poniedziałek, 6 listopada 2017

Od Quicka

Po zjedzonej kolacji. Każdy udał się do własnego pokoju. Po śniadaniu miałem porozmawiać z panem Robertem. A pózniej wybierałem się na osadę. Musze skończyć z tym uzależnieniem ode mnie i trzeba zacząć żyć normalnie. Nawet w mediach trąbili że ktoś robi drugą Polskę w Polsce. Więc najwyższy czas wdrążyć plan nr 2. Zaczekałem aż wszyscy się rozejdą do swoich pokoi bo chciałem porozmawiać chwilę z profesorem. Ale Iza i Amanda cały czas siedziały i szeptały coś w kącie. Piłem wodę i zastanawiałem się jak by tu łatwo przeprowadzić te zmiany. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Rozi
- Iza jest godzina 21 przejmujesz dyżur nad Damonem i nie mam ochoty przypominać ci o tym już więcej. Masz się uwinąć z tym wszystkim w ciągu 20 minut - ciągnęłam dalej Rozi - bo mój mąż pewnie pójdzie się wykąpać a pózniej będzie chciał położyć się spać. I gdy on wejdzie do pokoju po prysznicu ciebie ma tam nie być. On tutaj jest szefem wszystko zależy od niego. Prawie udało ci się zabić moje dziecko... nasze dziecko - poprawiła się - John zapłacił dużą kasę i tak jesteśmy w czarnej dupie bo ty sobie chcesz mieć go na wyłączność. To może dzisiaj będziesz miała okazję przekonać się jak bardzo on jest na czyjąś wyłączność.
Iza wstała i nie wiele myśląc zwinęła za fraki zupełnie zaskoczoną Roz.
- Co ty sobie myślisz biała suko
Zerwałem się jak oszalały. Szarpnąłem Ize za kudły
- Co to kurwa jest - powiedziałem - moja żona wyraznie powiedziała. Nikt powtarzam nikt nie ma prawa jej ruszyć.
- Tutaj prawo nie obowiązuje - stwierdziła Iza
- Izabela prawo to ja, jeżeli moja żona prosi grzecznie...
- Ona krzyczy - wtrąciła się Amanda
- Do pokoju bo przestanę być miły - ryknąłem na Amandę - a ty zaczynasz wartę. Do Damona won i koniec dyskusji
- A co mi zrobisz? - dopytała
- Do piachu - powiedział Mateusz
- O Mati świetnie cię widzieć nie lubię się znęcać ale zwiń śmierdzieli pani doktor i do celi.
- Szefie może lepiej do piachu to zbędny nad bagaż - wtrącił się Borys
- Borys litości
- No widzi pani, szef jest wspaniały, wielkoduszny...
- Nie możesz - powiedziała Iza
- Tutaj się wyraża paniusiu - zajął się nią Borys - to już nie jest twój kolega - kontynuował - to jest twój szef - Borys spojrzał na Roz i za sekundę się poprawił - dla ciebie pan szef
- Dokładnie Borys - uśmiechnęła się usatysfakcjonowana Roz i dodała - Borys jesteś za nią odpowiedzialny
- Szefie? - dopytał prosząco i pytająco Borys
- Dostałeś dyspozycję Borys czego nie rozumiesz
- Sypialni?
- Co z nią nie tak - dopytałem - pościel podobno zmieniona
- No ale szefie
- To tylko opieka medyczna - skomentowała Roz - twojego szefa Borys nie rozpraszają panie lekkich obyczajów
- Ta - wtrącił się Drake który przyszedł bo usłyszał awanturę i był lekko podpity - mój szwagier lubi publiczność
Al zwinęła go z powrotem i powiedziała
- Sorki Roz wymknął mi się
- Al zostałaś rozkodowana - uśmiechnąłem się
- Jasne muszę chyba jakiegoś psa znalezć bo mój się mnie nie słucha
I to chyba była jakaś gra
- Kochasz mnie? - dopytała Roz
- No tak
- Jak bardzo?
- No bardzo
- Ale jak?
- No mocno, bardzo mocno
- A pokażesz mi jak?
- No jak nie jak tak
Roz chyba była usatysfakcjonowana wymianą zdań bo uśmiechnęła się a Izie zrzedła mina. Poszliśmy na górę Iza kręciła się przy Damonie. Roz bacznie ją obserwowała ja zwinąłem potrzebne rzeczy i poszedłem pod prysznic. Roz dobrze mnie znała wiedziała że rano i wieczorem biorę prysznic. Ale gdy przyszedłem to mnie wmurowało. Izy nie było a Roz znów siedziała jak by tu powiedzieć znów odświętnie ubrana na noc.
- Tylko truskawek nie ma - uśmiechnęła się
- Kochanie przepraszam ale ja dziś tego nie załatwię
- Wiem - zrobiła smutną minkę
Usiadłem na wyrku
- Grasz mi na emocjach - powiedziałem. Przytuliła się do mnie. - No tak bo się obawiam - położyliśmy się do łóżka przekręciłem jej na palcu najpierw pierścionek dookoła pózniej obrączkę. - wiesz skarbie dużo czasu spędzałem z babcią i teraz okazuje się że z nie swoją. Ale ona miała prawdziwe serce dla mnie. I to ona wpoiła mi że założenie tego krążka - przekręciłem znów obrączkę na jej palcu - to nie jest tylko tak. I to nie jest pusty bełkot księżowski. To trzeba mieć w sercu. Tutaj głęboko - przyłożyłem jej rękę do jej własnego serca. - jak to mówi twój brat trzeba się zakodować na kogoś. I przynajmniej ja tak właśnie mam. Już raz mnie postrzeliłaś. I możesz strzelać do mnie pięćset razy a i tak będę cię kochał. W normalnym świecie powiedział bym że sam do siebie strzeliłem. Zawsze będę cię chronił Roz. Nie musisz wchodzić mi do łóżka żeby zaistnieć. Oboje wiemy jaki mam problem ale to akurat nie jest żaden argument natomiast musisz przygotować się na to że teraz wiele decyzji będziemy podejmować wspólnie. Bo w tym świecie to jak by ja jestem drogą, prawdą i życiem. Ale będę potrzebował twojej pomocy bo jak by, my nasza rodzina wiesz kogo mam na myśli konkretnie nasze 8 osób to jesteśmy tak jakby ten zdrowy organizm a cała reszta czyli osada to jest wrzód na naszym ciele. I zamierzam to ciało uzdrowić a ty jeżeli już Damon poczuje się lepiej będziesz mogła mi w tym pomóc jeżeli będziesz chciała kochanie. A jeżeli chodzi o naszego małego księcia to świetnie sobie radzisz z Izą. I pamiętaj że ja zawsze jestem za tobą. Cokolwiek nie zrobisz racja leży po twojej stronie
- Nawet jak ją zabije?
- Kochanie nawet wtedy ja sam ją zakopie ale jeszcze troszkę zaczekaj. Wiesz nasz niuniuś musi wyzdrowieć do końca.
- A powiedz mi misiu jak to faktycznie jest z Damonem?
- Z papierów wynika słońce że operacja naprawdę powiodła się i w przyszłości Damon nie będzie miał żadnych problemów tylko chodzi o to że ktoś zadecydował o wcześniejszym wybudzeniu jego. Wyrzucili nas ze szpitala chociaż mam wszystkie faktury mogę ci pokazać. No faktycznie ciągnąłem na resztkach gotówki a po blokowali mi kąta. W sensie że w stanach nie mogłem wypłacić żadnej gotówki. Ktoś dobrze sobie wszystko wykombinował. Tam nie chciałem ciebie denerwować słońce i bardzo się cieszę że w takich sytuacjach ufasz mi i wykonujesz brzydko powiem moje polecenia.
- Teraz bardziej ufnie będę je wykonywać - stwierdziła - oboje wiemy misiu że jesteś narwany ale ja się przekonałam że jeżeli chodzi o mnie i o Damona to jesteś szalony ale inaczej. I wiem że jesteś zdolny poświęcić wszystko dla nas. I cieszę się że porozumieliście się z Drake'm tylko szczerze ja się boję waszego duetu. Ale obu was kocham znaczy wszystkich trzech was kocham. Ale ciebie najbardziej.
- No i za to ja ciebie kocham słoneczko moje. Bo stawiasz mnie na pierwszym miejscu. Nie jako faceta w czerni bo poznałaś jaskiniowca i już wtedy podejrzewam że tak było i bardzo to doceniam. Bo nigdy nie było mi to dane.
Tą rozmowę przerwała Izabela która weszła sprawdzić parametry życiowe Damona. Cały czas się na mnie gapiła
- Przyszłaś do mojego męża czy do mojego syna? Pytam bo nie wiem. Gapisz się na mojego męża a on nie potrzebuje lekarza.
- Przyszłam do... - zawiesiła się Iza
Wyskoczyłem z wyrka, lekko przydusiłem ją przy ścianie.
- Przyszłaś do? - dopytałem - nie wiesz do kogo przyszłaś bo nie pamiętasz imienia mojego syna. Dla ciebie to zdechnij nie zdechnij jedno dziecko w to drugie w tamto. Życie za życie.
- Uwięziłeś moje dzieci - wybełkotała
- Jak będziesz fikać to zacznę je zabijać powoli bardzo powoli a ty będziesz na to patrzyła a one będą cię błagać żebyś to przerwała.
- Nie był byś do tego zdolny - stwierdziła - i ślicznie pachniesz
Odskoczyłem od niej jak poparzony. No nie wyrobię z tą babą pomyślałem.
- Ty masz mózg? - dopytałem już z daleka
- Nigdy nie widziałam cie w stroju nocnym - stwierdziła Iza
Roz stwierdziła że sama się tym zajmie wrzuciłem na siebie spodnie i stwierdziłem że skocze po wodę. Usiadłem na schodach. No nie wieże kurwa ja jej grożę a ta mnie podrywa. Przecież nie skrzywdził bym tych dzieciaków. Rety ale ze mnie miękka cipa. Musiałem się przewietrzyć. Ale fajne było to że znalazłem lody czekoladowe. Uwielbiam je ale zawsze zostawiałem dla Roz jak była w ciąży bo jej smakowały. A miałem małą chłodziarkę i musiałem zadbać o inne przetwory. Lody były tak na pocieszenie. Więc usatysfakcjonowany wróciłem do pokoju. Na moje nieszczęście jeszcze była tam Iza. Która zajmowała się Damonem i widocznie od Amandy wiedziała więcej niż mi się wydawało. Zignorowałem jej obecność. Dałem Roz lody
- Pamiętasz Różyczko jak byłaś w ciąży uwielbiałaś jeść te lody z różnymi dziwnymi dodatkami.
- No tak bo lubię lody czekoladowe
- A John za nimi przepada - stwierdziła Iza - po prostu dał by się za nie pokroić.
- Skąd to wiesz? - dopytała Roz
- Dziwne że żona nie wie co lubi jej mąż. A wiesz jak on lubi w łóżku? - dopytała
- Skończyłaś już - stwierdziłem
- Tak - powiedziała
- To won
- Przyjdę za trzy godziny - powiedziała
- Jak musisz to przychodzi - zamknąłem za nią drzwi
- Nie miałam pojęcia że lubisz lody czekoladowe - powiedziała Roz
- Nie mogłaś wiedzieć to u nas deficytowy towar nie że drogi tylko nie miałem jak go przewieść za bardzo a ty lubiłaś więc dla ciebie zostawiałem
- A skąd ona wie? - dopytała Roz
- Interesowała się mną pewnie Amanda jej wyśpiewała. Ja się z nią tylko całowałem i to przez pomyłkę.
Roz zrobiło się jakoś smutno i przykro. Więc wywaliłem te lody przez okno chociaż miałem na nie ochotę.
- Przepraszam kochanie - powiedziałem
Ale ta zaczęła tylko popłakiwać. Przytuliliśmy się i jakoś usnęła ja niestety nie mogłem spać. Jednak gdy przychodziła Iza udawałem że to robię. Nawet za którymś razem słyszałem jak się kłócą obie ale nie zareagowałem. Głupio mi było że moja nawet nie dziewczyna, nawet nie kochanka wie o mnie więcej niż moja własna żona. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz