poniedziałek, 25 września 2017

Od Drake

Nie miałem co do tego wątpliwości że w tych czasach nie można ufać ludziom. I jak tylko zobaczyłem obóz wiedziałem że będą z nimi kłopoty ale naprawdę nie sądziłem że ich przywódcą będzie karzeł. Uznali mnie za zagrożenie i słusznie, ale ja na ich miejscu nie bagatelizował bym dziewczyn. Dobrze że skupili się na mnie, nie mogę myśleć jak nas wyciągnąć cały czas martwiąc się o dziewczyny. Już nie jednokrotnie wpadałem w kłopoty nawet przed epidemią więc zdołałem się przyzwyczaić. Alex grała na zwłokę i całkiem dobrze jej to wychodziło. Banda kretynów naprawdę w to uwierzyła. Karzełek zadecydował że dziewczyny jadą z przygłupem, a ja miałem jechać z tym małym klaunem i jego szoferem. Gdyby była tu Niespodzianka wyglądali byśmy jak grupa cyrkowa. Rozsiadłem się wygodnie
- Jak to jest sięgać komuś do pasa? - spytałem - swoją drogą macie interesujące widoki wasze oczy są na wysokości tyłka.
- Zamknij się koleś - ostrzegł karzełek
- Tylko nie tup nóżkami bo moja siostra będzie chciała cię za adoptować.
- Jeszcze słowo a wyrobisz kulkę - warknął - Powiedz coś o tej szczepionce
- Jest mała...
- Znów nabijasz się z mojego wzrostu - wrzasnął
- Ależ skąd, to małe nie porozumienie...
- Przestań
Karzełek się wściekł to był dobry moment, aby wykorzystać scyzoryk. Wyciągnąłem go z naszytej w bucie kieszeni. Zrobiłem kieszeń jeszcze przed epidemią i zawsze nosiłem scyzoryk przy sobie. Grywałem w karty z nieciekawymi typami przez co często lądowałem w szpitalu albo co gorsza w czyimś bagażniku. Więc nauczyłem się nosić przy sobie własną talie kart i scyzoryk z cienkim bolcem którego wykorzystywałem do otwierania zamków. Trzeba było przyzwyczaić się do lekkiej nie wygody. Karzełek był tak wściekły że nie patrzył na to co robię a jego szofer był za bardzo skupiony na drodze. Uważnie obserwowałem co dzieje się na przednich fotelach i czy na mnie nie patrzą. Po około pięciu minutach udało mi się niezauważenie wyciągnąć scyzoryk a po następnych pięciu przeciąć sznury. Właśnie minęliśmy tablicę z nazwą miasta. Kiedy wytrąciłem karzełkowi broń z ręki i bez wahania strzeliłem mu w skroń. Facet za kierownicą się nie spodziewał i w panice stracił panowanie nad rozpędzonym pojazdem. Puścił kierownicę i próbował strzelić do mnie ze swojej broni. Strzeliliśmy oboje w tym samym czasie, z tą różnicą że ja straciłem równowagę i spudłowałem. Za to on wycelował celnie. To co spowodowało że spudłowałem uratowało mi życie. I zamiast w głowę kulka przeleciała na wylot mi przez ramię. Próbowałem wycelować jeszcze raz kiedy samochód walnął prosto w drzewo. Uderzenie było ogromne aż wyrzuciło mnie na przednią szybę. Bolała mnie głowa, a przed oczami miałem mroczki, jednak kolesia do siedzenia przygwozdziła gałąz. Czułem krew płynącą mi po czole. W uszach zaczęło mi szumieć, a oczy zaszłą czarną mgłą.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz