niedziela, 22 października 2017

Od Lexi

Obudziłam się wcześniej. Drake wciąż spał. Dupek. Całkiem niezła. No ja nie wierzę, jak on tak mógł powiedzieć. W kurzenie z samego rana nie najlepiej wróży. Zeszłam na dół w kuchni staruszka już się krzątał i rozmawiała z Pati która piła kawę. To było bardzo dziwne. Postanowiłam wyjść na dwór by się przejść ale na schodach siedział Quick, więc usiadłam obok niego. Ostatnio bardzo ciężko było go zastać. Był chyba mocno zamyślona bo nawet mnie nie zauważył.
-Wszystko w porządku?- spytałam, Quick spojrzał na mnie zdziwiony i przeniósł wzrok z powrotem przed siebie. 
-Taa. Szłaś do Alfredów? 
-Alfredów- powtórzyłam uśmiechając się. 
-Znaczy ja wiem że oni maja swoje imiona i w ogóle po prostu nie mogę zapamiętać ich wszystkich. -zaczął się tłumaczyć chyba zle rozumiejąc moje powtórzenie.
-Ok, nie ,nie szłam do nich. Możemy pogadać czy mam ci jakieś podanie najpierw napisać ? -spytałam żartobliwie, na twarzy Quicka pojawił się cień uśmiechu. - sorki ale nie chce mi się wracać po kartkę i jakiś długopis a więc ja ci to pózniej dostarczę a ty mi już teraz odpowiesz? Bo ja chciałam pogadać z John'em. I to bardzo ważne a wiec Czarny Koniu proszę o pozwolenie.
-To nie wróży niczego dobrego- stwierdził ale chyba mu przeszedł wisielczy humor. - no dawaj bo niedługo śniadanie, nie możemy się spóznić. 
-Zmieniłeś się i to o 180 stopni- stwierdziłam.
-Chyba każdy się zmienił- odparł. 
-No ale nie tak, Quick wiem że jest ci ciężko ale nie podoba mi się to że ci ludzie chodzą nam po chacie i celują do nas kiedy im się podoba. 
-Fakt to nie powinno się wydarzyć i już się nie wydarzy obiecuję. 
-Ta bo ci uwierzę. Prawie całymi dniami cie nie ma ,i nie mam do ciebie o to pretensji , a każdy z tych ludzi ma broń a wiadomo kiedy komuś się coś od mani i kogoś zastrzeli? Drake'a wczoraj pobili tylko dlatego że sobie szedł. 
-Gdyby powiedział od razu...
-Wiem- przerwałam mu- chodzi mi o to że Drake nie umie się zachować a twoi ludzie nie mieli by problemu by go zastrzelić. Wiem że tego byś nie chciał i pozabijałbyś pózniej winnych ale Drake był by już martwy. Mówię że nie czujemy się komfortowo kiedy po domu chodzą nam ludzie z bronią. 
-Wszyscy czepiacie się Rozi i Damona, oni są tam po to by oni byli bezpieczni. 
-nie Quick, oni są tam bezpieczni, bynajmniej jeśli chodzi o nas. Nikt się nie czepia Roz ani Damona. 
-Ale Amanda na okrągło na daje i poniża ją.
-Bo to Amanda czepia się każdego i zawsze. Ale to twoja siostra i chyba każdy już do tego przywykł. Rozi potrafi ją przegadać. 
-Ale nie musi tego robić, ona musi mieć spokój nie może się denerwować.  
-Ty ją naprawdę kochasz -stwierdziłam. Quick spojrzał na mnie zdziwiony.
-Oczywiście że kocham. 
-Quick miałeś rację ostatnio się wyłączyłam i totalnie byłam nie w temacie ale już jestem i możesz mi wszystko powiedzieć. 
-Wiem- odparł krótko. 
-Będziesz jechał? -spytałam więc- do Włoch? 
-Taa...
-A Rozi i Damon?
-nie mogę ich zabrać. Ale zostawię tu zaufanych ludzi, nie macie się czego obawiać. 
-A co z Alfredami? 
-No obiecałem że ich nie tknę o ile nie są zagrożeniem. 
-Nie są, ale ja pytam o ogół nie tylko o tę piątkę.
Próbowałam z nim rozmawiać, zmieniałam tematy ale on zawsze mówił oficjalnie i był zamyślony mieszanka wybuchowa. Westchnęłam. 
-John, porozmawiaj ze mną- poprosiłam.
-Przecież cały czas rozmawiamy- stwierdził, no nie mogę ale on błyskotliwy.
-Nie to ja cały czas gadam a ty odpowiadasz jakbyś chciał abym się odczepiła i sobie poszła. Doceniam wszystko co dla nas robisz, powaga ale  przyjaznimy się, tak? A więc gadaj jak mój przyjaciel a nie jak jakiś posrany Czarny Koń. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz