Quick wrócił do domu a ja poszłam z Alfredem w głąb lasu. Po obiedzie zrozumiałam że choć możemy porozumiewać się w myślach to tak naprawdę bardzo mało o nich wiem. Wyszliśmy na tą polankę gdzie spotkałam ich pierwszy raz. Była bardzo daleko i w sumie nigdy wcześniej na niej nie byłam. Usiadłam na skraju polanki na jakimś kamieniu.
-Alfred opowiedz mi coś o tym Saszy.- poprosiłam go.
"- już mówiłem to nasz najstarszy brat. "-odparł.
-to wiem ,opowiedz na przykład jaki jest.
"-dba o nas. Zajmuje się nami od urodzenia. Każdemu z nas poświęca dużo czasu i każdemu z osobna. Uczy nas tego co uważa za ważne"- powiedział a ja mu nie przerywałam. Czekałam aż doda coś jeszcze ale on milczał.
-Na przykład czego was uczy?- zadałam więc pytanie.
"-Na przykład tego że braci się nie zjada, rodzina jest najważniejsza" -wyjaśnił.
Skoro tego Sasza ich uczył musiał być bardzo samotny...
"-Tak"- potwierdził Alfred-" Saszy rodzina go odtrąciła a wiec Sasza znalazł sobie nową rodzinę. ma teraz dużo braci"
Nagle przez głowę przeleciała mi setka obrazów. Martwa kobieta, przypakowany chłopak mniej więcej w wieku mojego brata z brązową kitką i kozią brudką. Ten sam chłopak z ciemnymi oczami pełnymi smutku który rzucał piłką. Szybko zrozumiałam że to są wspomnienia Alfreda a ten chłopak to Sasza. On naprawdę poświęcał im masę czasu. Uczył ich grać w piłkę, grać na konsoli, często z nimi rozmawiał. Musiał mieć naprawdę kiepskie dzieciństwo skoro cały swój czas spędzał z bandą zmutowanych którzy nawet nie umieli mu odpowiedzieć.
"-Sasza jest dobry"- powiedział Alfred ze smutkiem w głosie-" Powinnaś do niego pójść, Sasza ci pomoże"
-Alfred ty nic nie rozumiesz, tu jest moja rodzina, moi bracia- dodałam aby zrozumiał- nie chcę ich zostawiać, nie chcę nigdzie iść. Sasza to syn Ivana a wiec to nasz wróg.
Ale przecież Alfred nie rozumie relacji ludzkich a wiec nie przejął się moimi słowami i wciąż mnie zapewniał jaki to Sasza jest dobry.
-Alfred jak ty to zrobiłeś- spytałam zmieniając temat.
"-Ale co?"- dopytał
-No te obrazy, twoje wspomnienia.
"-To tak samo jak przesyłanie myśli tylko że przesyłamy wspomnienie"- wyjaśnił. Alfred nigdy nie drążył tematu na który nie chciałam rozmawiać i zawsze starał mi się najlepiej tłumaczyć.
-A ja też tak mogę? -spytałam.
"-Tak, ale musisz się na uczyć, gdybyś poszła do Saszy on by ci potrafił pomóc"
Pomyślałam że to może nie jest taki zły pomysł, może powinnam pójść do tego Saszy, skoro traktuje ich jak swoją rodzinę, jak młodsze rodzeństwo to może nie jest taki zły jak myśleliśmy. Mógł mi pomóc, robiłam się coraz bardziej ciekawa ile mogłabym się nauczyć. I od razu odgoniłam te myśli jak w ogóle mogłam o czymś takim pomyśleć. Ja się zmieniam, to powinno mnie przerażać a nie ciekawić a Sasza jest zły nie ważne jak traktował Alfreda wkurzona sama na siebie wróciłam do domu.
Jak tylko położyłam się na łóżku do pokoju wszedł Drake. Słowem się nie odezwał i był zamyślony. Próbowałam się dowiedzieć o co chodzi to najpierw wykręcił się Alfredem a kiedy uznałam że się zemnie nabija to zmienił zdanie że on to jednak o płocie myśli.
Szybko się wymiksował i poszedł do zepsutego ogrodzenia. Fakt płot nie działał ale byłam pewna że to nie o niego chodziło. No ale skoro nie chce gadać to go przecież nie zmuszę. Pogrążona w myślach dotrwałam do kolacji. Alfred próbował się ze mną skontaktować ale udało mi się od nich odgrodzić co było równie trudne co nawiązanie połączenia z nimi.
Dopiero po rozmowie z Roz zauważyłam jak ja się zachowuję. Moja przyjaciółka nie dawno urodziła a ja nawet a ni razu dzieciaka nie miałam na rękach. Muszę się ogarnąć koniec z tym. Tak skupiałam się nad Alfredem i jego braćmi że totalnie olałam wszystkich wokół. Przecież to cud że Drake jeszcze ze mną nie zerwał. Kiedy Roz oznajmiła że musi położyć Damona spać stwierdziłam ze pójdę z nią.
-Sorki że wszystko olałam- powiedziałam do niej jak minęłam próg jej pokoju i jakiegoś kolesia z bronią- jak oni mnie wkurzają.
-Mnie też- przyznała Roz co utwierdziło mnie że ja to powiedziałam na głos.
-Mogę wziąć go na ręce?- spytałam.
-Pewnie, zrobię mu mleko- zgodziła się i od razu wzięłam maluszka na ręce. Był bardzo mały, ale w końcu to mocny wcześniak.
-Ale on malutki -z komentowałam.
-No z początku bałam się go wziąć na ręce aby nic mu nie zrobić.- przyznała. - Myślisz że jestem złą matką.
-No co ty?!- oburzyłam się spoglądając na nią.
-Sobie totalnie z nim nie radzę pierwszy raz mam do czynienia z tak małym dzieckiem.- wyżaliła mi się.
-Spoko, dajesz radę po prostu potrzebujesz trochę czasu. Wiesz ja jestem o wiele gorsza, nie radzę sobie w roli przyjaciółki, poprzednia popełniła samobójstwo a więc uważaj, w roli siostry to już w ogóle, młodszą siostrę gdyby nie Luke pewnie bym udusiła jak tylko się urodziła ale na początku tej epidemii i tak umarła oczywiście przeze mnie- zaczęłam nawet sama nie wiem czy ją pocieszać czy się żalić- Luke od zawsze miał mnie na głowie i byłam zawsze dla niego okropna, rodzice to już ze mną nie wyrabiali. Pewnie dziewczyną też jestem kiepską. A odkąd mnie zarazili to już w ogóle się wyłączyłam .
-Miałaś prawo- powiedziała biorąc ode mnie Damona by go nakarmić. No i proszę kto tu kogo pociesza.
-A wiesz co jest najgorsze? Ja ich naprawdę lubię. Mam na myśli Alfreda i jego braci- przyznałam jej się.
-Ja też ich lubię- powiedziała przez co zaczęłam się śmiać- No co naprawdę ich lubię. No może Alfred nie najlepiej sobie radzi przy stole ale go lubię.
Jak skończyła karmić Damona który od razu usnął zaproponowała abyśmy obejrzały te katalogi. To było takie dziwne. Odkąd rozpoczęło się to piekło nie sądziłam że jeszcze kiedyś będzie normalnie że będą oglądać jakieś ciuchy w gazecie. Nie wiem ile czasu minęło ale w końcu postanowiłam wrócić do pokoju niech dziewczyna się wyśpi kiedy może.
-Roz wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć?- spytałam przy drzwiach.
-Wiem, ty też.
Kiedy już prawie usypiałam do pokoju wszedł Drake. No proszę książę zaszczycił nas swoja obecnością. Już miałam zacząć się z nim kłócić ze skoro chce się włóczyć po nocach to chyba mógłby mnie o tym poinformować ale Drake był pobity.
-Coś ty już nawydziwiał?- oburzyłam się.
-Ciszej bo wszystkich pobudzisz. Zapytaj się mojej kochanej siostry.
-Ona cię pobiła?- spytałam zdziwiona.
-Nie ale oberwałem przez nią.
-A może trochę jaśniej? Drake o co chodzi?
Ale Drake nic nie odpowiedział, odpuściłam. Może gdybym sama nie myślała tylko o sobie i Alfredzie to może już dawno by mi powiedział.
-Rozi obawia się że Quick ją zostawi dla jakiejś księżniczki lub innej włoszki. - powiedział po jakimś czasie
-No ma prawo być zazdrosna, włóczy się nie wiadomo gdzie i nie wiadomo ile czasu a ni z kim. Tak samo jak ty.
-jesteś zazdrosna?- spytał porzucając temat Rozi i Quicka.
-O ciebie? Pff, chciałbyś.
-Jesteś -stwierdził.
-Wcale nie.
-Ale trochę jesteś? - droczył się dalej.
-Dobra niech będzie ale tylko troszkę to o co chodzi z Rozi i Quickiem- zmieniłam temat.
- no o to że przy Quicku kreci się masa lasek, jak on zostawi moją siostrę dla innej to wszyscy polegniemy. Trzeba wybić mu inne z głowy i ich ochajtać.- wyjaśnił a ja zaczęłam się śmiać,
-Ty to jednak głupi jesteś.
-Ej mówię serio- upierał się przy swoim. - Quick się zmienił sama wiesz. Bawi się w tą swoją mafie, i teraz zrobił się interesowny. Trzyma nas tu wszystkich dzięki Rozi a jak ona pójdzie w odstawkę to my razem z nią.
-Drake czy ty słyszysz co mówisz? Chyba poważnie oberwałeś. I wciąż nie wiem dlaczego.
-No bo on w tym szpitalu miał jakąś włoszkę, znaczy tłumaczkę. No i Roz chciała abym zobaczył co tam robi no to musiałem jakoś się wkręcić. Swoją drogą była całkiem niezła, Quick jedzie do Woch na jakiś czas a wiec ma konkurencje.
-Całkiem niezła- powtórzyłam- wiesz co wal się.
-Oj nie o to mi chodził- zaczął się wybraniać. Ale ja się odkręciłam i poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz