-Panowie niedługo jest ten bankiet dowiemy się wszystkiego od Al
-Gówno się dowiemy. Ona ma mnie i Luke,a w dupie tyle i nie wpieprzaj mi chorych historyjek.
-Spoko - powiedziałem ponuro .
W tym samym czasie moi ludzie cały czas czyścili lasy które wycinaliśmy, by dostawiać nowe obiekty wyremontowaliśmy ratusz, kościół, osada rozrastała się w domy powstał mini szpital, laboratorium, szkoła do której chodziły dzieciaki się uczyć i mini hotel z 30 pokojami doposażony, no niezły był. Grażyna chciała wejść ze mną w spółkę. Pomyślała o cukierni i ją otworzyła z moją pomocą, to był pierwszy prywatny biznes na osadzie. Ja co miesiąc otrzymywałem spłatę raty, a również swój udział. Na tamtą chwile to się sprawdzało. Tak samo ławki i parasole przy sklepie, by można było wypić piwo czy zjeść loda.
Mało wyjeżdżaliśmy z Roz w interesach ,w zasadzie to już na taki etap wszedłem, że nawet od tego miałem ludzi. Miedzy mną a Roz wszystko się układało, dużo czasu poświęcałem jej i synowi i jednak tabletek przeforsować nie mogłem, ale i tak wszystko toczyło się własnym torem. Roz pozwalała mi na wszystko mimo że znała konsekwencje, miała to jak by gdzieś no przynajmniej ja to tak widziałem. Jak było naprawdę nie mam pojęcia. Ludzi przybywało za każdy wybryk były konsekwencje. Ludziom się podobało.
W końcu przyszedł termin na urodziny Damona. Ten rok zleciał tak szybko. Pogadałem z Grażyną co chcieli byśmy za tort i ciasta. Oczywiście zapłaciłem choć nie chciała. Powysyłałem zaproszenia przygotowania szły pełną parą. Mieli się zjawić moi przyjaciele z jachtu. Damon od nas miał otrzymać samochód na akumulator i mały rowerek tak ustaliliśmy. Wstęp na te imprezę był otwarty nawet wysłałem zaproszenie dla Al i Saszy jednak się nie pojawili co mnie nie zdziwiło Sasza się mnie ewidentnie bał, a Al no cóż ja w nią wierzyłem, że chciała by, że nie zapomniała o nas. Ten ich związek trochę mi śmierdział i miał podwójne dno. Prasa spekulowała o rzekomej ciąży Al, ale dla mnie to była raczej prowokacja niż prawda, jednak chłopaki znów zaczęli chlać i nie szło im przetłumaczyć. 6 lipca cały dom został przystrojony i podwórko, wcześniej upolowana dziczyzna piekła się na ognisku, był również rozpalony grill, mnóstwo ciast, słodyczy, sałatek i innych odważnych dań. Moja żona się postarała wszystkiego pilnowała i miałem zakaz picia, choć nie mam pojęcia czemu, ale jak zawsze się dostosowałem, skoro prosiła, ja mogłem się obejść bez tego nie miałem z tym problemów. Impreza się rozkręcała na dobre. Trwała od 12 do 24 ledwie żyłem, pilnowałem Damona i dzieciaków. Mały dostał mnóstwo prezentów, nie tylko od obecnych tu gości, ale również wiele wpływowych osób zaszczyciło nas życzeniami i prezentem przysłanymi na różne sposoby. Była też prasa i pismaki, wszystko potem w telewizji poszło. Pytali o naszą rocznice ślubu, gdzie się odbędzie, czy w ogóle i jak będzie wyglądała. Jednak ja miałem już swoje plany, ale ich nie zdradziłem, bo plany dotyczyły Al muszę się z nią zobaczyć, pogadać wszyscy musimy i tabletki muszę jej dać nowe, te niebawem się skończą eh rety. Powoli towarzystwo się rozchodziło, gasły światła w osadzie, koniki polne grały swoje piosenki, usiadłem na ganku i wsłuchiwałem się w przyrodę. Powietrze było orzezwiające ,patrzyłem w gwiazdy, wszystko poszło po mojej myśli. Nie wiem jak długo tak sobie siedziałem, gdy przyszła Roz już w koszulce na bosaka.
-Czekałam na ciebie - szepnęła nachylając się nade mną .
-Mmm chodzi tutaj przeziębisz się, płytki już są zimne.
Wziąłem ją na kolana.
-Damon już śpi więc jak byś miał ochotę to mamy wolne.
-Myślisz że bym miał - Uśmiechnąłem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz