Nie mogła spać. Po przespanych dwóch godzinach, cicho by nie obudzić Quicka wyszłam z pokoju. Poszłam zobaczyć jak ma się Drake. Alex spała ale mój brat kombinował jak tu wstać.
- Ooo - zaczął cicho jak mnie zobaczył - zawołaj Amandę - poprosił - niech to wszystko ode mnie zabierze. Jeszcze żyję...
- Drake musisz leżeć - poleciłam
- Nic mi nie jest czego wy nie rozumiecie. - oburzył się - Mamy cały ten syf ktoś musi to ogarnąć
- Ktoś musi - powiedziałem - ale nie będziesz to ty
- Rozi - warknął - rozkazuje ci abyś zawołała tę pożal się boże lekarkę i uratowała mnie przed tymi kablami. Jeszcze cyklopa ze mnie zrobią
- Chyba cyborga - poprawiłam
- A tak na poważnie Rozi naprawdę nic mi nie jest - powiedział - musimy zacząć coś z tym robić, trzeba zobaczyć ile ich jest...
- Drake - przerwałam mu - Quick już to sprawdzał. Jest tyle ludzi poradzimy sobie...
- Zwariuje tu za chwilę - warknął - ostatnio połatałaś mnie ty w samochodzie i obyło się bez tej farsy i jeszcze żyje
- Wtedy kulka wyszła na wylot a rana nie była tak poważna - zauważyłam
Byłam już przy drzwiach kiedy zatrzymał mnie Drake
- Mam szyfr do bunkra - oznajmił trzymając w dłoni jakąś kartkę
- Masz kod do bunkra - powtórzyłam
- Właśnie - powiedział - czytnik jest wmontowany na lewej ścianie ostatniego pomieszczenia po lewej stronie. Mam siedem kodów które trzeba sprawdzić.
Wzięłam od niego kartkę, która była ubrudzona krwią. Na kartce napisane były cyfry w różnej kombinacji. Jak mówił Drake siedem z nich było podkreślonych.
- Sprawdzę - powiedziałam
Był blady ale chyba było mu lepiej. Z kartką w ręku zeszłam na dół. Amanda odesłała wszystkich których mogła więc salon był pusty. Tylko na dywanie i panelach został ślad po wczorajszej masakrze. Nalałam zimnej wody, wzięłam szczotkę i zaczęłam sprzątać krew z podłogi. Po co ja sprzątam ten dywan, najlepiej było by go wyrzucić ale i tak nie zaprzestałam czynności.
- Zostaw to - wypaliła Julka
Nie spodziewałam się jej, nawet nie usłyszałam żeby ktoś schodził ze schodów.
- Nie chciałam cię wystraszyć - powiedziała szybko
- Nie słyszałam jak schodziłaś - mruknęłam
- Co z Drake'm? - spytała klękając obok mnie na podłodze i pomagając mi sprzątając
- Chyba lepiej ale ta kretynka mało co go nie zabiła - warknęłam
- On miała być lekarzem? - spytała Julka
- Podobno - wypaliłam - studiowała medycynę ale jak widzimy praktyka jej nie co nie idzie
- Rozi zostaw to - powiedziała po chwili - ja posprzątam
- Nie wiem co innego mam robić - szepnęłam - tyle osób zginęło. Tyle dzieci... Wyrzucimy ten dywan - oznajmiłam wstając.
Zwinęłyśmy dywan, kończyłyśmy ogarniać krew z paneli gdy na dół zszedł profesor z żoną. Kobieta pokręciła się w kuchni i zrobiła herbaty.
- Nie wierze - mruknęłam cicho
Ta kobieta jak by żyła w innym świecie. Wszystko ją obeszło. Za to profesor był chyba bledszy od Drake. Spojrzał tylko na środek salonu i poszedł do kuchni. Widzisz profesorku coś zrobił...
- Co z tamtymi z bunkra? - spytała cicho Julka
- Quick zrobił z nimi porządek - odpowiedział Luke wchodząc do salonu
- Dobrze - mruknęłam
Chociaż nie mogłam pozbyć się z głowy tych przerażonych ludzi, wszystkich tych dzieci. Wszystkich ludzi którym mówiłam że będzie dobrze.
- Dobrze się czujesz? - spytał mnie Luke
- Tak - odparłam natychmiast
- Quick... - zaczął
- Wiem zrobił to co musiał - dokończyłam - ktoś musiał to zrobić
Usiadłam i zaczęłam coś jeść. W sumie sama nie wiedziałam co to było. Kiedy na zewnątrz usłyszałam sprzeczkę.
- Co tam się dzieje? - spytałam raczej samą siebie i nie spodziewałam że ktoś się odezwie
- Przyszli ludzie chcą rozmawiać z szefem - oznajmił Borys
Przez co mało co się nie udusiłam herbatą.
- Porozmawiam z nimi - powiedział profesor i wyszedł z domu
Ale chyba było tylko gorzej ludzie przekrzykiwali się na wzajem. Jak za chwile się nie uspokoją będzie powtórka z wczoraj. Wstałam z miejsca i skierowałam się do drzwi
- A ty gdzie? - spytała Julka
- Ktoś musi powiedzieć tym ludziom co się dzieje. - odpowiedziałam
- Quick z nimi rozmawiał - wtrącił się Luke
- Więc powiem im żeby stąd spadali - wypaliłam wychodząc na zewnątrz.
- Co się dzieje? - spytałam Mariusza który pilnował by biedy profesor nie zarobił czymś w głowę
- Chcą rozmawiać z szefem - odparł Mariusz to co powiedział Borys
- Ludzie - zaczęłam i powtórzyłam to kilka razy ale w tym chaosie zupełnie nic nie było słychać.
Gwizdnęłam w palce tak jak nauczył mnie dziadek. Naprawdę zadziałało ludzie się zamknęli i zdziwieni popatrzyli na mnie
- Dziękuje za uwagę - zaczęłam - posłuchajcie mnie
- Po co mamy słuchać jakiejś gówniary? - warknął ktoś z tłumu i ludzie znów zaczęli wrzeszczeć
- Słusznie - powiedziałam co na szczęście ich zamknęło
- Ustalmy coś - zaczęłam - z profesorem odpowiemy na wszystkie wasze pytania jeżeli będzie względny spokój. Macie racje jestem gówniarą ale przeżyłam i wiem więcej od was co dzieje się w około. Patrzycie na to ile mam lat i twierdzicie że nie będziecie mnie słuchać. My żyjący w tym świecie pytamy kto co potrafi i nie ważne czy to jest 13 letnie dziecko czy 80 letni dziadek
- Dlaczego szef do nas nie wyjdzie? - spytał ktoś
- Szef nie jest robotem - odparłam - następne pytanie
- Co to było? - spytał nareszcie ktoś mądry
- To z czym mierzymy się od ponad roku. To co wybiło prawię cało ludzkość. Są to ludzie którzy zostali zarażeni wirusem o którym słyszeliście w Rosji. Każde ich ugryzienie przenosi wirusa na inne osoby.
- Co z tymi którzy zostali ugryzieni? - wrzasnął ktoś
- Dla osób które zostały ugryzione nie ma już ratunku - oznajmiłam - pracujemy nad szczepionką
- Szef ich pozabijał - wrzasnął ktoś
- Jeżeli on by tego nie zrobił oni zabili by was. Każdy z nas stracił rodziny, przyjaciół. Wiemy jak się czujecie, ale świat się na tym nie kończy. Jeżeli płot nie powstanie będzie więcej ofiar.
- To absurd
- Mój brat który nie miał o niczym pojęcia w ciągu trzech miesięcy naprawił wiatrak, zrobił ogrodzenie pod napięciem. Wasz szef, z paroma osobami jednej nocy pozbył się z tego miasta większego stada nisz te.
Ludzie zaczęli szeptać coś między sobą.
- Jest was dużo - powiedziałam - i zrobienie tego płotu to kwestia paru dni, a najgorsze jeszcze przed wami. Nie robicie tego dla mnie, dla profesora, czy dla szefa. Robicie to dla siebie bo my damy sobie radę. Więc proszę wracajcie do pracy.
- Chcę mówić z szefem - powiedział ktoś z tłumu
- Nie zamierzamy robić muru
- Borys przez godzinę będzie tu stał - oznajmiłam - i czekał na wasze pytania do szefa zapisane na kartce. Szef je rozpatrzy i jutro w południe odpowie na zapisane pytania. Jeżeli pytań będzie dużo rozbijemy to na kilka dni. Trzy domy są gotowe do zamieszkania i można podłączyć je do prądu. Osoby które zasłużą będą mogły się do nich wprowadzić razem z rodziną. Jeżeli mur powstanie zwiększymy ilość domów. A teraz proszę aby każdy oddał broń Mariuszowi.
Mariusz jak wcześniej Borys patrzyli na mnie jak bym na głowę upadła
- A Mariusz i jego ludzie będą was bronić. Wszystko co miało miejsce w nocy to była wina nie przestrzegania zasad. I albo będziecie je przestrzegać albo możecie odejść. Każde złamanie zasad kończyć się będzie wyrzuceniem z miasta. To rozporządzenie szefa i proszę wykonać.
O dziwo ludzie posłuchali i naprawdę poszli. A pozostali zaczęli rzucać broń pod nogi Mariusz. Chyba przemówił do nich ten dom, albo wygnanie z miasta.
- A wy na co czekacie - warknęłam - ludzie będą pracować jeżeli wy będziecie ich chronić.
Wróciłam do domu i usiadłam na kanapę.
- Co zrobiłaś że sobie poszli? - spytała Julka
- Ustaliłam zasady
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz