Słyszałem te wszystkie krzyki, awantury, oskarżenia pod własnym adresem. Słyszałem też nie radzącego sobie totalnie profesora i ustawiającą do pionu wszystkich Rozi. Nie wiem co robiła cała reszta. Alex zapewne pilnowała Drake, Amanda robiła nic. A profesor trząsł się ze strachu. Po całej tej akcji na pewno nikt z naszych nie będzie miał ochoty wychodzić. Nie że tchórzymy czy się boimy tylko to co przywlokły te dupki z lasu. W sumie to my w kilkoro powybijaliśmy bo ta banda oszołomów wybijała się na wzajem. Mają swój kataklizm, mają to czego chcieli. Jeszcze oni płotu nie będą robić. Świętnie od razu idzcie aby was pożarły te stwory śmierdzące. Wtedy do pokoju weszła Rozi. Jeszcze bardzie się skuliłem w sobie. Nie, tylko nie ona nie chciałem żeby widziałem mnie w takim stanie. A już na pewno nie chciałem rozmawiać o całej tej paranoi. Popatrzyła na mnie dziwnie a ja się podniosłem i stwierdziłem że muszę iść.
- Załatwiłam ci wolne do jutra do południa
- Słyszałem a Borys piszę książkę skarg i zażaleń. Biedy facet - powiedziałem
Pocałowałem ją w czoło zakładając buty.
- Muszę iść skarbie.
I wyszedłem z pokoju.
- Ty na prawdę zamierzasz tam iść - krzyknął za mną Luke. - Przecież cię zlinczują
- Tak myślisz - uśmiechnąłem się - to będziecie mieli problem z głowy. Mnie zlinczują oni, ich powybijają zimni, wy posiedzicie w bunkrze a stado pójdzie dalej po jakimś czasie.
- Fajny happy end sobie wymyśliłeś - powiedział Luke
Właśnie sięgałem po kuszę kiedy za rękę złapała mnie Rozi. O nie kochany tego ze sobą nie zabierzesz.
- Powiedziałeś jej - dopytałem Luke
Nim ten otworzył twarz odezwała się Rozi
- Nikt mi nic nie mówił. Znam cię na tyle dobrze że wiem co zamierzasz zrobić.
- A ty postanowiłaś do tego nie dopuścić.
Rozi pokiwała tylko głową.
- Dobra to pójdę pogadać z chłopakami. Trzeba poprzestawiać samochody, zawsze to będzie jakaś ochrona. No i muszę powiedzieć tej bandzie kretynów że mają zachowywać się cicho. Trzymać w kupie i nie palić ognia bo widać będzie go z kosmosu. A jak już zaczną piec kiełbaski to zimni na pewno tu przylezą. Myślą sobie że na wakacje tu przyjechali pieprzony obóz letni.
I tak w podłym nastroju wyszedłem na zewnątrz. Borys zarzucił mnie kartkami. Kiwnąłem na niego głową żeby poszedł za mną.
- Jak sytuacja - zapytałem Mariusza
- W sumie to wszyscy mają pretensje do szefa
- Tyle to ja już słyszałem. Chodzi mi raczej o to czy zimni z lasu nie wychodzą.
- Na razie nic się nie dzieje.
- To dobrze przekaż ludziom żeby siedzieli cicho i nie rozpalali ognia. Jutro zaczynamy pracę nad murem. A ci którzy się nie dostosują...
- Pojadą autobusem do Moskwy - dokończył Mariusz
- Widzisz Mariusz o tuż nie. Jak by ci tu powiedzieć... robiąc ze mnie przywódce już w zasadzie w momencie gdy zaproponowaliście mi współprace skazaliście się na śmierć. Ja nie zostawiam świadków. Bo to zbyt niebezpieczne. Ludzie widzieli za dużo, wiedzą za dużo o mnie i o mojej rodzinie. Przez co mógł bym zostać narażony na odwet Ivana, który zapewne nastąpi bo kiedyś się skapuje. Więc to jest nieuniknione. Ale puki co przekaż to ludziom.
- Nie będzie szef z nimi rozmawiał?
- Przecież ja nie muszę się tłumaczyć nikomu. Po za tym było powiedziane, że na wszystkie pytania odpowiem jutro. Książka próśb, skarg i zażaleń nadal działa. A do jutra zastanowię się czy jeszcze będę chciał z kimś rozmawiać. Mam inne problemy na głowie niż rozwiązywanie problemów rodzinnych osób zupełnie mi obcych. Ja jestem waszym szefem, a ludzie chyba mylą mnie z psychologiem. Dobrze pilnujcie tego lasu i tej koloni
- To wszystko - dopytał Mariusz
- Dokładnie
- Ja i moi ludzie jesteśmy cały czas z szefem cokolwiek by się działo
- Dziękuje za lojalność - powiedziałem
Poszedłem do domu, uwaliłem się na wyrko. Znów się skuliłem jak małe dziecko i próbowałem zapomnieć o całej tej farsie. Drake'a musieli przenieść już na górę bo słyszałem jak rozmawia z Rozi i Alex. Znaczy to że mu się polepszyło - pomyślałem. To dobry znak kamień spadł mi z serca. Ale nie miałem ani siły, ani ochoty aby iść z nim pogadać. Teraz potrzebowałem swojej mamusi, żeby mną się zajęła. Ale to wtedy jak miałem pięć lat bo póznie to już było tylko John wez tabletkę, John załóż kapcie, nie biegaj bo się spocisz. Nie krzycz bo będzie cie gorzej bolało gardło. A gdzie przytulanie się do cycka i głaskanie się po głowie? Mogła to przynajmniej robić do puki bym jej pozwolił. Oczywiście Amanda nawet 12 lat miała a mamuśka tak robiła. A mnie wychowywali twardą ręką. I dało im to więcej niż nic. Bo dało im gówno. Właśnie tak sobie rozmyślałem i wspominałem różne miłe rzeczy z dzieciństwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz