poniedziałek, 25 września 2017

Od Lexi Cd Rozi, Drake

Wiesiek wyszedł z samochodu a my zostałyśmy same. Chwilę szukałam czegoś do przecięcia więzów.
-Masz coś?- spytała Rozi.
-Jeszcze nie- ale się nie poddawałam.
-Mam- krzyknęła Rozi i już zaczęła rozcinać sobie więzy nożykiem do obierania owoców znalezionym w schowku. Rozcięła i mi.
-Pójdz zobacz czy jest jakaś broń w bagażniku- poradziłam a sama wyszłam z samochodu. Wiesiek pochylał się nad kimś w samochodzie. Zauważyłam że z pod maski dymiło. Miałam tylko nadzieje że nie wybuchnie, na filmach często tak się dzieje. Po cichu podeszłam, z przedniej szyby wystawała gruba gałąz, prawdopodobnie przebiła kierowcę. Wiesiek pochylał się nad karzełkiem z którego głowy krew leciała strumieniami. Bez zastanowienia wbiłam nożyk w szyje Wieśka, na filmie od razu padłby martwy ale tak odkręcił się i wymierzył do mnie z broni a w jego kurtkę wsiąkała krew wypływająca z rany . Na pewno się wykrwawi ale ja pewnie też będę już martwa. Rozległ się huk wystrzału ale to nie ja padłam martwa tylko Wiesiek. Rozi na szczęście trafiła we właściwą osobę, albo miała tak dobrego cela bo w końcu ja stałam miedzy nią a Wieśkiem albo to był po prostu fart. Tak czy siak Wiesiek leżał martwy. Rozi otworzyła tylne drzwi. Drake'owi  spływała krew po czole i lewej ręce. Rozi przeklinała pod nosem.
-Wzięłam opatrunki ,są w plecaku- i jak tylko to powiedziałam uświadomiłam sobie że my już nie mamy plecaków.
-W bagażniku- powiedziała Rozi. I faktycznie w samochodzie były nasze plecaki oraz ich broń.
-Ok, przełożymy go i odjedziemy bo zaraz zejdzie się masa zombie.- zarządziłam a Rozi zgodnie pokiwała głową. Przełożyłyśmy Drake na tylne siedzenie i Rozi zaczęła go opatrywać. Wskoczyłam za kierownice i pojechałam.
-Będzie potrzebował szwów?- spytałam spoglądając co chwila do tyłu.
-Ma rozciętą głowę i został postrzelony ale chyba na szczęście pocisk tylko go drasnął. Ale bez szwów się wykrwawi a my nie mamy szwów- mówiła łamiącym się głosem. Byliśmy już w Krakowie w oddali wiedzieliśmy już miasto i  pełno trupów, zjechałam w dróżkę do lasu i kiedy samochód był mało widoczny zatrzymałam się.
-Co robisz?- spytała Rozi kiedy nacisnęłam na klamkę.
-Jesteśmy w Krakowie i potrzebujemy szwów, na pewno znajdę jakiś szpital.- wyjaśniłam.
-Będziesz wiedzieć co wziąść?- no cóż w tej chwili czułam się bardzo bezużyteczna. Drake nam się wykrwawiał a ja nie potrafiłam pomóc. Naprawdę się o niego martwiłam, te trzy miesiące zrobiły swoje.
- Mogę pójść- dodała Rozi. Przecząco pokręciłam głową.
-Ja nie będę wiedzieć co z nim zrobić, będę się śpieszyć- obiecałam. Rozi wyjaśniła mi gdzie znajdę szpital,  w końcu tu mieszkała to wiedziała co gdzie jest, a dzięki temu zaoszczędzę masę czasu. Starałam się śpieszyć ale po jakichś trzech minutach dostrzegłam całą hordę zombie na drodze a wiec pobiegłam lasem próbując jakoś ich obejść. Starałam się poruszać najciszej jak się dało a jako że w drodze byliśmy już długo noga dawała mi się we znaki. Niby już mi się zagoiła ale pierwszy raz od postrzału musiałam tyle przejść, a śnieg tego nie ułatwiał, zlekceważyłam ból i ominęłam stado. Las mi się skończył  a zombie przy było, omijanie ich stawało się coraz trudniejsze a ja kluczyłam miedzy uliczkami. Brakowało mi już tylko tego abym się zgubiła. Wzięłam pistolet i swoje noże ale zabijanie zombie było stratą czasu. W końcu odnalazłam szpital i pobiegłam na ostry dyżur. Weszłam do jednego z gabinetów i zaczęłam szukać szwów.  Z początku myślałam że wszystko zostało zabrane ale na dnie jednej z szafek znalazłam kilka opatrunków, bandaży... są i szwy. W innej szafce odnalazłam również igły i jakieś buteleczki i tabletki. Wrzuciłam wszystko co znalazłam do plecaka i coś zwróciło moją uwagę. Podeszłam do okna i w oddali zauważyłam wysoki płot. Powaga miał gdzieś z 10 metrów i ciągnął się w całym zasięgu wzroku. Przy płocie dostrzegłam chodzących ludzi, trochę to przypominało szpital w naszym miasteczku... Nie ma teraz na to czasu- skarciłam się w myślach i pobiegłam w drogę powrotną.
-Tylko to znalazłam- oświadczyłam z lekką zadyszką gdy dotarłam do samochodu. Rozi obrzuciła to wzrokiem.
-Starczy, musi.
Rozi z ciągnęła mu koszulkę i przecierała krew mu z ramienia.
-Możesz włączyć ogrzewanie?- spytała a ja od razu wykonałam polecenie.
-Tylko nie wiem ile wytrzyma akumulator- powiedziałam cicho- Nic mu nie będzie, przeżyje?- wiem że nie pomagałam ale popadałam w jakąś panikę.
-Alex nie panikuj to ja muszę go szyć.- powiedziała o dziwo spokojnie.
-Ok, to ja będę już cicho. Może zobaczę czy coś nie idzie, jak coś to krzycz będę w pobliżu.
Wyszłam na świeże powietrze i obeszłam pobliże samochodu. Niczego nie widziałam ani nie słyszałam. A jeżeli ktoś z tych ludzi mnie zauważył i przyszedł? Zaczynałam już totalnie wariować, najpierw znikł Quick i nie wiadomo czy żyje, szukaliśmy go po całym lesie i mieście i nic, a teraz jeszcze Drake. Może przyjazd tu był głupotą. W końcu wróciłam z powrotem do samochodu. Rozi wciąż coś robiła nawet się nie zastanawiałam co. Czemu przed tym wszystkim nie interesowałam się medycyną. Może byłabym tak przydatna co Rozi.
-Jesteś przydatna- stwierdziła Rozi, albo ja to wszystko powiedziałam na głos albo ona umie jeszcze czytać w myślach.
-Wszystkie problemy wynikają głównie przeze mnie, nawet to gdybym się nie upierała odeszlibyśmy i Drake nie był by w tym stanie- po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Uświadomiłam sobie że mi na nim naprawdę zależy, fakt był wkurzający i wiele razy miałam ochotę go udusić ale to Drake, zawsze kiedy byłam na granicy płaczu odpuszczał i na ogół  nawet potrafił poprawić mi humor, a jeżeli on teraz umrze?
-Lexi wez się w garść- rozkazała Rozi.
-Gdyby nie ja ty i Drake wtedy byście nie wpadli na Quicka, Drake nie został by pobity ty nie zaszłabyś w ciąży i....
-Alex- zawołała Rozi- nie możesz się obwiniać o to że się spotkaliśmy, ja nie żałuję że was poznałam, nawet nie żałuję że jestem w ciąży.
-Nawet teraz zamiast pomóc użalam się nad sobą. O boże nawet mama i Mel umarły przeze mnie, gdybym ich chwile popilnowała albo choćby poszła kiedy wyszły...
-Znów zaczyna, chyba wolałbym umrzeć - powiedział Drake i syknął z bólu. Z ulgą odkręciłam się. Obudził się to chyba dobrze.
-Drake nie ruszaj się- rozkazała Rozi.
-Wiesz jak to boli- poskarżył się Drake- kiepski z ciebie lekarz.
-To chyba normalne bo nim nie jestem.
Rozi skończyła opatrywać brata a ja się już uspokoiłam. Opowiedziałam co widziałam w mieście. Rozi nie była pewna w jakim stanie jest Drake wiec chciałyśmy wracać ale Drake się uparł że skoro zaszliśmy tak daleko musimy iść dalej. Postanowiliśmy że zostaniemy tu  jeszcze na noc. Z samego rana mieliśmy ruszyć do domu. Na szczęście ich dom nie powinien być na ogrodzonej części ale i tak będziemy musieli uważać na tych ludzi i jeszcze te zombie. Zjedliśmy coś i postanowiłam że wezmę pierwszą wartę. Drake od razu usnął a Rozi chwilę po nim. Drake spał przez większość czasu niespokojnie ale w końcu się uspokoił. Dopiero teraz zauważyłam że on jest przystojny.
-Czemu się tak na niego gapisz?- spytała szeptem Rozi zaspanym głosem.
-Bo mi się podoba- i jak tylko to powiedziałam zdałam sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało i że nie złożyłam zdania tak jak chciałam i od razu zaczęłam wyjaśniać - Znaczy on mi się nie podoba, patrzę bo tak mi się podoba to chciałam powiedzieć, że mogę patrzyć gdzie chce...
-Aha.
-No tak- upierałam się a policzki zaczęły mi płonąć ze wstydu.
-No jasne.
-Rozi- warknęłam- skoro wstałaś to może wezmiesz wartę - podsunęłam i udałam że śpię. Ta powiedziała coś jeszcze na ten temat ale ja już usnęłam.
-Alex wstawaj- próbowała mnie obudzić Rozi ale ja odburknęłam coś w odpowiedzi i poszłam spać dalej a bynajmniej próbowałam.
-Alex, znalazłem wielką tarantule i jak nie wstaniesz to ją na ciebie rzucę- ostrzegł Drake a ja się zerwałam uderzając nogą o kierownicę i to tą która wciąż mnie bolała
-Auć- syknęłam a Drake i Rozi zaczęli się śmiać- no bardzo śmieszne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz