Miałam tylko nadzieje że Quick nie pójdzie do tego lasu. Za dużo w ostatnim czasie się działo. A ludzie nie powinni go obwiniać. On i tak obwinia się za bardzo. To co się stało było nieuniknione. Poszłam do tego bunkra sprawdzić te kody. Nie chciałam iść do miejsca gdzie podstępem zaprowadziłem ludzi by pozwolić im tam umrzeć. Wbiłam kod i otworzyłam drzwi. Pamiętałam wszystkich tych ludzi. Pamiętałam 10 letniego chłopca z prawię odgryzioną ręką. Wszystkich było równo 45, im udało się uratować a przynajmniej tak myśleli. Pamiętałam każdego z nich i pamiętałam gdzie nakazałam im zostać. Szłam powoli jak w jakimś transie. Podłoga, ściany wszędzie były zaschnięte ślady krwi. Poszłam we w skazane przez Drake'a miejsce. Te pomieszczenie jako jedne z niewielu było czyste. Czytnik miał byś w montowany na ścianie i chyba trzy razy obeszłam je dookoła za nim go znalazłam. Wbijałam po kolei kody zapisane na kartce. I znów odleciałam myślami. Oni się bali a ja zamknęłam ich w bunkrze że by nie było ich słychać. Kłamałam że będzie dobrze chociaż wiedziałam że skazuje ich na śmierć. Wydałam wyrok na 45 ludzi w tym aż 30 dzieci w wieku od 5 do 11 lat, a może była szansa może udało by nam się z tą szczepionką. Wbiłam 4 kod napisany na kartce a czerwona ikonka zmieniła kolor na zielony a drzwi odpuściły. Nie miałam ochoty dłużej tu zostać. Zaznaczyłam prawidłowy kod i wyszłam z bunkru. Starsza pani gotowała obiad. Ciekawe kto będzie go jadł, ten cały syf odebrał chyba wszystkim apetyt. No mi na pewno, nawet te śniadanie które zjadłam miałam ochotę zwrócić.
- Rozi powiedz coś swojemu bratu - powiedziała Amanda - naprawdę nie mam ochoty tego słuchać
- Tego? Znaczy czego? - dopytałam
- Obraża mnie - poskarżyła się - mówiąc że jestem beznadziejnym lekarzem
- A nie jesteś?
- Co takiego? - oburzyła się
Ominęłam ją i poszłam do brata. Profesor właśnie kończył odpinać od niego kroplówkę.
- Uparł się - powiedziała Alex
- Rozi nareszcie - wypalił - powiedz im wszystkim że nie potrzebuje tego wszystkiego. Bywało gorzej
- Gorzej to może nie - mruknęłam - ale będzie żył do samej śmierci. Jak mówiła matka powinieneś doczołgać się do domu niż jechać do szpitala.
- Właśnie
Drake'a przenieśliśmy do pokoju Alex. Posiedziałam z nimi chwilę powiedziałam że 4 kod był prawidłowy i że nie sprawdzałam co jest w środku. Zostawiłam ich samych by sobie pogadali i skierowałam się do swojego pokoju. Po drodze musiałam jednak odwiedzić łazienkę by zwrócić te przeklęte śniadanie. I poszłam do pokoju. Nie wiedziałam że Quick już wrócił. Leżał na łóżku i był w kompletnej rozsypce.
- John - zaczęłam cicho. Spojrzał na mnie i westchnął
- Nie mów tak do mnie - poprosił
- Dlaczego? - dopytałam siadając obok niego na łóżku
- Bo to beznadziejne imię - powiedział
- Nie prawda - sprzeciwiłam się - podoba mi się twoje imię
- Ale oznacza kłopoty - mruknął pod nosem Quick
- Nie powinnam ci zabraniać iść do tego lasu ale nie chcę by coś ci się stało - wyjaśniłam
Coś się z nim działo a ja nie wiedziałam co. Nie miałam nawet pojęcia jak powinnam się w tej chwili zachować.
- Wiesz że przed tym wszystkim byłam wegetarianką. - zaczęłam gadać głupoty - nie jadłam mięsa i była przeciwna bójkom. Nie podobało mi się że eksperymentują na zwierzętach i obrażona kiedyś nie odzywałam się do ojca przez trzy tygodnie. Do momentu kiedy powiedział że zabierze mi laptopa i komórkę. Więc oczywiście zaczęłam się odzywać. Podkochiwałam się w kolegach mojego brata, a na studniówkę prawdo podobnie poszła bym sama. Zawsze marzyłam o tym by wreszcie jakiś chłopak zabrał mnie do kina. - po co ja o tym mówię - Wiesz że naprawdę szczerze nie lubiłam tych ziół. Zaczęłam się nimi interesować dopiero kiedy matka zmusiła mnie żebym poszła do jej zielarni bo potrzebowała pomocy. Moja matka nie dość że prowadziła zielarnie to stawiała również tarota i wierzyła w horoskopy. Jak byłam mała dzieci nie chciały się ze mną bawić bo mówiły że jestem czarownicą i zmienię ich w żaby. Wiesz byliśmy dość dziwną rodziną matka miała fioła na punkcie chemii i ani razu nie byłam u lekarza.Więc zapewne jak już zwrócił byś na mnie uwagę... o ile... jakimś cudem to uciekł byś jak bym przedstawiła cię rodzinie. I wcale bym się nie zdziwiła. Dlatego Drake nie zapraszał do domu dziewczyn albo w ogóle ich nie miał.
Mówiłam głupoty ale chyba go zainteresowałam. Bo słuchał mnie a nawet się uśmiechał. W sumnie nigdy nie rozmawialiśmy o takich głupotach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz