poniedziałek, 13 listopada 2017

Od Rozi

To jakaś jedna wielka maskara. Żołnierze traktowali ludzi jak śmiecie. I w domu została tylko rodzina Grzesika, Mariusza, Borysa i pana Roberta. Nie ogarniałam tego co się dzieje próbowałam dowiedzieć się czegoś od Drake'a ale ten był zajęty. Al i Jula martwiły się o Luke który nadal nie wrócił. Więc poszłam do Roberta dowiedzieć się co z Jaśkiem i innymi zarażonymi.
- Panie Robercie i co szczepionka działa? - spytałam
- Nie wiem jak powinna działać. Ale na pewno coś jest nie dopracowane. - powiedział cicho
- Czyli nie działa? - dopytałam
- Działa ale nie całkowicie - odparł - sprawdzam co godzina krew osób zarażonych. Wirus się rozbija ale nadal jest we krwi. Tak jakby szczepionka działała tylko na jedną cześć wirusa.
- Nie rozumiem - odparłam
- To - pokazał na fiolkę ze szczepionką - rozdzieliło wirusa. Pokazując że ta choroba jest jak by skupiskiem paru chorób które połączone dają taki skutek.
- Czyli te osoby nadal są chore - zauważyłam
- Tak tylko na jakąś inną chorobę. Ten wirus jest skomplikowany miał bazę wścieklizny i grypy którą udało się wyeliminować dzięki szczepionce ale nie wiem co dalej. Wzór niestety został niedopracowany.
- A co z Jasiem? - spytałam
Nie wiem dlaczego czułam się odpowiedzialna za tego chłopca. Przecież tylko pomogłam w tamowaniu krwawienia.
- Chłopiec jest zdrowy - oznajmił Robert
- Co takiego? - dopytałam
- Chłopiec stracił dużo krwi - zauważył Robert - szczepionka zrobiła część swojej roboty. Zdrowe krwinki od dawcy i silny organizmy chłopca pokonał chorobę sam. Na pewno dużo dała amputacja chorej tkanki nie niszczyła organizmu dalej.
To była dobra wiadomość. Tylko ciekawe co z pozostałymi chorymi. Wtedy Drake zrobił jakieś zamieszanie w domu. Próbowałam dowiedzieć się o co chodzi ale ten pobiegł na górę. I po chwili zbiegła na dół z Grześkiem. Oboje wybiegli na dwór. Na zewnątrz usłyszeliśmy głośny huk jakiegoś wybuchu. Damon się obudził i zaczął płakać
- Co tam się dzieje - wrzasnęłam Al
Nie miałam pojęcia. Chwilę póniej huk się powtórzył. Z góry zeszła rozpłakana żona Grześka.
- Ja nic nie rozumiem - powiedziała kobieta
Podeszłam do niej. Rozumiałam jej strach o syna i teraz jeszcze mąż wyszedł na zewnątrz gdzie nie wiemy co się dzieje
- Proszę niech pani się uspokoi. - poprosiłam - z Jasiem jest już dobrze. Nie jest chory
I zaprowadziłam ją do reszty spanikowanych pań. Gdzie królowała pani Grażynka. Ta babka zawsze miała gadaną. Miałam dość tej paniki więc wszystkim podałam herbatę z ziół uspakajających. Były jeszcze dwa dodatkowe wybuchy. Już świtało. Martwiłam się Quicka nie było i nie wiedziałam co z nim. Luke też nie ma, a Drake wyleciał na dwór gdzie nie wiadomo co się dzieje   
- Idę tam - oznajmiła Al
Ale wtedy do domu wrócił Drake i Grzesiek. Obaj byli cali umazani we krwi. Al podbiegła do Drake'a i rzuciła mu się na szyje a pózniej zaczęła go opieprzać.
- Co się dzieje? - spytałam - to wasza krew?
- Szczerze nie ma pojęcia a ty Grzesiek?
- Dawaj tą flachę - odparł tylko Grzesiek
- Drake - fuknęłam
- Co się tam stało - poparła mnie Al
- Bunt poszedł na szeroką skalę. Cztery osoby wysadziły się w powietrze w tłumie. Musieliśmy to jakoś ogarnąć. Złamaliśmy rozkaz szefa kazałem wystawić wszystkie tiry i rannych zamknęliśmy w tej hali na szpitalu. Możesz wysłać tam lekarzy. Rozpracujemy tą flachę i idę pod prysznic. Albo na odwrót.
Jak to się wysadzili. Miałam pełno pytań Al to samo ale Drake nas zbył i poszedł do łazienki. Za to Grzesiek skorzystał z drugiej.
Zrezygnowana poleciłam Amandzie, Marco, Robertowi i staremu profesorkowi iść na szpital do rannych. Poszli po eskortą wielu żołnierzy. Po paru minutach wrócili obaj i jak najlepsi kumple zaczęli opróżniać butelkę
- Co się tam stało?
- Poszedłem gadać z tym na dole powiedział że jest ich więcej. I było już mówiłem. Wysadzali się w powietrze siejąc spustoszenie pózniej z tłumu wychylał się jakiś typ i zaczynał gadać że to wina Quicka że to on ich zabija. Ten schemat powtórzył się cztery razy. Jest masa rannych.
- Chociaż próbowaliśmy powstrzymać tych co gadają - wtrącił Grzesiek - powiedzieli wystarczająco dużo a fakt że ich uciszaliśmy tylko utwierdzał spanikowanych że to prawda. Oni w to wierzą.   
Wtedy usłyszeliśmy helikopter. Wybiegliśmy z domu. Z helikoptera wysiadł Luke i Quick. I masa jakiś lasek. O co w tym chodzi? I dlaczego Quick patrzy na nie z takim zafascynowaniem... 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz