Podjechaliśmy pod hotel. W sumie to byłem zadowolony z załatwionych interesów i tego że utarłem nos arabom. Martwiły mnie jednak problemy osady więc postanowiłem obejrzeć wyścig i przygotować transport dla osady. Trzeba będzie porozmawiać z resztą czy wracamy czy zostajemy sam nie będę podejmował decyzji. Gdy weszliśmy do hotelu skierowaliśmy swoje kroki prosto do windy w której o dziwo stał boj hotelowy.
-Co ty tu robisz?
-Obsługuję windę bo całe piętro jest obłożone gośćmi
-To piętro na czas mojego pobytu było zawsze zamykane
-No tak z tym że na te wyścigi przyjechali nasi stali klienci i kierownik zdecydował że nie chciał by pan stracić ich zaufania no i hotel wypadł by zle bo oni bywają tutaj kilka razy do roku by załatwiać swoje interesy
-Rozumiem to dobre posuniecie - powiedziałem wychodząc z windy
W pokoju odłożyłem papiery na komodę, włączyłem telewizor przejrzałem programy
-Za godzinkę będzie powtórka tego wyścigu słonko - powiedziałem kładąc się na wyrko. -Chodz do mnie - poprosiłem - poprzytulamy się i trzeba pomyśleć o kolacji
-To może pójdę do Drake, Al, Luke i Julki zapytam czy będą z nami jeść
-Jeśli chcesz to uciekaj a i daj im ten list niech przeczytają bo chciał bym żebyśmy wspólnie postanowili czy wracamy czy mam robić dla nas miejsce tu we Włoszech.
Roz poszła a ja wziąłem laptop i najpierw założyłem hasło na ten film kiedyś go oblukam dokładnie to miłe chwile wiec warto o nich pamiętać. Przeglądałem pocztę gdy do pokoju weszła Roz
-Już z powrotem?
-Luke i Jula niedawno z miasta wrócili i nie są głodni a Drake'a i Al znów nie ma.
-To nie ciekawie - powiedziałem nie podnosząc głowy z nad laptopu.- Zaraz zadzwonię na psiarnię to przynajmniej dowiem się czy był u nich.
Po chwili uzyskałem potrzebne informacje i uspokoiłem Roż
-Chodz tu do mnie - powiedziałem odkładając laptop na łóżko Roz wpakowała mi się na kolana. - Wygląda na to że jemy dziś sami? -pocałowałem ją - to co obiadokolacja - zaproponowałem
- No tak tylko coś lekkiego
- Hm... - zacząłem dedukować - to nie wiem może jakieś kanapki i sałatka plus owoce. A może truskawki - dopytałem zalotnie
- Truskawki mogły by się przydać na wieczór - stwierdziła Roz
- Nie kuś
- Przecież jestem niegrzeczna - powiedziała - bardzo niegrzeczna
Jednak przeglądając menu Roz stwierdziła że ma ochotę na pizze.
- Okej ale z potrójnym serem ty wybierasz dodatki - powiedziałem
- No okej Quick - i zaczęła wymieniać
- Rety kruszynko to będzie trwało z pół godziny za nim ja wymienię wszystkie te składniki. A no i ma być na grubym czy na cienkim cieście? - zapytałem jednocześnie spoglądając w okno. - Eh dobrze że na wyścigach nie padało bo teraz leje. No i takie są właśnie uroki Wenecji słońce
Sięgnąłem po telefon wybierałem nr gdy rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedziałem
- Dobry wieczór szefie
- Co tam? - dopytałem
- Eee przywiozłem na górę nie wiem czy dobrze zrobiłem nie jaką panią Annę do yyy... do pana żony ta pani. Ja przepraszam ale ja nie wiem jak mam się zwracać do pani... yyy
- Hm... - przerwałem mu - zwracajcie się do Roz powiedzmy hm... niech będzie szefowa no bo w sumie to i prawda będzie, bo może będzie waszą szefową.
- Podaruje pan żonie hotel
- Ona już ma cały pakiet kretynie. Ma mnie w pakiecie dostała całą resztę.
- Yyy... powinien szef podpisać intercyzę
Roz spojrzała na niego morderczym wzrokiem.
- Ty mi nie mów co powinienem bo możesz zostać zwolniony. Powiedzmy że o tej dobrej stronie hotelu będzie decydowała moja żona.
Roz popatrzyła się na mnie zszokowana.
- Naprawdę pozwolił byś mi zmienić na przykład menu - dopytała
- A czemu nie - uśmiechnąłem się
- A jak szef kuchni będzie się burzył
- To zrób mu rewolucje Geslerowej zacznij mu rzucać garami. Dobrze to co z tą panią Anną.
Roz spojrzała na mnie. I chyba zauważyła moje nie zadowolenie
- To ja może porozmawiam na korytarzu - stwierdziła
- Ależ zaproś koleżankę do środka zaraz będą wyścigi.
Anka weszła do apartamentu. Ja skupiłem się na poczcie ale tego biadolenia po prostu nie dało się nie słyszeć. Chodziło o to że wystawili ich z walizkami bo jej ojciec stracił robotę. Mają zaległe rachunki za miesiąc. I coś tam że siedzieli 2 godziny na deszczu bo jej stary nie chciał tu przyjść. Biadoliła że jej siostra się przeziębi że nie mają ubezpieczenia i zero kasy. Bo ojcu nie wypłacili za ostatni miesiąc.
- Takie rzeczy tylko w filmach - skomentowałem
- John mógł byś się ogarnąć oni naprawdę są w tarapatach.
- No ale co słońce spodnie przecież mam, jeszcze. A koszulkę no cóż sama mi zdejmujesz. A ty się nie gap - powiedziałem do Anki - bo gryzę
- Quick - upomniała mnie Roz - obiecałeś
- Ja obiecałem - byłem zdziwiony
- No tak że coś znajdziesz
- Słońce mamy sezon w pełni rozkwitu moje piętro i piętro wyżej wszystko obłożone. Myślisz księżniczko że ktoś płacił by 12 tysięcy za dobę gdyby mógł zapłacić 500 złotych
- Ale obiecałeś a ty dotrzymujesz słowa. To moja przyjaciółka
Poddałem się bo za dwie minuty miały rozpocząć się wyścigi.
- Rety słońce ja nie mam wiele do zaoferowania. Mamy tylko to co widzisz. Jeżeli tobie nie przeszkadza obecność tej rodziny to ja mogę się zgodzić. Pod dwoma warunkami żadnych babskich włosów gdziekolwiek to pierwsze. A drugie to ja jestem u siebie ty jesteś moją żoną i nawet nie minęło 48 godzin od ślubu. Więc będzie po mojemu. Czyli truskawki rozumiesz. No i nikt nie rusza mojego lakieru.
- Ale to jest punk trzeci
- No ale sama wiesz słońce
Roz chwilę się zastanawiała ale ta cała Anka naprawdę zle wyglądała. Szczerze jak bym ją zobaczył i nie chcący na nią wpadł to mógł bym dostać zawału.
- To co zaprosisz państwa a ja zamówię ze trzy pizze.
- No i może kolacje - dodała Roz
- Moja siostra - zaczęła Anka do Roz - to ja nie wiem bo ona ma alergie. To z mamą trzeba by było porozmawiać co ona je.
- Słońce to rób co uważasz ja już powiedziałem co mam do zaoferowania. Warunki znasz i ty decydujesz. Ja muszę obejrzeć ten wyścig a pózniej popracować jak bym mógł oczywiście. No wiesz o ten transport chodzi przede wszystkim dla Mariusza.
- Transport i wyścigi byś mógł - stwierdziła Roz - ale nie chcący przeczytałam e-mail od jakiejś Jessiki
- A to jutro tam jedziemy słońce to ciemna strona mocy. Mógł bym wyjaśnić na osobności.
- Mówisz o szpitalu - domyśliła się Roz
- No tak
- I nic między wami nie ma?
- No wiesz że nie profesor to sprawdzał ale ona uważa że tak. No przecież nie będę bujał się z 30 latką nie ta liga.
- O mnie też tak powiesz jak będę miała 30?
- Nie słońce no co ty. Przecież ja będę straszy. To mogę pooglądać proszę.
- Ale ogarnij kolacje i tą pizze no i zgadzasz się na wszystko - szantażowała mnie Roz
- Tak ale pod moimi warunkami. Za ten szantaż dziś mi zapłacisz - uśmiechnąłem się zadziornie
Anka przyjęła poważną minę.
- To ja pójdę po rodzinkę Anki. Gdyby Damon się obudził...
- Tak skarbie jestem na czujkach wiem co mam robić
- Nie będziesz miała kłopotów - powiedziała Anka nim wyszły
- Nie no co ty. Quick tylko się droczy ale co do łazienki i lakieru to musicie tego przestrzegać. Bo on ma na to uczulenie.
- No właśnie na takiego mi wygląda
- Na ułożonego? - dopytała Roz
Anka pokiwała głową.
- Eh... ty jeszcze nie znasz prawdziwego Quicka. On jest grzeczny od jakiś czterech, pięciu dni. Ale nigdy nie wiem kiedy mu odbije.
- Znaczy że wtedy ci krzywdę robi
- Nie no co ty, my wszyscy mieszkamy razem w jednym sporym domu i Quick z Drake'm mają jakieś problemy. No po za tym Quick to taki nie spokojny duch nigdy nie wiadomo co myśli, co powie a nawet jak wiesz to i tak nie wiadomo co zrobi.
- Nie wygląda - stwierdziła Anka
- Dziś ma dobry humor ogólnie jest humorzasty.
- Jak ty możesz wytrzymać z takim oficjalnym gościem.
- Gdybyś poznała go od innej strony zrozumiała byś mnie.
- Może bym chciała poznać taką delicję.
- Anka to jest mój mąż.
- Właśnie - dodałem - nie ciastko
- Quick - upomniała mnie Roz
- Przepraszam słońce ale wiesz że nie lubię jak się mnie obgaduje.
- Pizze miałeś zamówić i kolacje
- No tak tylko czekam na zamówienie dla tego dzieciątka.
- Ale pizze to już byś mógł bo jestem głodna.
- A truskawki - dopytałem
- Przestaniesz - ostrzegła uśmiechając się
- Truskawki mają być i już - uśmiechnąłem się do niej
- O co chodzi z tymi truskawkami - dopytała Anka
- Nie interesuj się - powiedziałem - masz ochotę na truskawki będzie więcej truskawek
- Choć - zgarnęła ją Roz - Quick się denerwuje bo ogląda transmisje z wyścigu tam startował jego koń. W efekcie sam musiał na nim pojechać. Bo dżokej dał dupy. No i nie wie czy wygrał więc jak wejdziemy to proszę abyście zachowywali się cicho. Jeszcze Drake nie przyszedł. Jak Quick nie będzie znał wyników to się wścieknie tak podwójnie.
I wreszcie sobie poszły. Wszystko było fajnie do momentu. Gdy był zrzut kamer na loże vip-ów. Zuwarzyłem przy Roz kolesia z bródką i kitką. Hm... ciekawe czego chciał. Czemu Roz o nim nie wspomniała? I kto to kurwa jest? Nie znam faceta. A jak ten gnój podrywał mi żonę. Rety mogłem nie jechać na tym koniu. Dziwne to jest. Pózniej przyszli oni tego pana Roberta to chyba bardziej wciągnęli niż wszedł sam. Wszyscy obładowani byli jakimiś walizkami. No koszmar i jeszcze obudził się Damon. Ale na szczęście Roz go ogarnęła. Bo zauważyła że zastopowałem obraz. Pózniej nie dałem nic po sobie poznać i puściłem to dalej. Roz mi już nawet nie przeszkadzała przy oglądaniu rozgrywki. Jednak jej wynik już mnie nie interesował. Wyłączyłem telewizor poprosiłem Roz by dowiedziała się co jada to dziecko i złożyłem zamówienie w hotelu i załatwiłem pizzerie
- Kto to był Roz? - dopytałem przy kolacji
- Ale o czym mówisz?
- O facecie z kitką i brodą kozią
- Nie wiem nie pamiętam nazwiska miał rosyjski akcent. Gratulował mi ślubu, chciał robić z tobą jakieś interesy. I żałował że nie znalazł się na liście gości.
- Ale ja go w ogóle nie kojarzę. Mówił coś jeszcze?
- Jesteś zazdrosny? - dopytała Roz
- Tak jestem i nie będę tego ukrywał. Znajdę tego gada i rozmówię się z nim
- John on był miły
- No właśnie był miły. W tym środowisku podziwia się kobiety faktycznie ale nie okazuje się tego publicznie. No być może w stosunku do zamężnej kobiety. To pierwsze, ten gość nie ma manier, średni wygląd. Dupek którego dorwę i...
- John - powiedziała ostro
- I z nim wyjaśnię pewne sprawy osobiście
- Jest pan zazdrosny? dopytała Aśka
- A co cie to?
- John - znów mnie upomniała Roz
- Nie powinno to ciebie interesować
- Przestajesz się kontrolować
- Jesteś moja od soboty a jakiś niby rusek czy inny arab włazi mi w paradę i jestem zazdrosny. Przepraszam ale przeszła mi ochota na kolacje. Idę porozmawiam z Luke'm a może Al z Drake'em już wrócili. Przepraszam miłego wieczoru życzę. Niedługo będę z powrotem słońce.
Pocałowałem Roz w czubek głowy. I wyszedłem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz