niedziela, 22 października 2017

Od Quicka

Alex totalnie mnie zaskoczyła. Tak jakby ktoś jej nowe baterie wsadził. Dobrze przynajmniej że nie zapytała dlaczego siedzę na tych jebanych schodach. Ale okej miała rację. Zmieniłem się, eh... i żebyś ty Al wiedziała jak. Chyba musiałem powiedzieć to na głos bo się zainteresowała
- Ale co jak? - dopytała
- Nie będę o tym gadał. Skwituje to tylko jednym, zamiast krwi do mózgu dopływa mi biała ciecz i ty mam nadzieje że wiesz o czym myślę. Wiesz ostatnio dużo się działo. No brzydko powiem. Roz coś odwaliło wtedy rano najpierw ona przeleciała mnie i to dosłownie, potem sama mi to kazała zrobić ze sobą. I uwierz mi to nie było łatwe. Nie miałem z kim o tym pogadać, a skrzywdzić jej nie chciałem. Ale gdybym odmówił stwierdziła by że jej nie kocham. Tak nie jest. Jak tak wtedy mnie zgarnęła to dostałem takiego spida że coś mi pizgło w dekel. To stary zawsze mnie kontrolował. I mi od jebało. Potem jeszcze ta pierdolona księżniczka. I zbaraniałem przy niej, dodatkowo do Roz pierdoliłem jak potłuczony. Tylko ja naprawdę nie miałem jebanego pojęcia że ona tam jest. No i pózniej sprzedali mi kulkę znaczy Roz sprzedała. Moja wina, miałem robotę na jednostce. Zakręciłem się i nie zabezpieczyłem spluwy, stąd to całe zamieszanie. Ci ludzie z jednostki w przeciągu kilku dni stracili swojego przywódce i swojego Bosa. Przez pionka jakim byłem ja. Ja wiem że z Amandą Roz sobie poradzi ale jak mówiłem nie można jej się denerwować. Ona jest młoda nie bardzo sobie radzi z Damonem. I do tego te moje jazdy akurat właśnie teraz. A ludzie muszą być. Mój stary pojawił się na kwadracie to wróży tylko kłopoty. No a do Włoch muszę pojechać. Znaczy zlecenia mógł bym nie przyjąć bo ciężkie jest ale widzieli mnie. A Czarny Koń jest koniem i jeżeli go widzisz to co widzisz? Nie wiesz Al. To ja ci odpowiem błyskawica i grzmot.
- Co chcesz mi powiedzieć? - dopytała
- To że nie zostawiam świadków i oprócz zlecenia będę musiał popracować nad program.
- Co chcesz zrobić?
- Ja nie chce Al ja muszę
- Dlatego jesteś taki zamyślony? - dopytała
- Między innymi. Wiesz mam Damona a muszę zaciukać dwóch sześciolatków. Do tego siedemnastolatkę. Nie żebym jakoś się tam ślinił nie myśl sobie ale ona jest prawie w weku Rozi to tak samo jakbym ją zabił no i jeszcze zostają. Matki, dziadki, ojce, żony, kochanki. Rozumiesz całe powiązanie z rodziną. Czemu mówią o mnie Czarny Koń? Bo jestem jak błyskawica a jedyne co po mnie zostaje to pył bez wyrazu. No i ci Alfredzi może być ich więcej. I szczerze nie pogniewaj się ale coś z tym będzie. A ja sam ich tu przywiozłem. Wiem że to twoi przyjaciele. Nie mam nic do nich Al do momentu puki nie będą mi zagrażać. I przepraszam za to co teraz powiem ale mam już coś na oku. I w tej chwili to ty jesteś wtyką. Między ich światem a naszym. I jeżeli coś się stanie to ty będzie na celowniku moim. W sensie że zerwę łączące cię więzy z nimi. Sorry Al no komend. I dead Alfredom ale nie martw się zrobię to tylko wtedy jeżeli ty stracisz nad nimi kontrole. Brakowało mi ciebie tak ogólnie. - objąłem ją ramieniem po przyjacielsku.- Dobra dość już tej miłości - powiedziałem podając jej rękę aby wstała. - Tylko nie mów Roz że cię przytuliłem bo gotowa jest mnie rozstrzelać i to nie są puste słowa. I wiesz co Al brakowało mi przyjaciela. Podobna przyjazń z kobietą nie jest możliwa ale my oboje jesteśmy na swój sposób inni. Więc w tym naszym innym świecie to chyba się sprawdza co?
I weszliśmy do domu. Gdzie o zgrozo siedziała nawet i Rozi przy stole. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz