sobota, 28 października 2017

Od Quicka

Obudziłem się nad ranem dopiero wtedy zdałem sobie sprawę jak jest póżno. Rety dziś ten ślub i koni nie sprawdziłem i Dominik Roz... Ona się na pewno niepokoi. Teraz odczułem jak bardzo jestem samotny i żałosny ze mnie facet, a co dopiero mąż. Biedna Roz pewnie oczęta wypłakała ,ale tak byłem wściekły na Drake, a nie chciałem robić awantury przed ślubem. I jeszcze Al i jej bunty nie miałem do tego siły, przez tą gorączkę która mnie dopadła. Pierwsze kroki skierowałem do stadniny. Sporo czasu zeszło nim dobrałem te konie, żeby szły równo i właściwie podnosiły kopyta. Dominik sobie wymyślił że nie mogę widzieć się z Roz do ślubu, a ja chciałem się tak bardzo przytulić. Spojrzałem na zegarek no i pozamiatane bo Dominik już męczył biedną Roz zapewne. On był punktualny do bólu. Gdy skończyłem w stadninie pojechałem do hotelu wziąłem prysznic. Dominik zadbał o fryzjera i jakieś tam pierdoły. Irytowało mnie, że nie mogę porozmawiać z Roz i Al, bo nie wyglądało to fajnie. Może Drake namówi Roz na to by sobie odpuściła? Nie ukrywam on do wszystkiego jest zdolny. Jednak Roz to mądra dziewczyna ma własny rozum. Trudno już nic nie da się zmienić, albo przyjadą, albo wyjdę na kretyna. Przyszedł w końcu Dominik i zaczął biadolić że Roz ma opuchnięte oczy, że nie miała ochoty na te jego zabiegi. Z Al było podobnie, ale nie pozwolił mi tam pójść.
-Jeżeli cie kocha to przyjedzie nie powinieneś się tym przejmować.
-Ja kocham Roz czemu ty tego nie rozumiesz?
-Ty to pakuj się w samochód, bo nie możesz się spuznić. Co ciągle robisz no poza tym nie możesz zobaczyć panny młodej.
-Powiedz chociaż jak ona się czuje?
-No nie ukrywam nie najlepiej sądząc po wyglądzie.
-Przestaniesz Dominiku?
-Rety, czemu ty wszystko utrudniasz .No uciekaj bo się spotkacie i będzie kompromitacja. No wynocha nie możesz się spóznić kareta już na nią czeka. Chłopie a ja mam noc poślubną w proszku co ty sobie myślisz, że ja czarodziej jestem to wszystko wymaga czasu. A i masz zapas .
Podał mi dodatkowe obrączki.
-Bo ty to sobie żeś światka wybrał, bałem się tego typa powinieneś go zmienić nie ufam mu.
-Uspokój się Dominik nic nie będę zmieniał. Najwyżej się nie pojawią. W sumie to chyba jestem tego bardziej niż pewien.
-Przyjadą czy nie. Ty musisz tam być i czekać bo ciągle się spózniasz wszędzie. A przypominam ci że na własny ślub to już raczej nie wypada.
-Już wygrałeś spadam. - Skomentowałem krzyki Dominika.
Wyszedłem przed hotel kareta faktycznie stała. Do ślubu jeszcze 30 minut. Pewnie będą zaraz wychodzić lub pojadą do Polski eh. Szkoda gadać trzeba spadać. Rety stary myślałem sobie to twoje ostatnie chwile wolności, albo życia bo bez Roz nie ma sensu żyć. Podjechałem pod kościół bramy były otwarte wiec zaparkowałem za kościołem. Sępy już się zleciały i wszystko kamerowali. Zadzwoniłem po ochronę z hotelu żeby obstawili bramy, bo jak coś to konie spłoszą, albo się nie przedrą przez tą bandę. Te kilkanaście minut to była wieczność. Dosłownie słyszałem stukot wskazówek sekundnika. Ten zegar na plebani nie cykał on uderzał wskazówkami i to jeszcze tak wolno. W końcu przyjechał Dominik.
-Już zaraz będą wyprzedziłem ich przed chwilą. Coś ty taki markotny?
-A jak przyjechała by powiedzieć nie?
-Nie wiem ale ona ma taki sam dylemat. Ja ws nie rozumiem, wasz brak zaufania do własnych uczuć? Może wy chcecie na siłę ze sobą być? Nie rób tego jeśli nie jesteś pewien.
-Ja jestem bardziej niż pewien nie wiem jak Różyczka.
-Ten bukiet z konwalii do niczego nie pasuje czemu zmieniłeś i podważyłeś moja decyzje w ostatnim momencie?
-Bo zawsze dawałem Roz konwalie chyba nawet je lubi i mają być konwalie nie marudz bo mnie denerwujesz.
-Nie lubię jak tak do mnie przemawiasz.
-To wykonuj moje polecenia bo cię zwolnię. Mam w dupie czy ci się podobają konwalie czy nie. Ma być jak chcę to mój ślub i nie będziesz się rządził.
-To ja pójdę bo chyba już są.
Po kilku minutach które trwały wieki przybiegł Dominik
-Jest pełen kościół ludzi i kupa gapiów przed. No dodatkowo prasa i telewizja. A są i oni tylko czekają bo ten świadek szuka jakiegoś chyba samochodu.
-Dobra to dawaj plebana i ja idę a ty idz mu powiedz że czekam.
-Jasne.
Dominik pobiegł a ja zebrałem się w sobie i wyszedłem przed ołtarz. No straszne jednak się może i ożenię pomyślałem. I w tym samym momencie zabrzmiały organy które wyrwały mnie z zamyślenia aż podskoczyłem. Pewnie gdy bym miał spluwę to zaczął bym strzelać. Przekręciłem się w stronę drzwi i odruchowo spojrzałem na zegarek .Byli spóznieni 20 minut. Drake prowadził Roz do ołtarza po chwili doszli do mnie, a mój świadek posłał mi mordercze spojrzenie. Chciałem choć chwile porozmawiać z Roz ale się nie dało. Chciałem wyjaśnić jednak jedyne co zdążyłem powiedzieć to:
-Wiesz Różyczko że mówiąc TAK bierzesz ślub nie tylko ze mną ale i z mafią?
-Tak - powiedziała nie wyglądała na szczęśliwą .
Pleban odprawiał całe te egzorcyzmy pózniej była cała ta przysięga i te słynne tak na którym jakoś się zawiesiłem bo pogrążony byłem w myślach. Jak by to nie działo się w mojej obecności, jak bym patrzył na ten cyrk z góry. Drake stuknął mnie bym oprzytomniał.
-Nie no tak - powiedziałem automatycznie.
Zrobiło się lekkie zamieszanie.
-Może pan powtórzyć czy się zgadza?
-No tak - powiedziałem i włożyłem Roz obrączkę na palec. Zaskoczony spojrzałem na Drake.
-A co ja palnąłem?
Ale ten się tylko uśmiechnął co znaczyło że odwaliłem.
-Możemy już jechać? - dopytała Roz.
-Dla mojej żony - wszystko pocałowałem ja - Spadamy po drodze wszystko ci wytłumaczę słonko.
-Nie musisz miałeś nas dość i musiałeś pobyć sam rozumiem. - przytuliła się do mnie.
-To też ale nie do końca tak no nie smuć się już jestem i zawsze będę dla ciebie.
Zapakowaliśmy się do karety i pojechaliśmy do hotelu. A ja marudziłem że konie są zle poustawiane poczesane i po co tyle tych ludzi i jeszcze telewizja, a ja chciałem tylko być... zostać sam z Roz i naszym synkiem. Przytulić się i porozmawiać a tu jeszcze cały ten pierdolnik przynajmniej do 24 .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz