Byli zorganizowani o wiele lepiej niż ci ze szpitala. Nie było nawet szansy by jakoś się wyrwać. Ani na chwilę nie spuszczali z nas oczu. Przeszukali nas dokładnie, ale udało mi się zatrzymać swój scyzoryk. Czekałem na dogodną chwilę która nie nadchodziła. Samochody zatrzymały się przy tym dużym ogrodzeniu. No pięknie teraz już po nas. Zaprowadzili nas do jakiejś piwnicy, gdzie mieli coś na styl cel. Uważnie zapamiętywałem całą drogę, Luke zapewne też. Zamknęli naszą 10 w jednej celi. Było jakoś znośnie przez pierwsze 5 min potem myślałem że zwariuje. Dzieci płakały, a na pozostałych nie mogłem już patrzeć. Nie mam nic do Luke ale zamknięcie nas w jednym, małym pomieszczeniu nie służy nam obojgu.
- Dlaczego nas tu trzymacie? - spytałem jednego faceta który siedział i pilnował więzniów.
- Zamknij się wreszcie - wypalił tamten zapalając kolejną fajkę.
Nie wiem ile czasu już tam spędziliśmy ale to było jak wieczność.
- Jaki jest plan? - spytałem Luke
- Może jak byś przestał gadać, denerwować mnie i usiadł to może jakiś bym wymyślił - fuknął Luke
Do tamtego który nas pilnował przyszedł drugi.
- Mamy tu cały konwój Czarnego Konia - zaczął
- Powaga? - dopytał ten pierwszy
- No będziemy mieć problemy - mruknął
- Kto to Czarny Koń? - dopytałem
- Zamknij się - warknął ten pierwszy - bo strzele ci w łeb
- Możemy o to zagrać - wypaliłem widząc talie kart na stole - jeżeli wygram dacie mi jednego papierosa jeżeli przegram będę milczał.
Spojrzeli po sobie i na koniec kiwnęli głowami
- Niech przegra - mruknął Luke
Rozłożyli karty. Nie było innej opcji więc wygrałem jeden raz, potem następny. W sumie wygrałem już całą paczkę a ci kretyni nadal chcieli się odgrywać. Tak działa hazard.
- Może mnie wypuście i zagrajmy przy stole jak ludzie
O dziwo się zgodzili. Wypuścili mnie z celi i nawet mnie nie skuli. Byli wstawieni i ogarnięci chęcią wygranej. To była chwila na którą czekałem. Nim zdążyli coś zauważyć oboje leżeli już martwi. A ja już otwierałem cele swojego kumpla i wszystko by się udali gdy by nie fakt że przyjechał Czarny Koń... I jakiś gościu przyleciał by zawołać tą dwójkę. Po czym narobił tyle hałasu że postawił na nogi chyba całą grupę. Poważnie piszczał jak baba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz