poniedziałek, 9 października 2017

Od Lexi

Amanda przyszła po raz kolejny no i cóż jak tylko dowiedziałam się że przez tą kretynkę Drake mógł umrzeć a ona zamiast choćby przeprosić stwierdziła że wszyscy by wyszli na tym dobrze, wystarczyło że na nią tylko spojrzałam i mało co nie wybuchłam. Ufałam Amandzie głównie przez to że mi pomogła kiedy mnie postrzelili a ona tak zawiodła, teraz wiec twierdzę że wolałabym zrzucić wszystko na Rozi. Ta bynajmniej szczerze próbowała by pomóc.
-A ty wciąż tu siedzisz- stwierdziła tylko.
-Przeszkadza ci to?
-Nie skądże. Chce tylko zauważyć że kiedy każdy coś robił, kiedy Quick poszedł ratować wszystkich przed zimnymi ty sobie tu siedziałaś i trzymałaś Drake'a za rączkę.
-Chciałabym zauważyć że ty odkąd się poznałyśmy jak tylko pojawiało się jakieś zagrożenie nigdy nawet palcem nie kiwnęłaś zawsze ktoś ci dupę ratował.
-No tak ale ja zawsze jak komuś coś było ratowałam tej osobie życie, na przykład tobie. Ja starałam się pomóc tym wszystkim ludziom a ty tylko siedziałaś. 
- Tak a Drake mało co nie umarł przez ciebie. W tym wypadku dziękujemy za taką pomoc. A ja bynajmniej potrafię sama o siebie zadbać  no a jakby co to mam jeszcze brata który uratuje mi dupę, nie muszą tego robić obcy.
-Ja też cie uratuje jak książę na białym rumaku- mruknął przez sen Drake i złapał mnie za rękę, nawet nie wiedziałam kiedy wstałam, nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu i z powrotem usiadłam. - A jak już tu jesteś to mnie odłącz- zażądał otwierając oczy- wypisuje się na własne życzenie i w ogóle. Gdzie złożyć autograf?
-nie mogę cię odłączyć- stwierdziła
-Bo?- spytał zirytowany.
-Quick i profesor mi zabronili- wyjaśniła.- Masz leżeć
-Akurat w tym muszę się z nią zgodzić. Zostajesz w łóżku- wtrąciłam się.
-A więc zostanę w łóżku ale u siebie w pokoju. Łóżko to łóżko. Amanda odłączaj mnie ale to już.
-Nie mam najmniejszego...
-Słuchaj lekarko od siedmiu boleści, wolałbym zdechnąć w kontenerze na śmieci niż być ,,leczonym" przez ciebie.
Amanda miała bezcenną minę, wkurzona wybiegła z własnego gabinetu. A ja zaczęłam się śmiać. W tym momencie przyszedł profesor.
-Och w końcu. Niech mnie pan odłączy bo ta kretynka....- zaczął Drake ale profesor mu przerwał.
-Drake'u Blake zostałeś postrzelony, nie możesz sobie od tak wrócić do pokoju. Musisz być pod stałą obserwacją...
-Przecież chce się przenieść tylko o piętro wyżej.- zauważył i zaczął odpinać jakiś kabel.
-Drake przestań- rozkazałam zabierając mu rękę od tego kabla- a swoją drogą to dwa piętra jesteśmy w piwnicy. No chyba że masz pokój w salonie albo...
-No bardzo śmieszne, to wszytko przez to rozbudowywanie.
-No tak twoja mata nie obejmuje tak szerokiego zakresu.- i pewnie droczylibyśmy się dalej  gdyby profesor nie odchrząknął.
- Niech pan go odłączy będzie ze mną w pokoju i nie spuszczę z niego oczu- zapewniłam.
-Zaczynam się bać- powiedział cicho Drake. Profesor zaczął odczepiać od niego te wszystkie kabelki i wtedy weszła Rozi.
-Uparł się- wytłumaczyłam kiedy jej wzrok spoczął na odłączanej kroplówce .
-Rozi nareszcie powiedz im wszystkim że nie potrzebuję tego wszystkiego. Bywało gorzej.
-Gorzej to może nie- mruknęła- ale będzie żył do samej śmierci. Jak mówiła matka powinieneś doczołgać się do domu niż jechać do szpitala.
-No widzisz- zwrócił się do mnie uradowany Drake, no w końcu ktoś przyznał mu rację. Zabraliśmy go do mojego pokoju.
-I co z tym bunkrem?- spytał Drake. Pytająco  na nich spojrzałam ale mnie zlali.
-Czwarty kod był właściwy- odparła zamyślona Rozi.- Ale nie sprawdzałam co jest w środku. Ja może już pójdę.
I po tych słowach wyszła, Drake  chciał iść za nią a może do tego bunkra kto go wie.
-Miałeś leżeć w łóżku- przypomniałam mu. Próbował się sprzeczać ale w końcu się położył.
-A więc co mnie ominęło?- spytałam krzyżując ręce.
-I co będziesz teraz tak nade mną stać i mnie męczyć? Nie dawno co mnie postrzelili...
-Drake- przerwałam mu ale i tak usiadłam obok niego i spojrzałam na niego wyczekująco.
-Znalazłem czytnik no i rozszyfrowałem kod.- oznajmił, ech jak ja uwielbiałam jego tłumaczenia. - a więc co idziemy zobaczyć co tam jest?
-Leż. Ten drugi bunkier czy co to jest był odkąd się tu wprowadziliśmy nic się nie stanie jak jeszcze trochę postoi nieodkryty.
-No dobra, to może pogramy w pokera?- poszłam po talię kart i z powrotem usiadłam na łóżku.
-Rozbieranego- dodał.
-Chciałbyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz