-Wszystko w porządku?- spytałam, Quick spojrzał na mnie zdziwiony i przeniósł wzrok z powrotem przed siebie.
-Taa. Szłaś do Alfredów?
-Alfredów- powtórzyłam uśmiechając się.
-Znaczy ja wiem że oni maja swoje imiona i w ogóle po prostu nie mogę zapamiętać ich wszystkich. -zaczął się tłumaczyć chyba zle rozumiejąc moje powtórzenie.
-Ok, nie ,nie szłam do nich. Możemy pogadać czy mam ci jakieś podanie najpierw napisać ? -spytałam żartobliwie, na twarzy Quicka pojawił się cień uśmiechu. - sorki ale nie chce mi się wracać po kartkę i jakiś długopis a więc ja ci to pózniej dostarczę a ty mi już teraz odpowiesz? Bo ja chciałam pogadać z John'em. I to bardzo ważne a wiec Czarny Koniu proszę o pozwolenie.
-To nie wróży niczego dobrego- stwierdził ale chyba mu przeszedł wisielczy humor. - no dawaj bo niedługo śniadanie, nie możemy się spóznić.
-Zmieniłeś się i to o 180 stopni- stwierdziłam.
-Chyba każdy się zmienił- odparł.
-No ale nie tak, Quick wiem że jest ci ciężko ale nie podoba mi się to że ci ludzie chodzą nam po chacie i celują do nas kiedy im się podoba.
-Fakt to nie powinno się wydarzyć i już się nie wydarzy obiecuję.
-Ta bo ci uwierzę. Prawie całymi dniami cie nie ma ,i nie mam do ciebie o to pretensji , a każdy z tych ludzi ma broń a wiadomo kiedy komuś się coś od mani i kogoś zastrzeli? Drake'a wczoraj pobili tylko dlatego że sobie szedł.
-Gdyby powiedział od razu...
-Wiem- przerwałam mu- chodzi mi o to że Drake nie umie się zachować a twoi ludzie nie mieli by problemu by go zastrzelić. Wiem że tego byś nie chciał i pozabijałbyś pózniej winnych ale Drake był by już martwy. Mówię że nie czujemy się komfortowo kiedy po domu chodzą nam ludzie z bronią.
-Wszyscy czepiacie się Rozi i Damona, oni są tam po to by oni byli bezpieczni.
-nie Quick, oni są tam bezpieczni, bynajmniej jeśli chodzi o nas. Nikt się nie czepia Roz ani Damona.
-Ale Amanda na okrągło na daje i poniża ją.
-Bo to Amanda czepia się każdego i zawsze. Ale to twoja siostra i chyba każdy już do tego przywykł. Rozi potrafi ją przegadać.
-Ale nie musi tego robić, ona musi mieć spokój nie może się denerwować.
-Ty ją naprawdę kochasz -stwierdziłam. Quick spojrzał na mnie zdziwiony.
-Oczywiście że kocham.
-Quick miałeś rację ostatnio się wyłączyłam i totalnie byłam nie w temacie ale już jestem i możesz mi wszystko powiedzieć.
-Wiem- odparł krótko.
-Będziesz jechał? -spytałam więc- do Włoch?
-Taa...
-A Rozi i Damon?
-nie mogę ich zabrać. Ale zostawię tu zaufanych ludzi, nie macie się czego obawiać.
-A co z Alfredami?
-No obiecałem że ich nie tknę o ile nie są zagrożeniem.
-Nie są, ale ja pytam o ogół nie tylko o tę piątkę.
Próbowałam z nim rozmawiać, zmieniałam tematy ale on zawsze mówił oficjalnie i był zamyślony mieszanka wybuchowa. Westchnęłam.
-John, porozmawiaj ze mną- poprosiłam.
-Przecież cały czas rozmawiamy- stwierdził, no nie mogę ale on błyskotliwy.
-Nie to ja cały czas gadam a ty odpowiadasz jakbyś chciał abym się odczepiła i sobie poszła. Doceniam wszystko co dla nas robisz, powaga ale przyjaznimy się, tak? A więc gadaj jak mój przyjaciel a nie jak jakiś posrany Czarny Koń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz