poniedziałek, 25 września 2017

Od Lexi Cd Drake,Rozi

Szliśmy długo, nastał ranek. Kraków nie powinien być daleko, ale tam na pewno będzie horda zombie a więc musimy odpocząć i wymyślić jak ich obejść.
W zasięgu wzroku pojawił się mały obóz na środku polany ogrodzony samochodami. Nie widziałam żadnych ludzi ale może jeszcze spali.
-Co myślicie?- spytał cicho Drake.
-Nie ryzykujmy- podsunęła Rozi.
-To mały obóz. Może warto z nimi pogadać.- powiedziałam.
-Mam złe przeczucia- ciągnęła Rozi.
-Powinniśmy iść dalej- zadecydował Drake.
-I tak będziemy musieli się zatrzymać. Jesteśmy w drodze kilka godzin a Kraków to duże miasto, myślicie że tam nie będzie zombie?- spytałam retorycznie.
-Ale nie musimy tu.- stwierdziła Rozi.
-To są ludzie. Powinniśmy z nimi pogadać- upierałam się przy swoim.
-No właśnie to są ludzie i to oni są naszym zagrożeniem. Wiem, ja też chciałbym by  było inaczej ale taka jest prawda. Zabiliby cie dla jednego naboju.- próbował mnie przekonać Drake.- A my powinniśmy zrobić to samo.
-Drake- oburzyłyśmy się razem.
- No co taka prawda.- usprawiedliwił się. -Podejdziemy bliżej, zobaczymy czy są dla nas zagrożeniem, jak nie pójdziemy dalej.
-A jak są?- spytała Rozi. Ja nie potrzebowałam potwierdzenia byłam pewna co Drake zamierza.
-To ich zabijemy pierwsi- odparł. Po cichu podeszliśmy bliżej i ukucnęliśmy. Nikogo nie było widać. Ale dostrzegłam zgaszone ognisko, brudny samochód od krwi i spory zapas broni oparty o jeden z samochodów.
-Wciąż uważasz że powinniśmy z nimi gadać?- szepnął Drake.
-Chodzmy stąd- podsunęła Rozi. Miałam nawet zamiar się z nią zgodzić ale nie zdążyłam bo ktoś wrzasnął za naszymi plecami.
-Ręce do góry i nie radzę kombinować bo od strzele wam łby.
-Mam głowę- warknął Drake jakby nie mógł sobie darować. Posłusznie wykonałam polecenie. Może da się z nimi dogadać, w końcu tego chciałam.
-Z deszczu pod rynnę- mruknęła pod nosem Rozi.
-Odłóżcie broń,  powoli wstańcie i się odkręćcie. Zaczyna koleś.- zadecydował. Niech Drake robi co mu każe- prosiłam w myślach.- Niech choćby teraz nie komplikuje. O dziwo Drake posłuchał.
-A teraz wy- zadecydował. Lekceważył nas, i dobrze. Posłusznie wykonałam polecenie. Koleś miał około trzydziestu lat i spory zarost. Wymierzony w nas miał karabin.
-Radek, Kamil zobaczcie kto nas odwiedził- zwołał koleś. Po chwili usłyszałam jak do nas podchodzą. Podszedł do nas jeden z nich, był młodszy od tego z brodą i o wiele niższy. Powaga, koleś był karłem. Drake zaczął się śmiać i oberwał kolbą pistoletu od jednego z jego towarzyszy.
-Wiesiek idz zobacz czy jest z nimi ktoś jeszcze- rozkazał karzełek.- Czego tu szukacie?
-Przechodziliśmy tylko- sprostował Drake.
-Skąd i dokąd?
-Nigdzie konkretnie.- odparł Drake.
-Uciekaliśmy przed stadem i trawiliśmy na was- wtrąciłam się- Nie chcemy kłopotów, nie musicie do nas mierzyć.
-To ja decyduje do kogo mierze. Skąd idziecie?
-Od wielu dni jesteśmy w drodze. Jak już mówiliśmy uciekamy przed dużym stadem.- odpowiedział Drake.- I możemy odejść.
-O ile wam pozwolę.- zauważył karzeł. Wiesiek wrócił i oświadczył że nikogo niema.
-Go zabijcie, a je na razie zwiążcie- rozkazał karzeł. Rozi zaczęła krzyczeć że nie mogą go zabić. Ten trzeci przyłożył spluwę Drake'owi do głowy. Cholera, oni nie mogą go zabić. Zaczęłam się bać na poważnie. Drake często mnie irytował ale nie chciałam by go zabijali.
-Nie możecie tego zrobić- stwierdziłam pewna siebie, aby najmniej starałam się by tak zabrzmiało bo w rzeczywistości nie byłam niczego pewna.
-Bo?- spytał karzeł. Zaczęłam gorączkowo myśleć. Muszę wymyślić coś co ich zainteresuje i da nam trochę czasu.
-Idziemy do Krakowa- wyjaśniłam, Drake posłał mi mordercze spojrzenie.- Jego ojciec był naukowcem i opracował szczepionkę. Idziemy po nią.
-Jaką szczepionkę?- dopytał karzełek.
-Przeciw zombie, mogą cie ugryzć a i tak się nie zmienisz.- zapewniłam.
-I wy ją macie?- dopytał.
-Będziemy mieć jak dojdziemy do Krakowa.
-I po co im powiedziałaś?- warknął Drake zaczynając podtrzymywać moje kłamstwo.
-Może by uratować ci życie?- odparłam.
-A dlaczego miałbym go nie zabijać?- spytał karzeł.
-No bo tylko on wie gdzie jest ta szczepionka.
-Kamil, Wiesiek przyszykujcie dwa samochody i ich zwiążcie.- zadecydował karzełek Radek. Mało delikatnie popchnęli nas w stronę obozu i związali nam ręce. Jeden z nich poszedł pakować obóz a drugi został i mierzył do nas. Karzełek gdzieś znikł.
-Kretynka- fuknął Drake, niestety nie mogliśmy porozmawiać bo wokół nas krążył brodacz.
-Dzięki mnie wciąż żyjesz.
-Nie wiadomo jak długo tak pozostanie- drążył Drake.
-Uspokójcie się obydwoje- wtrąciła się Rozi. Po kilku minutach samochody były gotowe do drogi a karzełek się pojawił.
-Wiesiek pojedziesz z nimi a ja i Kamil zabierzemy jego- zadecydował i kazał nam wejść do samochodów. Karzełek pojechał pierwszy oczywiście nie on kierował bo by raczej nie dosięgnął do pedałów. Samochody jechały dość szybko, a Wiesiek nie najlepiej radził sobie za kółkiem i ledwo wyrabiał się na zakrętach przy tej prędkości. Nagle samochód przed nami gwałtownie skręcił w prawo i walnął w drzewo. Wiesiek gwałtownie zahamował i prawie co nie walnął w samochód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz