Że miłość boli wiedziałem, ale o innych doznaniach wyglądało na to że będę dowiadywał się powoli. Najpierw zaskoczył mnie Ivan z pozycji więznia awansowałem na pozycję gościa. Było tam tyle przestrzeni, wygodne wielkie wyrko, ogromny telewizor plazmowy, pełen barek i lodówka, prysznic, dżakuzi i one kamery moi wierni towarzysze. Normalnie bym szalał i skakał jak małpa. Pożerałem oczami lodówkę ale musiałem sprawiać pozory. Układłem się na wyro i jakimś cudem zasnąłem. Obudziło mnie pukanie do drzwi.
- Wejść - powiedziałem spoglądając w okno. Było ciemno.
- Szef prosi Pana na kolacje
- Miał najpierw ze mną rozmawiać
- To kolacja biznesowa - wyjaśnił koleś - proszę za mną
Wstałem, lekko się ogarnąłem i poszedłem za facetem. Wprowadził mnie do ogromnej jadalni.
- Dobry wieczór - rzekł Ivan o dziwo pierwszy
- Witam Pana - odpowiedziałem - A Salvadore?
- Jego nie będzie. Chciałem mówić z tobą chłopcze - rzekł
- Dobrze słucham
- Jak by tu zacząć, żebyś zrozumiał mnie i moje intencje. Bo robisz w tym interesie to raczej rozumiesz, że każdy boss otaczać się powinien najlepszymi ludzmi. Salvadore niestety nie należy do moich najlepszych ludzi. Miał ciebie dobrego tropiciela i nie rzekł nic. A profesor nadal gdzieś tam żyje. Gdy by dał zlecenie tobie pewnie ja dostał bym już to na czym mi zależy, ale on wolał mieć ciebie dla siebie. Więc pokazałem mu że w rodzinie się tak nie da. Bo Boss to ja, on był tylko Ojcem Chrzestnym
- Był? - dopytałem
- Spostrzegawczy jesteś. Dobrze... Mówię że był bo skoro ty jesteś tak dobry jak mówił on to mogę pozwolić sobie na stwierdzenie był. Jednym słowem - właśnie podał mi kartkę - Tu jest zlecenie. Wszystko doczytasz. Potrzebne dokumenty znajdziesz w kopercie i masz 24 godz
- Rozumiem więc pożegnam się i wykonam zlecenie.
- Już cie lubię synu. Odpowiednia suma trafiła już na twoje konto. Myślę że będzie adekwatna. A i podoba mi się że o nic nie pytasz, a zwłaszcza o many.
Pożegnałem się i wychodziłem gdy dobiegł mnie głos Ivana
- Synu nic nie zjadłeś
- Proszę mi wybaczyć ale jak mam robotę jedzenie schodzi na dalszy plan.
I wyszedłem. Szedłem korytarzem i czytałem list od Ivana. Byłem wręcz pewien że chodziło mu o tego profesorka a tu o zgrozo otrzymałem zlecenie na samego Salvadore. Była tam również złota karta bankomatowa oraz suma 20 sztabek złota i 10 tysięcy dolarów. Drogi skubany.... Uśmiechnąłem się. Gdy wróciłem do swoich apartamentów zauważyłem że na stole leży moja ukochana kusza i cały sprzęt oraz że zniknęły kamery. Więc nie wiele myśląc rzuciłem się na lodówkę. Jestem królem świata! - krzyczała moja dusza. Po chwili obżarstwa zwymiotowałem. I poszedłem przygotować się do zadania. Znalezć Salvadore nie było problemu bo smród kasy ciągnął się za nim
- Eh... - westchnąłem czekając na odpowiedni moment.
Koło północy doczekałem się. Zaskoczeniem było to że była z nim żona i ... Rozi?... Potrząsnąłem głową... To była córka Salvadore. Pojechałem za nimi jakimś samochodem który rąbnąłem. Zabicie jego i żony to był pryszcz. Jednak córka była tak bardzo podobna do Różyczki. Trochę mi zeszło i płakała, tak bardzo prosiła. Zrobiłem to, zabiłem ją i zawinąłem 3 truposze i zawiozłem pod posiadłość Ivana. Ochrona wpuściła mnie bez najmniejszego problemu. Nawet sam Ivan wyszedł.
- Co masz dla mnie synu? - zapytał
- Otworzyłem bagażnik - popatrzył chwilę. Położył mi rękę na ramieniu - prawdę mówił Salvadore jesteś precyzyjny, perfekcyjny i szybki minęło 6 godz od momentu gdy wyszedłeś z kolacji. Jednak cię nie doceniłem synu. Będziesz moim Czarnym Koniem. Człowiek niespodzianka. Tak, takich ludzi potrzebuje. To co otrzymałeś nie jest adekwatne do tego co zrobiłeś. Doceniam dobrych i lojalnych ludzi. Czemu ja cię tak długo tam trzymałem. Odpocznij, jutro idz zakup sobie odpowiednie ubranie będziesz przedstawiony wielkim tego świata. Jutro będziemy się bawić od jutra będziesz moim Czarnym Koniem. A teraz idz się zabaw.
- Jasne - odparłem
Jednak na zabawy ochoty nie miałem, do apartamentu pójść nie chciałem. Więc kręciłem się po przedmieściach Moskwy, nawet tam już było głośno o śmierci Salvadore i o Czarnym Koniu. O ironio w sumie mógł bym uciec nie mam ogona. Jednak skoro Ivan mnie znalazł. Wtedy zatrzymał się przy mnie samochód z niego wysiadł starszy facet.
- Pojechał byś ze mną i moją żoną młody człowieku?
- Gdzie i po co? - zapytałem
W końcu starsi państwo nie są dla mnie żadnym zagrożeniem. Staruszkowie podjechali pod dom na uboczu.
- Zapraszam. Jesteś podobny do mojego wnusia Czarka. Zginął w tym więzieniu z rąk Ivana. My wiemy dużo. Jesteś naszą nadzieją - mówili
Ugościli mnie. Zjadłem obiadek babuni, ciasto. Pózniej przyszło kilkoro zbrojnych. Podniosłem się nie pewnie
- To są wojskowi, którzy porozrzucani byli po wszelkich miejscach. Udało się nam zebrać około 300 ludzi są porozmieszczani w lesie.
- Eee... A co ja mam z tym wspólnego?
Wtedy wstał pan starszy
- Też chcesz się stąd wyrwać. Ivan to psychopata. Tu masz papiery. Poczytasz, zrozumiesz
- Ja się do tego nie nadaję panie starszy. Z całym szacunkiem - odparłem w pełnym szoku
- My już tyle czasu tu tkwimy. W tych lasach. To gdybyś nam pomógł mieli byśmy szanse wrócić jako twoi ludzie do Polski bez podejrzeń. Tam w każdym mieście są posterunki Ivana. Oni zabijają ludzi zabierają kobiety.
- To wiem panie starszy. Ale w jakim celu? - zainteresowałem się
- A no w takim że Ivan robi z nich inkubatory. Robi sobie armię zombie
- Przecież podbił już świat
- Tak ci się wydaje. Wez te papiery, poczytaj, pomyśl i odezwij się - powiedział starszy Pan - Odwieście naszego gościa - polecił
Poszedłem za nimi.
- Razem by się udało - mówił jeden z nich
- Skąd o mnie wiecie? - zapytałem
- Mamy w pace wtyki i wiemy że Ivan mianuje cię Ojcem Chrzestnym.
- Muszę pomyśleć - powiedziałem wysiadając
Szedłem do apartamentu już świtało. Co oni ode mnie chcą. Przecież to niewykonalne. No po za tym nie mogę narażać siebie, jestem na celowniku Ivana. Chociaż miło było by wrócić. Jednak do czego... do zimnych i jaskini. A jeżeli wtedy gdy zasadzili się na mnie jednocześnie poszli na domek. Biorąc drugi wariant że tam jeszcze żyją. Może przyłączyli się do innej grupy? A jeżeli Różyczka ma już kogoś? I tak warto by było pojechać z zapasami chociaż z nimi pogadać jeżeli ona ma kogoś, zaakceptować to i jeżeli pozwolą zostać z nimi. Może to i wiele czasu a jednak nie wiele. No po za tym gdy bym wiedział coś więcej o tej nowej generacji mogli byśmy się przygotować. Po za tym trzeba zaprowadzić tam porządek. Bojówki się rozszaleją jak dotrze do nich info że ubili Salvadore. Skoro dziadzia dał tą teczkę warto do niej zajrzeć. To nie boli w końcu. W teczce znalazłem jakby plan wyjazdu potrzebne przedmioty, nawet ilość śrub. No wszystko! Ci ludzie chcą założyć tam gdzieś w Polsce kolonie. To mogło by wypalić. Zobaczę co stanie się na bankiecie bo info to mają raczej błędne. Ja jestem wolnym strzelcem i do brudnej roboty potrzebny raczej Ivanowi. Minął ranek, schowałem starannie swoja teczkę i udałem się na zakupy. W sklepie babka doradziła mi gajerek więc go kupiłem. Podałem kartę a ta babka stwierdziła że to jednak nie odpowiedni krój. Nadawała mi spinek i różnych wszelakich pierdoł. Pózniej musiałem zadbać o swój wizerunek więc fryzjer, kosmetyczka, stylista i takie tam pierdoły. No jeszcze buty, jakieś pachnidło, szczoteczka i pasta do zębów. Eh.. Jak dawno ja ich nie myłem. Przechodząc obok jubilera pokusiłem się by tam wejść. Coś mnie opętało i kupiłem sobie znaczy wybrałem złotego rolexa. Dla chłopaków po srebrzaku. Siostrze kolczyki, Pati srebrny sztylet z ozdobną rękojeścią ta babka dziwna jest nie wiem co jej kupić. Nigdy nie wiem czy to baba czy chłop. Eh... Dla Alex grawerowali już bransoletkę serduszko i " Od Psychopaty ". Różyczce wybrałem łańcuszek z diamentem, znaczy z serduszkiem w którego środku znajdował się diament. I pierścionek z białego złota ze szmaragdem. Pasował by do jej oczu w których zawsze tonąłem. Odruchowo wzięły mi się obrączki. I wcisnęli mi łańcuch z białego złota. Podobno do mnie pasował. Dużo za to kasy wyszło, ale musiało jeszcze sporo zostać bo proponowali mi tam cuda i niewidy. Wróciłem do siebie i co? Przespałem się i trzeba było ruszać zadek bo Ivan nie powinien czekać. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się. Nie no krawatu nie zniosę - pomyślałem i odpiąłem 2 guziki od koszuli. No cóż na mnie czas. Gdy tylko się zjawiłem ktoś, chyba lokaj zaprowadził mnie do Ivana.
- Proszę Quick... Szykowny garnitur.
- Dziękuje bardzo panu starałem się
- To moja żona Wiera
- Miło mi panią poznać - skłoniłem się
- A to moje oczko w głowie Angelina, moja córka.
- Witam panienkę
- Jesteś przystojny, podobasz mi się - powiedziała
- Dziękuje - odparłem
Popatrzyłem na tę kobietę była jak by zrobiona z plastiku. Wszędzie pełno botoksu, cycki z sylikonu. Ehh.... Ble... skrzywiłem się.
- Jak ci się podoba moja córka?
- Panienka Angelina jest przeurocza
- Dobrze będziesz jej dzisiejszego wieczoru towarzyszył.
- Nie jestem godzien - oponowałem
- Postanowiłem - stwierdził głosem nie znoszącym sprzeciwu
To plastikowe coś mówiło cały czas. I jeszcze gada jakby ją kto w kółko nakręcał. Czy ona ma gdzieś wyłącznik? Ludzie niech ktoś wyjmie baterie z tej lalki. - Krzyczała moja głowa. Wszyscy jedli, pili i się bawili. Jak dostawałem kieliszek z trunkiem to oddawałem innemu kelnerzynie. Bo udało mi się odczepić od siebie plastik. Nie możesz pić Quick - upominałem się. Jeść też lepiej nie jedz bo się skompromitujesz, jak walniesz pawia. I tak dotrwałem do momentu gdy muzyka ucichła a wszystkie światła poszły na Ivana. Prowadził jakiś monolog w końcu wypalił
- Chłopcze pozwól do mnie - podszedłem - On, ten młody człowiek będzie następcą Salvadore i jednocześnie moim bezpośrednim pracownikiem.
Ktoś z tłumu się odezwał
- Czy to twoja prawa ręka?
- Dokładnie. Wiem co myślicie jest młody ale skuteczny. Postawi Polskę do pionu. I Niemcy i my ciągle od zarania dziejów mieliśmy problem z Polską. Teraz ten chłopak położy temu kres.
Podano mi mikrofon
- Co ja mogę powiedzieć? - zacząłem - dziękuje naszemu jakże wspaniałemu i hojnemu Bossowi za zaszczyt jaki przypadł mi w udziale, że bezpośrednio będę podlegał pod tak znakomitym człowiekiem. Mam nadzieje że sprostam powierzonej mi funkcji. Szefie jesteś wielkim władcą - skierowałem się w stronę Ivana, skłoniłem głowę i zacząłem klaskać.
- Nałóż tan pierścień - rzekł Ivan wśród potoków oklasków - rano na biurku chcę widzieć projekt twojego pierścienia. Odleje pieczęć i dostaniesz wszystko czego potrzebujesz. Im szybciej wyruszysz tym lepiej.
- Więc biorę się do pracy.
- Nie muszę ci mówić że musisz zjednoczyć sobie ludzi by móc się bronić. Droga jest długa i niebezpieczna.
-Tak 1700 klocków.
-Masz ty jakiś słaby punkt? zapytał
- W przeciągu kilku dni będę gotów
- Zobaczymy. No i widzicie takich ludzi potrzebuje on nie pyta. Wykonuje nim ja zapytam on już podaje odpowiedzi. Zobaczymy jak poradzi sobie z wyprawą do Polski.
No nie wierze w to co widzę. Patrzyłem z niedowierzaniem a to co słyszałem. No bez obrazy ale oni robili zakłady czy mi się uda czy nie.
- Przepraszam - odezwałem się do Ivana. - dużo pracy przede mną. Czasu nie wiele. Tak więc pozwoli Szef że udam się do pracy
- Pamiętaj. Jutro rano wzór pierścienia na biurku.
- Tak oczywiście
- Możesz odejść
Wyszedłem. No to się wpieprzyłem. Kurcze teraz albo przyjmę propozycję dziadków albo leżę. Przebrałem się wziąłem dokumenty i pojechałem do staruszków
- Witaj wnusiu. Wiedziałam że wrócisz
- Posłuchajcie państwo potrzebuję ludzi mądrych. Kogoś kto rozpisze to tej nocy, jakiegoś elektryka, inżyniera. Potrzebuję Drake
- Kogo? - odezwali się staruszkowie
- Kogoś mądrego - uśmiechnąłem się
Przyszło kilkoro ludzi po 40 min.
- Dobrze czyli mamy 300 wyszkolonych ludzi.
- Tak - odparł wojak - no i około 450 cywilów
- Znaczy? - liczba mnie przeraziła
- No rozumie Szef. Matki, żony, kochanki, dzieci, dziadkowie.
- A jednym słowem rodzina?
- Dokładnie Szefie
- Porywamy się z motyką na niedzwiedzia
- Dasz radę Szefie - mówili
- Będę musiał - mruknąłem - ale to będzie cały ogromny konwój. To trzeba policzyć. Zrobić jakąś osadę, jakieś coś.
- Ma tu Szef wszystko rozpisane, wydrukowane. Teraz tylko żeby Ivan to klepnął, dał sprzęt i transport i możemy ruszać.
- Na pewno wiecie na co się porywamy?
- Tak
- Już na falach się niesie. Stał się Szef legendo
- I tu na pewno jest wszystko?
- Tak
- Bo jak ludzie Ivana choć jedno niedopatrzenie znajdą to wszyscy leżymy
- Pracowaliśmy na tym 5 miesięcy. Matematycy, architekci, inżynierowie. Niestety część wyłapał Ivan i poginęli.
- No dobrze, w takim razie zobaczymy jak to nam wyjdzie. To jadę. Jutro się odezwę, wieczorem a może i pózniej
- Dobrze będziemy czekać
- Tylko mi się nie wychylać
- Tak jest Szefie
Pojechałem zrobili mi projekt pierścionka i do rana oka nie zmrużyłem. Rano poszedłem do Ivana jego mina była bezcenna, gdy czytał cały projekt.
- No chłopcze podziwiam cię i trochę nie dowierzam. Dam to moim analitykom jeżeli wszystko będzie się zgadzało to będziesz mógł ruszać i realizować plan. Ale dziś w południe chcę zobaczyć. Piszesz o 300 wyszkolonych ludziach. Przyprowadzić ich w południe. Zobaczymy co oni potrafią czy coś naprawdę. To trochę nie możliwe. Możesz odejść.
Właśnie łeb mi dziś utną - pomyślałem. W co ja się władowałem a jak tamci ściemniali z tymi ludzmi. Jak się pomylili czy coś. No trudno teraz to już pozamiatane. Pojechałem do dziadków i opowiedziałem jak sprawa wygląda.
O 11 stanął przed domem oddział ludzi. Wszyscy ubrani na czarno w kominiarkach.
Ktoś wydał komendę odlicz.
- Cholera było 300 słyszałem 300
- Jasne tylko to Szef wydaje komendy jakkolwiek zabrzmią ludzie wiedzą co robić
- To ruszajmy - powiedziałem - Nie lubię się spuzniać.
Po drodze 2 razy się z rzygałem ze stresu i strachu. Gdy byłem na placu dostałem krótkofalówkę. Ivan jak się domyślałem wszystko słyszał i obserwował
- Zaczynaj Czarny Koniu. - usłyszałem głos Ivana
To może jak na zbiórce w szkole - pomyślałem i zacząłem
- Baczność - 300 wykonało - W szeregu pokryj i wyrównaj - Kurwa za dużo na raz za szybko gadam ale wykonali - Odlicz. Formuj szyk bojowy - wymyślałem
- Wystarczy - usłyszałem głos Ivana - chodz do biura.
Poszedłem zostawiając na placu 300 i zapukałem do drzwi Ivana
- Zwolnij ludzi
Otworzyłem okno i ryknąłem
- Odmaszerować
Ludzie poszli.
- Wiedzą dokąd mają pójść? - zadał pytanie Ivan
- Tak taktyka to podstawa - odparłem
- Twój pierścień - podał mi pudełko - Nie mam zastrzeżeń. Otrzymasz to o co prosisz. Kwestia tygodnia. Tylko czegoś nie rozumiem. Wiesz puzzle mi tu do siebie nie pasują
Przestraszyłem się ale nie dałem poznać po sobie.
- Pytaj Ivanie
- Jak ci się udało zebrać tych 300 i wyszkolić?
- Byli już wyszkoleni - odparłem
- A jak przekonałeś ich do siebie? I po co cywile?
- Cywile to rodzina reszta to...
- No tak reszty nie mów to twoja sprawa. Teraz wysyłam samochód do twoich już bojówek. Tylko po groma ci cywile. Narażą twój konwój.
- Dam radę - powiedziałem
- Zobaczymy. Jesteś wolny ciesz się życiem bo niebawem ruszacie. Możesz odejść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz