Pozbierałem wyrzuconą przez nich broń i zostałem na warcie. Nic się nie działo a więc miałem czas na przemyślenia. Nie mieliśmy ludzi, jedynie kogo mogliśmy zostawić na warcie byłem ja i Pati. Do tego robota się sama nie zrobi. Jeżeli będziemy karmić tych dwudziestu nie długo sami nie będziemy mieć co jeść. Pati mnie zmieniła a Witek zaserwował śniadanie. Podziękowałem i zjadłem.
Zszedłem do piwnicy, w której od razu rozległy się krzyki. Ktoś próbował ich przekrzyczeć i uspokoić. Chłopak był nie wiele młodszy ode mnie i miał czarną czapkę z daszkiem. Kilka osób nawet go posłuchało. Zszedłem niżej do bunkru i wyniosłem zwłoki które rzuciłem na plandekę na przyczepce i wróciłem z powrotem do piwnicy.
-Ty- wskazałem kolesia który najgłośniej się wydzierał i robił wokół siebie największe zamieszanie. Otworzyłem cele i ten niepewnie wyszedł. - Chodz- powiedziałem spokojnie i popchnąłem go w kierunku schodów. Zaprowadziłem go do szopy którą postawiliśmy jakiś czas temu a by mieć gdzie trzymać mniej potrzebne graty.
-Usiądz- wskazałem krzesło. Kolo o dziwo cały czas był cicho.- Mów co wiesz.
-Ja.. ja tylko p...pilnowałem płotu. Ale Tomek będzie wiedział więcej on jezdził po za płot- mówił jąkając się.
-I co robiłeś podczas tego pilnowania?- dopytałem.
-No strzelałem do każdego kto podszedł.
-Dużo osób podeszło?
-Nikt, znaczy raz ktoś był nie daleko ale chyba uciekli. Chodz Robert i Tomek powiedzieli że ich zabili ale to tylko dlatego by nie wkurzyć Marka.
-Kim jest Marek- drążyłem temat.
-Wydaje mi się że go zabiliście, rządził w szpitalu.
-A Ivan?
-Ja na prawdę nic nie wiem, nigdy go na oczy nie widziałem ja tylko pilnowałem płotu. - zarzekał się, przeszedłem za niego i za nim kolo się odkręcił wyjąłem pistolet i go zastrzeliłem. Ciało przeciągnąłem i wrzuciłem na przyczepkę. Z tarłem krew aby najmniej tyle co się dało i poszedłem po Tomka. Strzału nikt nie słyszał bo miałem tłumik ale i tak zaczęli się bać kiedy wróciłem bez tamtego. Tomek nie chciał się ujawnić ale jeden z nich zaczął go wskazywać i zapewniać że to on. Chyba musiał pracować przy reklamach lub marketingu bo był bardzo przekonujący. Tomka też zaprowadziłem do szopy i zadałem mu te same pytania i uzyskałem te same odpowiedzi.
-A Ivan?
- Rządził.
-A to nie Marek rządził?
-Marek miał tylko posterunek w szpitalu a Ivan był nad nim.
-Ile Ivan ma takich posterunków?
-Nie wiem ja nawet go nigdy nie widziałem.- kolejny strzał, trup, krew i do piwnicy. Wybrałem pierwszą lepszą osobę. Chłopak był mniej więcej w wieku mojej siostry i wiedział o wiele mniej od pozostałych. Jego było mi bardzo trudno zabić, na dodatek płakał. Wiedział że go zabije, błagał i płakał ale ja i tak do niego strzeliłem. Zszedłem do piwnicy i żeby było sprawiedliwie zawołałem jedną z dziewczyn. Miała około dwudziestu lat i miodowo rude włosy. Przytulała i pocieszała rozpłakaną dziewczynę. Posłusznie poszła i od razu zaczęła gadać.
-Mnie też zabijesz? Nie masz sumienia. My nic nie robiliśmy, tylko staliśmy pod durnym płotem. A ja nawet strzelać nie umiem...- kazałem jej usiąść. Nie chętnie ale to zrobiła i zapatrzyła się w krew.
-Paweł miał szesnaście lat, nie zasłużył na śmierć on by nawet muchy nie skrzywdził...
-Ile wiesz o Ivanie- spytałem przerywając jej.
-Nic, nie widziałam go nawet. Marek dużo o nim wiedział, Ivan mu ufał. A Marek ufał Błażejowi, był jego bratem. Pojechał odciągać stado. Nie żyje prawda?- czemu musi być taka rozgadana? Skinąłem głową potwierdzając jej słowa.
-A komu ufał Błażej?
- Rzadko z nami przebywał, głównie jezdził ze swoją grupą. Ufał pewnie komuś z nich.
-A wiesz coś co nam się przyda?
-Coś co mi życie uratuje?
-Można i tak to nazwać- przyznałem i spojrzałem na nią wyczekująco, w oczach zebrały jej się łzy. Przecząco pokręciła głową.
-Żadne z nas nie chciało pracować dla Ivana. My też chcieliśmy żyć normalnie. Mam młodszą siostrę. Zabrali ja do Ivana, Marek powiedział że jak nie będę przydatna to moja siostra też a Ivan nie lubi nie przydatnych ludzi, ja nie wiem nawet, czy ona żyje, a jeżeli zabił ja kiedy wy napadliście na szpital?- mówiła przez łzy, przeszedłem za nią i wyciągnąłem pistolet ale nie mogłem pociągnąć za spust, po prostu nie mogłem. Zrezygnowany westchnąłem i schowałem pistolet.
-Chodz
-Gdzie mnie zabierasz?- spytała ale jej nie odpowiedziałem, po prostu zaprowadziłem ją z powrotem do piwnicy. Od razu zarzucili ją pytaniami co powiedziała że ją puściłem czy widziała Pawła.
-Ty- zwróciłem się do tego z czapką. Chłopak przytulił tą dziewczynę która przesłuchiwałem i przyszedł do mnie.
-Podobno wiesz gdzie są jakieś zapasy na szpitalu. Zaprowadzisz mnie i radził bym ci nie kombinować.- posłusznie skinął głową i ruszył przede mną.
-Nie przystawisz mi spluwy do głowy jak na filmach?
-Czegoś ty się naoglądał, idz, jak zaczniesz uciekać to zdążę wyjąć pistolet i cie zastrzelić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz