a jeszcze teraz na morzu jesteśmy to ryzyko nie uważasz?
-Istotnie kapitan chyba nie do końca zdał sobie sprawę z potęgi tego żywiołu.
-Też tak sądzę - przytaknęła Roz.
-Zaraz do niego pójdę myślę że trzeba znalezć jakiś port czy coś i przeczekamy. No to powiedz co takiego strasznego się stało czy tam prawie stało?
-Bo... - Roz spuściła głowę - Przytulisz mnie? - dopytała.
-Oczywiście - przyciągnąłem ja do siebie nie zdążyła się przytulić i znów zwymiotowała - Kochanie a może do jakiegoś lekarza byś poszła co?
-Ja przypuszczam co może być tego przyczyną - wtuliła się we mnie i się rozpłakała - Gdy bym ciebie straciła to co ja zrobię?
-Obiecuję że nie będę pakował się w kłopoty tylko powiedz wreszcie co podejrzewasz? Wiem a może się zatrułaś?
-Nie wiesz ścisnęła mnie mocniej spóznia mi się już 3 dni zawsze miałam punktualnie i boję się że nie uwierzysz. Jak to będzie prawda że dziecko jest twoje.
-Skarbie ale ty oddychaj ja nie gryzę a ty powiedziałaś o tym jak byś jakieś przestępstwo popełniła.
-Teraz mówisz z innej perspektywy widzisz dla tego się obawiam.
-Rety to, to tak cię boli kochanie moje? Nie martw się przecież to nie jest koniec świata. Chcieliśmy mieć dzidziusia no przynajmniej mieliśmy się zastanowić - Odgarnąłem jej włosy i pocałowałem -
Nie martw się skarbie może poczekamy jeszcze, bo wiesz czasami to zmiana klimatu tak na organizm działa i się wtedy spóznia.
-A jak to faktycznie prawda? Co będzie? To chyba nie najlepszy pomysł bo ktoś chce cię zabić i tyle u nas zimnych i Alfredy i ruch oporu.
-Skarbie nie chcesz nie musimy tam wracać. Zostaniemy w jakimś kraju na przykład stany co?
-Ale powiedz naprawdę byś się cieszył i nie miał wątpliwości że maluszek jest twój?
-Naprawdę kochanie powaga to bardzo możliwe ,bo nie bierzesz tabletek ,nie zabezpieczamy się a ja no widzisz mi nie wychodzi. Nie czerpie z tego przyjemności gdy próbuje ogarnąć.
Wtedy ktoś zapukał do drzwi. To była Jula przyprowadziła Damona.
-Płakał musiałam przepraszam mieliście porozmawiać na spokojnie.
-Nie szkodzi już pogadaliśmy a Damon no on tęskni.
W tym samym momencie fala tak huknęła o szybę, że mało nie wyleciała no co prawda to dolny pokład był, ale fala zbyt wysoka. Jachtem zakołysało i to porządnie.
-Szlak - mruknąłem - Zostańcie tu, idę do kapitana trzeba to jakoś ominąć
-Właśnie szedłem po szefa - stwierdził Mariusz gdy mnie zobaczył.
-Chadz pójdziemy do kapitana zobaczymy ja to wygląda na monitorach bo fale, są zbyt wysokie jak na moje oko.
Po chwili byliśmy już w kajucie gdzie kapitan zmagał się ze sterem.
-Jak sytuacja uspokoi się ten żywioł? - dopytałem.
-Ta czerwona plama to nasza obecna pogoda ciągnie się jeszcze ze 100 kilometrów.A tu mamy tornado i myślę, że popełniłem błąd decydując się na rejs w taką pogodę.
-A do portu jakiegoś daleko mamy? Damy radę dopłynąć do jakiegoś portu i zacumować?.
Naszą rozmowę przerwało zamieszanie na pokładzie.
-Co się tam dzieje? - dopytałem schodząc na pokład.
-Mamy rozbitków szefie 5 osób i rozwalony jacht - powiedział jakiś marynarz.
-Kapitanie kotwica. Panowie przygotować się do akcji ratunkowej, rzucić koła. 
Sam wskoczyłem do wody a za mną Mariusz. Ciężko było dotrzeć do nich bo fale były silne i wysokie a my zamiast płynąć do nich to się cofaliśmy jak by. Po kilku minutach udało nam się dopłynąć i podać koła ratunkowe. Powiedziałem do panikujących ludzi.
-Proszę trzymać się koła ono ma dużą wyporność wiec się nie potopicie. Koło ma też długą linkę, nie panikujcie my sami popłyniemy linka jest mocna, będzie się rozwijała, a pózniej zaczniemy przyciągać was do jachtu. Trzymajcie się spróbujemy was zabrać na pokład.
W oddali słyszałem krzyki spanikowanej Roz które skutecznie zagłuszał wiatr i woda. Załoga po trzy osoby się podobierała by wyciągnąć z wody tych ludzi. Po 20 minutach się udało i 10 letnia dziewczynka znalazła się na pokładzie a pózniej po kolei. Gdy tylko wszedłem do salonu Roz się na mnie rzuciła mało co mnie nie udusiła.
-Mogłeś tam zginąć.
-Kochanie jestem tylko mokry dobrze pływam nic mi nie jest - i Roz znów zwymiotowała - Rety słoneczko nie denerwuj się tak ,bo sama widzisz co się wtedy dzieje.
-Chodz się przebrać już drugi raz miałeś przymusowe wodowanie.
-No tak kochanie - przytuliłem ją do siebie - Panowie dajcie naszym gościom coś do wytarcia, ubrania i wskażcie łazienkę.
Roz mnie nie odstępowała, bo widziała chyba zagrożenie w córce tych ludzi miała podobno 19 lat jak się pózniej okazało. Po kilku minutach wróciliśmy do naszych gości.
-Szefie 10 km od nas jest mały port mogli byśmy tam przeczekać, bo to zaczyna się rozkręcać.
-Dobrze kapitanie to przygotujcie się do cumowania tylko nie porysować mi jachtu.
-Kucharz szykuj kolacje dla nas i dla załogi jak dobijemy do portu zacznij podawać. Do kąt państwo płynęliście zapytałem mężczyznę podając mu alko..
-Na wyspy kanaryjskie jak pan widzi mam 3 córki 6 lat zbierałem pieniądze i widzi pan jacht szlak trafił. No ale pana to wypas mój się chował.
-Jak ma pan ubezpieczenie to powinni pokryć.
-A państwo gdzie się wybieracie?
-A też na Majorkę Kostarykę Hawaje .
-To może byśmy razem popłynęli - zaproponował facet rozglądając się po jachcie.
-No niestety jak dobijemy do portu zjecie państwo kolacje i się pożegnamy. Moja żona nie lubi jak ktoś nieznajomy kręci się po jachcie
-To ja nie wiem co my zrobimy no, ale co panu zależy paliwo te same a my kłopotów nie będziemy robić.
-To rozmawiajcie państwo z moją żoną ja już postanowiłem.
-Przykro mi ale mąż ma racje my po ślubie niedawno i to nasza pierwsza podróż, wiec proszę zrozumieć mojego męża, że chcemy pobyć sami. Mąż długo pracuje żeby stać nas na taki luksus było więc jak możemy pobyć razem choć kilka dni to są bezcenne chwile. No poza tym jak pan odkładał to ma pan na jakiś samochód czy coś - skomentowała Roz.
Udało się rzucić cumę, zjedliśmy kolacje Roz oczywiście nic nie przełknęła. Pożegnaliśmy naszych gość i poszliśmy się położyć.
-Kapitanie jak się tylko rozpogodzi to płyniemy dalej  - powiedziałem nim wszedłem do pokoju.
-Tak jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz