Już minęło parę dni. Już nawet policja zainteresowała by się jej zaginięciem. Przeszukaliśmy cały las dookoła. Ani śladu mojej siostry. Najgorsze jest to że ona została porwana. Więc nawet nie wiem gdzie jej szukać. Przecież jak by uciekła z domu szukał bym ją w miejscach gdzie mogła by być. Ale przecież ona nie uciekła ona została porwana. Denerwował mnie Luke który tego nie rozumiał. Więc naprawdę ulżyło mi jak wrócił Quick. Teraz przynajmniej będzie jedna dodatkowa osoba która nie odpuści do puki nie znajdzie jej żywej lub martwej. To była moja wina, gdybym został w domu a nie lazł szukać Quicka to Roz nie poszła by mnie szukać i by nie zniknęła. A może ktoś z tych z mafii ją zabił przecież im nie można ufać. Mnie też zlali i wsadzili do pudła. Nie wiem po co ale musiałem jechać do Krakowa. Nie będę stał w miejscu i znów przeszukiwał lasów które przeszukałem dokładnie. Znałem w tym lesie już każdy kamień. Jeszcze ten Alfred. Nie było mnie przy Al kiedy mnie potrzebowała. Przecież Luke mówił że ona męczyła się długą godzinę. Właśnie tyle czasu zajęło nam zabijanie tego stwora. Z nimi też będziemy mieli problemy. Dopiero teraz dokładnie widzimy jak są wytrzymałe i jak szybko można stworzyć ich całą armię. Przecież one rosną jak grzyby. Lexi uparła się by ze mną jechać. Pati miała szukać miasto z drugiej strony. Miałem tylko nadzieję że Quick ją znajdzie. Wierzyłem w tego gościa... Al jechała w milczeniu.
- Lex - zacząłem - nie miałem pojęcia że czujesz to co oni. Gdybym wiedział...
- Nie wiedziałeś ja też nie - przyznała - tak było trzeba... mi nic nie jest
- Na pewno? - dopytałem
- Jasne - zapewniła
- Wjazd do Krakowa zawsze nie za dobrze się kończył
Znów nastała cisza.
- Znajdziemy ją - zapewniła Al gdy wjeżdżaliśmy już do Krakowa
- Mam nadzieję - mruknąłem - nie wybaczył bym sobie jeżeli coś jej się stało. To jest moja młodsza siostra moim obowiązkiem było ją chronić
- Drake - fuknęła Al - nic jej się nie stało
Ale chyba zapewniała bardziej siebie niż mnie.
- To od czego zaczynamy? - dopytała
- Chyba od najbardziej oczywistych miejsc. Dom, sklep matki, szkoła, dom Roberta, instytut.
Zatrzymałem się przed rodzinnym domem. Ale szczerze nie miałem ochoty nawet wychodzić z samochodu. To Lex pierwsza wysiadła a mi zostało tylko zrobić to samo. To Al przeszukiwała dom ja siedziałem tylko w salonie. Straciłem całą rodzinę. Zabiłem matkę która chciała mnie zjeść. Pózniej ojca w instytucie a teraz straciłem Roz.
- Nie ma jej - wypaliła Al siadając mi na kolanach
- Wiem. Wiesz że kiedyś jej nienawidziłem. Miałem jej dość w kółko za mną łaziła i próbowała mnie naśladować. Zawsze była najlepsza. Jak już coś zaczynała to musiało być to dopracowane do końca, musiało być idealne. Była oczkiem w głowie matki. Uczyła się tych głupich ziół i innych pierdół. Ojciec ją podziwiał najlepsza córeczka. Najgorsze jest to że nawet w karty nauczyła się grać. Bym zaczął z nią gadać. Jak wybuchła epidemia miałem tylko ją. Czułem się za nią odpowiedzialny myślałem że w ten sposób naprawię to że zabiłem naszą matkę. Musiałem Al ona się zmieniła rzuciła się na mnie zrobiłem to instynktownie. To był pierwszy zimny, pierwsza osoba którą zabiłem. Pierwsza grupa do której się dołączyliśmy przyjęła nas dzięki niej. Nie była do duża grupa, rządził kryminalny który miał żonę i dwójkę dzieciaków. Był tam chirurg plastyczny i bibliotekarz z rodziną. Właśnie kryminalny nauczył mnie strzelać. Niedługo pózniej wpadliśmy na stado. Nie dawaliśmy radę uciekłem. Zabrałem Roz i uciekłem. Zostawiłem ich tam ona tego nie rozumiała. Pózniej musiałem nauczyć ją strzelać i wyjaśnić jej że tak trzeba. Pierwszą moją bronią była... - zawiesiłem się - choć. Musimy jechać, przeszukamy te miejsca które powiedziałem i pojedziemy za miasto do dziadków. Ona czół się tam lepiej niż w domu.
Pocałowałem ją i pociągnąłem za sobą do samochodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz