Kiedy zobaczyłam Rozi przytuloną do Quicka miałam wielką ochotę ją za te kudły wytarzać. Ale od razu skarciłam się za te myśli i po wymianie kilku zdań które ledwo rejestrowałam poszłam. Z początku nawet nie wiedziałam gdzie, ale przypomniałam sobie o biednym Kubie i zeszłam do piwnica. Zdziwiona spojrzałam, w piwnicy były trzy cele, sejf i spore zapasy. Z tym że klatki zajmowały dwie osoby. Kuba leżał skulony w kącie i pochrapywał cicho. Podeszłam do drugiej. O kraty oparty był jakiś facet cały we krwi. Coś wychrypiał ale nic nie zrozumiałam. W kacie piwnicy był kran, zmoczyłam czystą szmatkę i zapełniłam wodą szklankę i wróciłam do wieznia. Kolo łapczywie wypił zawartość szklanki i wziął ode mnie szmatkę. Wychrypiał podziękowania. Usłyszałam otwierane drzwi i kroki.
-Lexi, co ty tu robisz?- spytał Luke z rezygnacją w głosie.
-A on?
-Napadł na Rozi. Jest w tej grupie ze szpitala ,pewnie.- wyjaśnił podchodząc bliżej.
-I będzie w celi obok Kuby? Dzieciak nikogo nie napadł, on nic nie zrobił czemu ma siedzieć obok niego?- spytałam podnosząc głos ze zdenerwowania.
-Lexi. proszę cie idz już...
-nigdzie nie pójdę.
- Pogadam z Quickiem i znajdziemy inne miejsce dla Kuby. obiecuję.- zapewnił.
-Po co tu przyszedłeś?- spytałam.
-Trzeba dowiedzieć się ile wie, idz już.- mówił błagalnie.
-Pójdę ale jeśli obiecasz że go nie tkniesz.- powiedziałam wstając.
-Ok- zgodził się i przytulił mnie. Westchnęłam cicho opierając się o niego.- a o co chodzi z Qiuckiem?
-Nie teraz- poprosiłam, to był najgorszy moment, teraz ja sama nie wiedziałam na czym stoję. Luke jeszcze raz przytaknął i poszłam. Gdy przechodziłam przy salonie Quick mnie zawołał.
Był lekko wcięty, usiadłam obok niego i spokojnie wysłuchiwałam jego słów. Sama nie wiedziałam czy jestem wkurzona czy zrozpaczona. Dał mi kosza. Oczywiście musiałam wyjść z podniesionym czołem. Nie miałam zamiaru być jak te kretynki które na kolanach błagają by ich nie zostawiać. Odpowiadałam to co chciał usłyszeć. Po co utrudniać i robić z siebie idiotkę. No bynajmniej Rozi się ucieszy. Po raz kolejny skarciłam się za takie myśli. Nie będę obwiniała za wszystko jej. Zdążyłam nawet ja polubiłam co było ironią.
-Nie to ja uściskam ciebie- powiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Przytuliłam go a kiedy się odsunęłam spytałam.
-A co z Kubą?
-Nie wiem.- przyznał- Amanda chce go trzymać aby przyjrzeć się przemianie. Wiesz że mu nie można pomóc?- dopytał a ja skinęłam głową.
-Ale to nie powód by traktować go jak królika doświadczalnego.
-Wiem- przyznał Quick- uważasz że powinniśmy go zabić?
Czy tak uważałam? Rozprawiam o śmierci dziecka, dziecka którego obiecałam pilnować.
-Nie wiem, męczy się- zauważyłam- ale nie chcę by umarł.
-Wiem. Ale tak będzie, umrze tak czy siak.
-Myślisz że jest sens go trzymać przy życiu?
-Nie wiem- powiedział wzdychając ciężko- Amanda uważa że uda jej się znaleść jakieś rozwiązanie. Że znajdzie jakiś lek na powstrzymanie przemiany..
-Ale ty w to nie wierzysz.- zauważyłam.- zrobisz jak chcesz ale jak ma żyć to nie w piwnicy w celi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz