-Co tam rozkminiacie? - Dopytałem wchodząc do salonu by zerknąć na wiadomości. Nie czekając na odpowiedz dopowiedziałem. - No widzę że temat jest poważny, bo stoją tu dwie szklanki. Roz naprawdę? - dopytałem spoglądając na szklankę.
-Nie interesujesz się mną... nami nawet nie wiesz że Damon już od dwóch tygodni siedzi. Nie rozmawiasz ze mną przychodzisz tylko do niego i się przebrać jak jakiś wizytator.
Zrobiło mi się cholernie głupio bo już i na osadzie zaczęli plotkować coś podobnego. Roz się w końcu rozpłakała.
-Masz prawo tak mówić istotnie zachowałem się nietaktownie ,ale możemy pójść i porozmawiać do siebie?
-I co to da? - burknęła - na opowiadasz mi że to twoja wina i tyle już cię znam - Fochnęła się i skierowała na górę.
-To będę mógł z tobą porozmawiać?
-Nie wysilaj się i jutro też nie musisz przychodzić idz na osadę i jakiejś zapłać jak masz ochotę.
-Ale nie mam, chciałem zrobić ci przyjemność.
Roz rozryczała się jeszcze bardziej.
-Pogadam z nią za chwile aż ochłonie - powiedziałem do Drake.
-Stary powiedz co jest na rzeczy moja siostra zagląda do kieliszka ty nocujesz na dole poszło wam o coś?
-W zasadzie to nie, ale nie wiem.. nie powód żeby mnie odstawiać na bocznice, albo na osadę wysyłać. Nieważne może uda mi się z nią porozmawiać.
-Stary to jest ważne to twoja żona a ty traktujesz ją jak by jej nie było.To już ja z Al...układa nam się i się chyba naprawdę zakochałem ta Wenecja nam posłużyła. Ty stary to wiesz jak zacząć romantyczne sprawy twoja taktyka sprawdziła się ze mną i Al tylko my to jeszcze wódki używamy.
-Twoja siostra powinna do szkoły chodzić a nie mieć jebniętego męża i dziecko. Gdy bym wiedział wtedy i znał się coś na tym nie doszło by do tego.
-Żałujesz? - powiedział zaskoczony Drake.
-Nie stary tylko nie wiem co robić, jak mam z nią gadać, nic nie wiem głupi jestem tyle. Wole sobie roboty poszukać niż na górę łazić patrzę na nią to przypomina mi się ten pieprzony samochód i moja nieodpowiedzialność.
-Roz jest już jakby dorosła stary ty teraz się cofasz gdy ona potrzebuje ciebie twojego ciepła, twojej uwagi ja jej tego nie dam bo bratem jej jestem ona ma chłopa swojego, a jak by go nie miała.
-Pójdę po szklankę - burknąłem, po chwili wróciłem - Masz racje stary prawda jest taka że nie potrafię z babami. - Nalałem sobie sam i polałem jemu. - To o mnie gadaliście?
-Trochę też ale Roz ucięła temat.
-To czemu piła?
-Przez ciebie kretynie. Powinienem dać ci w mordę.
-Nie wysilaj się. Będą kłopoty z tym sklepem - zacząłem.
-Będziesz miał większe niż sklep obawiam się - mruknął Drake.
-Jak większe nic nie zrobiłem.
-Słuchaj byłem dziś na osadzie i podobno szukał mnie Robert.
-No i?
-Mam to: co prawda stwierdził że trzeba przetestować, ale to szczepionka.
-Pięknie nareszcie. Nie doceniałem tego Roberta. Na czym chce to testować?
-Na początek na myszach, a potem na zdrowym ochotniku, zaszczepi go. Ta osoba musi dać się ugryzć i powinno działać.
-Świetnie znajdzie się jakiegoś frajera to by było jakieś zabezpieczenie i oby się udało i zadziałało.
-No to teraz bomba numer dwa. Stary profesorek tworzy Alfreda.
-Co takiego?
-Podobno ma już zapyloną babę i niedługo urodzi się mały Alfred.
-Ja pierdole - pociągnąłem łyk alkoholu - Przecież wyraznie się wypowiedzieliśmy. Dziad stary coś mu nie ufałem i widać czemu. Robert raz dwa ze szczepionką się uwinął a ten nie chciał nam jej zrobić, a nie jak mówił mu nie wychodziło. Trzeba się dowiedzieć w co dziadyga gra. Jutro się przejdziemy do Roberta pogadać bo stary na pewno zaprzeczy lepiej żeby nie wiedział. A to coś no cóż trzeba będzie zabić jak się wykluje.
-Jestem tego samego zdania - poparł mnie Drake.
-No to ja spadam na pięterko muszę naprawdę załatwić sprawy miedzy Roz a mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz