środa, 4 października 2017

Od Rozi do Quicka

Byłam wściekła na nich wszystkich. Czy faceci nie potrafią załatwiać spraw inaczej. A już w szczególności tych dwóch kretynów. Chyba po niecałych 5 min filmu wyszłam. Nie mogłam dłużej tego oglądać. Z salonu skierowałam się do kuchni. Muszę pogadać z Drake'm muszę pogadać z Quickem. Miałam nadzieje że w kuchni nikogo nie będzie ale jak na złość byli tam profesor i jego żona. Kuchnia aż błyszczała, serio nikt wcześniej nie kwapił się by ją posprzątać. Więc na niektórych szafkach których nie używaliśmy jak i na zastawie kuchennej zalegał kilogramowy kurz który zniknął jak tylko żona profesora weszła do kuchni.
- Nie chcieliśmy wywołać zamieszania - powiedział mężczyzna jak tylko weszłam do kuchni
Poważnie... A ja chciałam złapać pierwszą lepszą rzecz jaka wpadnie mi w ręce i po prostu wyjść.
- To co miało miejsce - zaczęłam - to nie państwa wina. Państwo nie powinni nawet tego widzieć bo to jedna wielka żenada 
- Wasz ojciec był naprawdę inteligentnym człowiekiem którego szanowałem - zaczął - był nie tylko moim współpracownikiem ale również przyjacielem. I w żadnym wypadku nie chciałem urazić ani ciebie ani twojego brata
- Mój brat nie potrzebnie robi z niczego wielką aferę. Nie dogadywał się najlepiej ani z matką ani z ojcem. Pewnie sama wzmianka o ojcu go zirytowała. To jest nowa sytuacja wszyscy musimy do niej przywyknąć
- Ale i tak czujemy się w jakiś sposób winni temu wszystkiemu
- Wszyscy byliśmy zdenerwowani - wyjaśniłam - po prostu musieli odreagować... Dużo osób w tym domu ma za bardzo podobne charaktery
- Zauważyłem
- Relacje między nami są nie co dziwne... I pewnie w normalnych czasach trzymali byśmy się od siebie z daleka. A ci dwoje jak by się nie pobili byli by chorzy.
- Ile ty dziecko masz lat? - spytała kobieta siadając obok nas.
- 16 - odpowiedziałam
Błagam niech ktoś mnie uratuje od tych miłych staruszków
- O Boże dziecinko - oburzyła się kobieta - młodziutka jesteś. Myśleliście już o ślubie? Na pewno już rozmawialiście... Nie martw się kochanie we wszystkim wam pomożemy. Trzeba będzie jeszcze dziecko ochrzcić. Jesteś katoliczką prawda?
- Kochanie - powiedział profesor - nie męcz dziewczyny. Wszystko w swoim czasie
- No tak Czaruś ma tak wiele na głowie. Zrobię herbaty - oznajmiła kobieta wstając - powiedz mi kochanie po co wam te zgniłe mięso
- Jakie zgniłe mięso? - dopytałam
- No te kochanie przy drzewach. Nie wygląda to za ładnie, brzydko pachnie i niesie wiele chorób. Mam nadzieje że tego nie jedliście
Spojrzałam na nich nie dowierzając.
- Nie wiecie czym oni są? - dopytałam patrząc na mężczyznę
Ale jego mina wskazywała na to że nie wiele wie. No chyba że był tak dobrym aktorem
- Więc wy nie wiecie jak działa ten wirus? - dopytałam - przecież pan nad nim pracował
- Tak - przytaknął - słyszałem jakie spustoszenie niesie ale nie widziałem tego
- Ci przy drzewach to zarażeni. - wyjaśniłam - Ten wirus wygląda właśnie tak. Skąd wy jesteście że nie mieliście z nimi do czynienia? Nikt z grupy nie widział zimnego?
- Rosja nie ucierpiała - odparł mężczyzna
- Chce pan powiedzieć że w Rosji nie ma zimnych?
Mężczyzna pokiwał głową.
- Więc witam w naszym świecie... - powiedziałam - i proszę przekazać aby ludzie na nich uważali. Chyba pan profesor wie jak przenosi się ta choroba
- Dziecko dla ciebie też herbatki? - spytała kobieta
- Nie dziękuje - odparłam - jestem zmęczona. Dobranoc - pożegnałam się wychodząc z kuchni
Nie rozumiałam... Jak ktoś mógł wyjechać z Rosji gdzie było bezpiecznie, gdzie cywilizacja nadal przetrwała do miejsca gdzie z każdej strony nas atakują jak nie ludzie do zimni. Jak żyć w tak licznej grupie która nawet na oczy nie widziała zimnego. Przecież wszyscy zginiemy. I jeszcze ten cały Mariusz i jego ludzie stojący przed domem i Borys stojący przy drzwiach czekających z niecierpliwością aby nas wystrzelać. Komu z nich można zaufać? Usiadłam na szczycie schodów i byłam tak zamyślona że dostrzegłam Quicka dopiero jak usiadł obok mnie.
- W porządku? - spytał
- Tak - odparłam odruchowo - Nie
Popatrzył na mnie pytająco
- Rozmawiałam z twoimi dziadkami - odparłam z uśmiechem - pomijając fakt że niemalże przyprowadzili księdza to oni nie wiedzą jak wygląda zimny. Nikt z nich nie wie. Przecież to będzie jedna wielka masakra...
- Dlatego musimy zrobić ogrodzenie - zaczął - mamy ludzi którzy umieją walczyć musimy ich tylko nauczyć jak walczyć z zimnymi
Zaczął opowiadać co zamierza. I naprawdę w to wierzył. Wierzył że im się uda że stworzą namiastkę tego co było kiedyś. Im bo nie czułam się częścią tego wszystkiego. Mówił jak przywódca i widziałam w nim to co widzieli w nim ci wszyscy ludzie. Widziałam to czego boi się Drake. Quick się zmienił...
- Ufasz im - wypaliłam, chyba przerywając jego monolog
Spojrzał na mnie zdziwiony
- Komu?
- Tym ludziom - wyjaśniłam - Borysowi, Mariuszowi, tej starszej parze, Grześkowi i innym których imion nawet nie znam a nawet gdyby się przedstawili nie zapamiętała bym wszystkich. Chce wiedzieć... muszę wiedzieć czy możemy ufać tobie? Zmieniłeś się i boje się tego wszystkiego...
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz