Tak jak wcześniej się tego spodziewałem gdy przejechaliśmy się we troje po lesie Zombiak kilkadziesiąt krotnie się zapalał.
- Co o tym myślisz? - zapytał się Luke
- Co ja mam powiedzieć... cały las jest zasrany w zimnych. A skoro las jest na około miasteczka to całe miasteczko mamy otoczone w mafii zimnych.
- Mafia kontra mafia - odezwała się Pati - i mam na myśli ciebie Quick nie nas
- To co tu robisz z mafiozo księżniczko. Spierdalaj do domu - burknąłem - może ci się uda przeżyć po drodze
Podjechaliśmy pod wąwóz tam też piętrzyło się sporo zombie część już zdechła a raczej zgniła.
- Myślisz że to jest te stado - dopytał Luke
- Luke tutaj nie można myśleć tu trzeba wiedzieć i działać nie ma: a może, a gdyby, a dlaczego
Skontaktowałem się z Krakowem. Grzesiek natychmiast się odezwał
- Obserwujecie to stado - dopytałem
- Tak szefie jest jakieś 100 km od was
Zobaczyłem przerażenie w oczach Luke.
- I co teraz? - dopytał
- 100 km to sporo. Musimy się uporać najpierw z tymi. Trzeba pogadać z ludzmi. Ogarnąć ogólną panikę. No i wybić zarażone barachło w bunkrze. Ale to akurat zlecę pani odważnej. Co się w mafię nie bawi.
I wracaliśmy z powrotem.
- Nie puszczę cię samego nigdzie - kłócił się Luke
- Muszę pogadać z ludzmi po prostu tyle
- Już ja cię dobrze znam ty już masz plan. Wpierdolisz się na żywca w zimnych i tyle będzie z Czarnego Konia.
- Mieliśmy o tym nie gadać głośno - powiedziałem
- Mieliśmy - burknęła Pati - ale pamiętaj że w sobotę obiecałeś się żenić i masz dziecko w drodze więc może spróbuj dożyć do ślubu.
- Czy ona może się zamknąć? - zapytałem Luke
- Pati nie uruchamiaj go - powiedział Luke
- A co wierzgać zacznie - fuknęła
Nie skomentowałem tego bo racji trochę miała. A szkoda jest czasu i słów. Podjechaliśmy pod dom tam ich wysadziliśmy. Luke wysiadając powiedział tylko
- Pamiętaj obiecałeś
- Będę pamiętał - Powiedziałem na odczepnego
I pojechałem w stronę koloni. Ludzie wpadali na siebie w panice. Mariusz strzelił trzy razy w górę. Wysiadłem z samochodu i go opierdzieliłem. Poprosiłem go aby zebrał wszystkich ludzi. I zacząłem mówić, a raczej krzyczeć. Najpierw ich opierdzielałem, pózniej mówiłem że rozumiem, pózniej współczułem tym co stracili bliskich. Następnie wytłumaczyłem jak mają się zachowywać i bronić przed zimnymi. Na koniec obiecałem że to załatwię. A pózniej się zaczęło. Że tak jak wszyscy mafiozi zabawiam się z panienką. Mając całą resztę w dupie, że jak coś do czegoś to włączam elektrykę i obwarowuję się ludzmi. Że to wszystko jest moja wina. Więc powiedziałem im że Polska dokładnie w ten sposób wygląda. Że to jest nasz codzienność. Dlatego wszyscy muszą ruszyć dupy żeby postawić płot. Mówiłem również że od początku o tym wspominałem ale zamiast się sami wziązć do roboty skoro były plany to woleli się bawić, chlać i bóg wie co jeszcze tam robić. Powiedziałem również że to nie ja prosiłem ich o to by przyjechali do polski. Tylko oni mnie abym ich zabrał ze sobą. Powiedziałem również pod koniec bo już się wkurwiłem. Że niech im szefuje profesorek i niech sami dbają o własne dupy. A na koniec dodałem że albo będą mnie słuchać i wtedy może uda im się przeżyć albo niech się powybijają na wzajem a mnie to pierdoli. Wsiadłem w samochód i pojechałem do domu. Patrycja oczywiście nie wykonała tego o co ją prosiłem. Więc sam poszedłem dobić zarażeniców pózniej wydałem polecenie Borysowi żeby wykopać wielki dół i pochować zmarłych.
- Chyba zabitych - dodał Borys.
- Dobrze wezcie koparkę, wykopcie wielki dół i zakopcie zabitych przeze mnie ludzi i tych zabitych niby z mojej winy, ale na ludzką głupotę to ja już nie mam wpływu.
- Dobrze - powiedział Borys
Pózniej dopytał co chcę dalej robić. Więc powiedziałem że mnie to pierdoli. I wróciłem na górę. Drake wyglądał trochę lepiej nawet coś logicznie mówił. Ale tak naprawdę to nie wiedziałem co do mnie mówi. Rozi która oczywiście mnie nie posłuchała i nadal siedziała przy Drake została przeze mnie dosłownie siło zabrana. Dokładnie wziąłem ją na ręce i powiedziałem
- Musisz odpocząć i nie dyskutuj mi tu młoda damo
Wyboru większego raczej nie miała. Położyłem ją na łóżko, położyłem się obok
- No choć już, przytul się do mnie. Wiem że martwisz się o Drake ale musisz martwić się też również o siebie. Całą noc biegałaś i opatrywałaś ludzi. Pózniej jeszcze postrzelony Drake musisz odpocząć i się wyciszyć troszeczkę.
Posłusznie wtuliła się we mnie i pocałowała mnie
- Przepraszam że jeszcze mnie masz na głowie
- Nie przepraszaj słońce ty jesteś dla mnie najważniejsza. Drake jest twoim bratem i martwisz się o niego ale jest dużo lepiej. Więc może spróbuj się przespać.
- Masz jakiś plan - dopytała - dużo jest tych zimnych
- Nie będę ściemniał - powiedziałem - cały las w koło miasta jest zasrany od zimnych. Dodatkowo 100 km dalej idzie odrębne stado.
- To nie jest te co miało nadejść? - zdziwiła się Rozi
- Niestety nie kochanie
- I co będzie z tymi ludzmi?
- Nie wiem słońce. Podobno to wszystko moja wina. Czuję się tak jakbym sam stworzył tych zimnych. Zabiję tego Ivana. Teraz to tak dwa razy. Raz go zabije a pózniej zabije jego trupa. Tak na wszelki wypadek żeby kurwa nie ożył.
- Ale musisz im pomóc. Musisz coś z tym zrobić.
- Wiem Różyczko, najpierw muszę ochłonąć. I pozbierać myśli jak to wszystko ogarnąć.
- Jak tak mówisz to ja wiem co chcesz powiedzieć. I się na to nie zgadzam
- Ale to jedyny sposób Słońce i sprawdził się.
Rozi się rozryczała.
- No widzisz mówiłem że muszę pomyśleć
- Nie chcę żeby cię porwali - powiedziała
- Nie martw się o to słoneczko
Po jakimś czasie Rozi zasnęła. I ja chyba też bo gdy się obudziłem, a raczej obudziły mnie wrzaski pod domem. Rozi już nie było, przed bramą stał profesor niemalże wszyscy ludzie z koloni. Oni krzyczeli a on próbował coś im tłumaczyć. Położyłem się z powrotem na łóżko. Skuliłem się jak wtedy w celi i totalnie wyłączyłem. Jestem tylko gówniarzem. Co mam na to poradzić... Nie jestem cudotwórcą. Staram się im pomóc ale oni nie dają sobie pomóc. Sami ściągnęli to stado włażąc do lasu. Złamali moje polecenia, narazili siebie i nas... Chcieli polski mają polskie i witaj kurwa w piekle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz