Wiedziałam że będą kłopoty. Po protu czułam że Drake coś tam odwali nie miałam tylko pojęcia że ten babsztyl mu w tym pomoże. Naprawdę Drake przynosi pecha i przyciąga kłopoty. Nie dość że dostał po mordzie to przez niego mało co nie zabili Quicka. I to wszystko przez karty. I co to za rusek? Podobno ten z którym rozmawiałam na wyścigach zajmuje się tylko legalnymi interesami więc odpada. A jeżeli to jakiś zastępca Ivana. Dobrze że Borys mi powiedział o tym wyścigu tylko szkoda że tak pózno no i mówił że ten wyścig ma być w środę. A może to ja powiedziałam. Musze bardziej go słuchać i dać mu się trochę rozkręcić. Wiedziałam że powiedzenie o tym Tomkowi to dobry pomysł. Nic nie wiedział ale szybko sprawdził moją informację i przekazał ją Quickowi. A ten stary babsztyl posunął się o krok za daleko. Swoją drogą ciekawe czy Borys wiedział że mam być stawką w tej chorej grze. To był ciężki dzień i wygląda na to że jeszcze prędko się nie skończy znając mojego brata. Quick wyglądał okropnie i pewnie tak samo się czuł. I jak myślałam jak tylko weszliśmy do hotelu od razu z pretensjami wyleciał Drake
- Co to było
- Drake ucisz się bo obudzisz Damona
Spojrzał na mnie morderczym wzrokiem
- Właśnie Drake zamknij się - warknął Luke
Nie dało się ukryć że wszyscy byli wściekli a skoro wszystko rozgrywało się w holu hotelowym było dość sporo ciekawskich gapiów.
- Jak ty mnie irytujesz - ciągnął dalej Luke - to wszystko przez ciebie. Pieprzony hazardzisto, oszuście nie mogłeś sobie odpuścić
- Sam chciał grać - odwarknął się Drake - i nie oszukiwałem
- Przyjechaliśmy tutaj miało być spokojnie ale z tobą Drake nie da się nawet żyć spokojnie w normalnym świecie.
- Uspokójcie się - poprosiłam
Nie wyglądało to ciekawie jeszcze brakowało żeby Luke z Drake'm się pobili
- Mogliśmy tam wszyscy zginąć - nie dawał za wygraną Luke - Quick mógł powiedzieć żebyśmy nie brali na przykład Julki, Majki, Alex
- Ej... sama o sobie decyduje - warknęła Al
- Luke - uspokoiłam - od dwóch lat codziennie uciekamy przed śmiercią. To nie różniło się za bardzo. Nie wiem może cię epidemia tak nie dotknęła aż tak umiałeś strzelać i miałeś broń ale byli ludzie którzy nie mieli nic. Ani broni ani umiejętności. To normalne zawsze ktoś chce naszej śmierci...
- To ty myślałeś że będziesz tu mógł żyć normalnie. Nienormalni ludzie nie mogą żyć normalnie - wtrącił się Drake
- Drake nie przerywaj mi - powiedziałam - bo Luke ma rację mogłeś odpuścić sobie tego pokera.
- To mogliście powiedzieć mi że są tam zasady że jak wpakuję się w kłopoty to muszę kogoś zaciukać albo ten ktoś zaciuka mnie
- To ty nie wiedziałeś? - dopytałam
- A myślisz że jak bym wiedział to dał bym się tak łatwo pobić
- Quick ci nie powiedział? - dopytałam
- A czy twój mąż mi kretynko cokolwiek mówi - warknął - Gra sobie w jakąś chorą gierkę
- Drake - powiedziałam - nie ubliżaj mi, pogadam z tobą pózniej. Nigdy nie kłóciliśmy się publicznie pamiętasz?
- Jasne - mruknął wściekły
Myślałam że mam go z głowy na jakiś czas ale ten musiał oczywiście dalej za kozaczyć.
- Już drugi raz naraziłeś moją siostrę - warknął do Quicka
Czy mój brat zawsze musi się rzucać. Na dół zeszła rodzina Anki na pewno nie rozumieli co się stało. Quick kazał Tomkowi zabrać Drake'a ale wtedy podeszła Al
- Drake chodzimy już - poprosiła
Wiedziałam że jeszcze nie skończył i wcale nie chce nigdzie iść ale i tak poszedł jak posłuszny piesek za Al. Przynajmniej jego mam z głowy chwilowo. Bez Drake'a każda rozmowa szła łatwiej.
- Luke rozumiem że jesteś wkurzony - zaczęłam - każdy jest, ale Quick nie wiedział że tak to się skończy. Przecież jak by wiedział nie narażał by dzieci logiczne. Z reszto nikomu nie kazał ze sobą jechać. Nie przystawił wam spluwy do głowy i nie wpakował was do samochodu na siłę no chyba że ja o czymś nie wiem.
- Wiem - przyznał - sorry, jestem wkurzony a Drake...
- Wiem - przytaknęłam
Rozumiałam go Drake wszystkich wyprowadzał z równowagi
- Ten gościu naprawdę sobie grabi i kiedyś go połamię
- Może dziś mu odpuść - poprosiłam
Luke objął Julkę i poszli na górę.
- Panie Robercie - zaczęłam od razu - porozmawiamy jutro rano dobrze. Wszystko jest w porządku możecie wrócić do pokoi proszę. Koniec przedstawienia - powiedziałam do ludzi którzy się gapili. Jak mnie irytują gapie może dlatego że u nas w domu zawsze tak jest jak ktoś zaczyna się kłócić.
Zdecydowanie łatwiej rozmawia się z dorosłymi ludzmi niż z tymi którzy podczas epidemii dorosnąć musieli o wiele za szybko. Nie wiem kiedy Quick poszedł do pokoju. Martwiłam się o niego nie wyglądało to dobrze. Poszłam do pokoju i o dziwo to Borys zajmował się płaczącym Damonem. Było naprawdę zle. Quick zawsze sam się nim zajmował a na pewno nie zlecał tego Borysowi.
- Dlaczego to ty się nim zajmujesz? - dopytałam biorąc od niego Damona
- Szef się jakoś wyłączył - zaczął gadać - strasznie płakał a szef nic nie robił więc go wyjąłem, dałem mu jeść
- Dzięki Borys - wypaliłam
- Ale się porobiło. Muszę iść na fajka - zaczął
Borys zaczął się rozkręcać i bardzo dobrze. Będę musiała z nim jeszcze pogadać
- Borys zrobisz coś dla mnie - poprosiłam był zdziwiony - mógł byś mieć na oku dziś mojego brata żeby nie wpakował się w kłopoty
- Jasne - powiedział zdziwiony
No tak zawsze od niego wymagałam informacji ale jeszcze nigdy go nie prosiłam by coś dla mnie zrobił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz