Minęło kilka kolejnych dni w ciemnej celi. Już mnie nie przesłuchiwali. Przynosili tylko suchary i wody do picia jeden raz dziennie. Podejrzewam że to była jedna pora bo wkrótce mój żołądek przyzwyczaił się do stałego posiłku. Spałem na podłodze a potrzeby fizjologiczne załatwiałem do metalowego wiadra które stało w rogu mojej celi. O jakiejś kąpieli to już w ogóle marzyć nie mogłem. Przez głowę przelatywały mi miliony myśli jak tam Rozi, Alex i chłopaki. Kaśka pewnie urosła i ciekawe czy Amanda nie podskakuje i nie sprawia problemów.
Któregoś dnia z kolei a może nocy przyszedł ktoś, spałem, jednak usłyszałem jak ktoś wchodzi.
-Ty, wstawaj- kopnął mnie. Podniosłem głowę i powoli ruszyłem z klepowiska.
-Co się dzieje?- zapytałem.
-Idziemy- warknął tamten.
-Dokąd?
-Niespodzianka, zaraz zobaczysz.
-Będziesz lazł grzecznie czy mam ci kulkę w łeb walnąć ?
-Będę spokojny- zapewniłem.
Wprowadzili mnie do jakiejś jak, jak by łazienki.
-Wez prysznic bo cuchniesz i masz tu swoje fatałaszki- powiedział.
-Masz 5 minut- rzucił przez ramię i zapalił fajkę. Ja się szybko myłem i ubierałem.
-Pewnie byś zapalił koleś co?- zapytał.
-Nie, nie palę- odparłem.
-To jak to nic na ,,p"?
-Co masz na myśli?- zapytałem
-Palenie, picie i pierdolenie.
-Nie w takim razie nic na ,,p"- odrzekłem.
-Więc jesteś pedałem?
-To też jest na ,,p"- zauważyłem- więc nie ,nie jestem pedałem.
-Spostrzegawczy jesteś- zauważył tamten.
-A pieprzyłeś się już z jakąś suką? -Prawiczek i Pieprzenie też jest na P - skomentowałem. -Faktem jest ze ja raczej inaczej mówię na stosunki damską-męskie i faktycznie trafiały się czasem jakieś dziunie.
-A jakąś masz?
-Nie nic stałego raczej na doskok - brnąłem w kłamstwo dalej.-A co Ty mnie tak przesłuchujesz ? dopytałem . -Po prostu ciekawi mnie twoja osoba. -Z jakiego powodu? -Siedzisz tu w tej ciemnicy już ponad miesiąc dziwi mnie czemu cię jeszcze nie zabili bo ludzie wytrzymują tu co najwyżej tydzień pózniej mówią to co chcemy usłyszeć i albo giną albo idą na szkolenie.
-A ja? Gdzie mnie zabierasz?
- Na spotkanie z Salvadore dla tego musisz jakoś wyglądać.
- Rozumiem - powiedziałem. - Chłopcy z ochrony coś przebąkiwali że nawet sam Iwan się pojawi. No ale jak coś to ty nic nie wiesz no bynajmniej nie ode mnie.
- Ja nie mam nic do ukrycia to ty puściłeś parę z gęby i ja nie zamierzam tego ukrywać. - Policzymy się jak coś wygadasz w drodze powrotnej . Dawaj łapy założę ci bransoletki i na nogi też . Póżniej ruszyliśmy labiryntem korytarzy jeden z nich szedł przede mną a drugi miał karabin wycelowany prosto w moja głowę i podążał za nim . W pewnym momencie korytarz się skończył na końcu były ciężkie metalowe drzwi otwierające się na kod, gdy drzwi się otworzyły zobaczyłem dalej ciągnący się korytarz i następne drzwi podobne do poprzednich i za drzwiami już eleganckie dębowe schody które zdobił dywan.Przyznam ze ciężko się wchodziło. Na szczycie schodów stało jeszcze dwóch wspaniałych .Drogi panel błyszczał pod moimi stopami korytarz gustownie i bogato urządzony, obrazy, kwiaty i kilka drzwi. Do jednych z drzwi zapukał osobnik który mnie prowadził.
- Wejść - usłyszeliśmy i obaj panowie wprowadzili mnie do środka. Pokój był ogromny sufit zdobiły kasetony gustowny i pewnie drogi żyrandol na ścianach znajdowały się tapety . Przede mną stał stolik kawowy wygodne skórzane fotele a w nich dwaj faceci. W jednym z nich rozpoznałem Salvadore. Drugi w drogim garniturze szytym na miarę idealnie zawiązanym krawacie.Był lekko szpakowaty a jego twarz zdobiła wystylizowana kozia bródka na oko miał około 50 lat.Przypuszczałem że to ten cały Iwan.
- Rozkujcie naszego gościa - nakazał ten facet z rosyjskim akcentem
- Witaj Quick mój synu - powiedział Salvadore podchodząc do mnie. - Coś zle wyglądasz chłopie.
- Dzień dobry Salvadore - przywitałem się kulturalnie - Przepraszam za mój wygląd ale warunki w których przebywałem, przyczyniły się do tego, iż prezentuje się nie tak jak bym sobie życzył
- Chodz chłopcze. Przedstawię ci kogoś - powiedział. Ruszyłem za nim. - Ivanie poznaj mojego najskuteczniejszego i najszybszego człowieka
- Witam Pana - powiedziałem pochylając głowę w geście uległości
- Mówią na ciebie Quick?
- Tak - skinąłem głową
- No i tyle mi wystarczy - stwierdził Ivan i rozsiadł się w fotelu. Za jego przykładem poszedł też Salvadore
- Usiądz proszę - nakazał Ivan - Zaimponowałeś mi synu i jeżeli się dogadamy chciał bym żebyś dołączył do moich ludzi
- Będzie jak pan sobie życzy - przytaknąłem
- Salvadore wiele mi o tobie opowiadał i same superlatywy. Pracujesz na zlecenie jak dobrze pamiętam
- Tak jestem wolnym strzelcem - przyznałam
- Wolny i skuteczny - wycedził powoli słowa - Co masz na myśli mówiąc wolny? - zagadnął
- Rodzina prawdopodobnie nie żyje - powiedziałem - więc zostałem sam.
- No tak a kobieta?
- Nie mam nikogo - westchnąłem
- Żadnej kobiety?
- Nie przed apokalipsą pojechałem na polowanie. To była taka moja pasja w wolnej chwili gdy wracałem ludzie już uciekali. Więc cofnąłem się, znalazłem jaskinie i mieszkałem tam do momentu aż znalezli mnie Pana ludzie
- No i z 20 zrobiłeś mi 7, ale zmierzam zupełnie do czegoś innego. Chciał bym zadać ci chłopcze kilka pytań i chciał bym szczerej odpowiedzi
- Rozumiem - odparłem
- Więc zaczniemy od szpitala. Co o nim wiesz?
- No faktycznie jest tam szpital - odparłem - Stacjonowali w nim jacyś ludzie
- Dokładnie to byli moi ludzie i ktoś powybijał ich co do nogi. Brałeś w tym udział? Wiesz może kto to?
- Nie udziału nie brałem ale strzelaninę słyszałem i podszedłem sprawdzić co się dzieje. Grupa była spora i dobrze zorganizowana. Obstawili szpital, mieli chyba wszystko zaplanowane. Chodziło im o leki i żywność. Gdy to znalezli oddalili się na motorach w stronę zakopanego - dodałem
- A widziałeś tam jeszcze jakiś ludzi?
- Często kręciłem się po miasteczku w poszukiwaniu jedzenia ale na żywych nie trafiłem
- A możliwe jest żeby ktoś tam przeżył?
- W miasteczku to nie. W domach były albo zwłoki albo zimni. Odwiedziłem wszystkie domy
- Znalazłeś coś interesującego?
- W domach to nie, były bardzo zrujnowane
- Salvadore on mówi jednak prawdę. Moi ludzie przejrzeli domy, połazili po miasteczku i żywej duszy nie znalezli
- Mogę coś zasugerować - wtrąciłem nieśmiało
- Mów co wiesz
- Widziałem raz na halach kozę co było dziwne. Bo kozy tak wysoko w góry się nie zapuszczają, ale są tam też bacówki może tam ukrywa się ta grupa.
- Nie szukam grupy - odparł i położył zdjęcie - co to bacówka?
- To takie tymczasowe domki dla górali którzy wypasali owce na halach. Tam siedzieli całe lato a pózniej schodzili z gór do miasteczka.
- Możliwe jest żeby ten człowiek tam przeżył?
- Istotnie. Oni tam mają zapasy gdy by zeszła lawina lub coś - ciągnąłem
- A dał byś radę odnalezć tego człowieka.
- Jeżeli bym miał na niego zlecenie to wykopał bym go z pod ziemi. Jeżeli nie ma jego tam jest gdzie indziej. Mogę przywieść go żywego lub martwego
- Chciał bym żebyś przywiózł wszystkie jego zapiski. To o nie mi chodzi
- To żaden problem
- Dobrze - Ivan wstał i poprawił marynarkę - muszę naradzić się z Salvadorem i będę chciał jeszcze z tobą mówić.
- Oczywiście nigdzie się nie wybieram
- Igor - krzyknął Ivan i jeden z goryli wszedł do pokoju - Zaprowadz mojego gościa do apartamentu dla gości.
- Na pewno? - zapytał tamten
- Czego nie rozumiesz? - warknął - wykonaj polecenie
Apartament - myślałem - ciemna cela z kubłem zamiast sracza. Jednak wstałem i pożegnałem się z Salvadore
- Do widzenia szanowny Panie - skłoniłem głowę w duł mówiąc do Ivana
- Do zobaczenia - odparł
- Proszę za mną - powiedziała za mną ochroniarz
A temu co się stało pomyślałem i poszedłem za nim.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz