środa, 15 listopada 2017

Od Rozi

Podróż z przykutą ręką do uchwytu minęła mi strasznie nie wygodnie. Do tego nie miałam pojęcia gdzie lecimy. Filip próbował nakłonić mnie bym coś zjadła ale miałam w nosie jego jedzenie. Próbowałam wyciągnąć z niego informację gdzie i po co mnie porwali. Bo to jest ewidentnie porwanie. Gdyby nie Aaron Filip i Dimitri w końcu pewnie by mi powiedzieli. Ale Aaron był kompletnym dupkiem który co chwila warczał wściekły po angielsku żeby się zamknęli i nic nie gadali a ja żebym siedziała cicho bo mnie uciszy. Popsuł chyba nastroje wszystkim. Gdybym nie była przykuta chyba naprawdę wyskoczyła bym z tego helikoptera.
- Podchodzimy do lądowania - oznajmił po długim czasie Aaron
Niedługo pózniej Aaron posadził helikopter na ziemi przed jakąś dużą posiadłością.
- Gdzie jesteśmy? - spytałam
- Poczekaj tu - polecił Filip
Ciekawe jak miałabym gdziekolwiek pójść skoro jestem przykuta.
- Spadaj i nie wracaj - warknęłam za nim
- Szczekata jesteś - skomentował i wyszedł z helikoptera jako ostatni.
Wszyscy troje weszli do budynku. Zaczęłam kombinować żeby się odkuć. Ciężko było szkoda że Drake nie nauczył mnie otwierać zamków. Pewnie dla niego to nie było by tak trudne. Mój brat zawsze potrafił wyjść ze wszystkich kłopotów. No właśnie ciekawe gdzie on się podziewał. Znów zaczęłam martwić się o Quick i czy wrócił do domu. No i jak tam Damon. Trwało to chyba wieki a jedyne co mi się udało to pokaleczyć sobie rękę. Wtedy z budynku wyszedł Aaron, Filip i masa jakiś facetów. Filip z Aaronem zapalili jeszcze fajkę przed helikopterem a faceci bez słowa zaczęli pakować do helikoptera masę broni. Po spalonej już chyba trzeciej fajce z kolei i wrzuceniu całej broni do środka. Aaron podszedł i uwolnił mnie z kajdanek.
- Miło było - wypalił
I popchnął mnie lekko w kierunku Filipa.
- Polecam się na przyszłość.
Wsiadł do helikoptera, Filip odciągnął mnie kawałek dalej a helikopter wzniósł się w powietrze.
- Co to było? - spytałam
- A będziesz grzeczna? - odparł pytaniem Filip
- Chwilowo - odparłam
- Zapłata - wyjaśnił - za dostarczenie ciebie tutaj
- Kto zapłacił? - dopytałam
- Jesteś uciążliwa i uparta - skomentował
- Więc? - nie dawałam za wygraną
- Jesteśmy w Rosji - wyjaśnił Filip prowadząc mnie do środka
- Czekaj - zatrzymałam się - To Sasza kazał mnie porwać? - dopytałam
Filip nic nie powiedział tylko pociągnął mnie w głąb korytarza. Nie wiedziałam gdzie mnie prowadzi ale on wiedział dokładnie cały plan budynku. Mijaliśmy jakichś ludzi część coś tam mówiła do niego reszta stała jak posągi. Poprowadził mnie do jednego z pokoi.
- Musisz tu zostać - wyjaśnił - gospodarz zaprasza cię na obiad. Tam masz łazienkę - wskazał sąsiednie drzwi. - A teraz zostawię cie samą chyba że ładnie poprosisz bym został
- Spadaj - warknęłam
Filip wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Jednak i tak podbiegłam do drzwi które były zamknięte. Rozejrzałam się dookoła. Pokój był mały ale było łóżko minęłam je i podeszłam do okna. Byliśmy na drugim piętrze ale i tak dla pewności w oknie były kraty. Ściany były chyba jakieś dzwięko szczelne bo panowała grobowa cisza. Teraz faktycznie zabrakło mi towarzystwa Filipa. Z lampką w ręku obrażona siedziałam na podłodze pod ścianą obok drzwi. Chociaż to było tak głupie jak pozbycie się tej kurtki. Przecież mogłam siedzieć jak człowiek na łóżku. Nie wiem ile czasu minęło kiedy usłyszałam chrzęst otwieranego zamka. Wstałam z prędkością światła i zdzieliłam lampką osobę która weszła do pokoju. Okazało się że zdzieliłam w głowę Dimitra. Ten koleś mnie znienawidzi. Minęłam go i wybiegłam na korytarz. To była moja szansa. Szkoda tylko że nie miałam pojęcia gdzie biegnę i jak się z tą wydostać. Ten budynek to był jakiś pieprzony labirynt. Nagle zlokalizowałam drzwi. Wyczaiłam moment kiedy nikogo nie było i rzuciłam się do drzwi. Wpadając prosto na Filipa. Niech to szlak przecież on jest moim przekleństwem.
- Co ty tu robisz? - spytał łapiąc mnie
- Puść mnie - warknęłam i próbowałam mu się wyrwać
- Obiecałaś że będziesz grzeczna. Jest pora obiadu więc może skorzystasz z zaproszenia i zjesz z panem Saszą
- Bujaj się i ty i Sasza - fuknęłam
Filip wywrócił oczami i zaprowadził mnie z powrotem do pokoju. Popchnął mnie na łóżko i wrócił do leżącego, nieprzytomnego Dimitra. Nie miałam pojęcia że zdzieliłam go tak mocno.
- Umarł? - spytałam
- Żyje - odparł strzelając go z otwartej w pysk. - coś ty się tak na niego uparła
Wyciągnął Dimitra i zamknął drzwi. Wrócił jakąś godzinę pózniej.
- Przyniosłem ci żarcie. Może w końcu coś zjesz nie chcemy byś umarła z głodu
- Dlaczego? - spytałam załamana
- Martwa na nic się nie przydasz
- Pytam czemu mnie porwaliście - wyjaśniłam
Filip zamknął drzwi od środka i usiadł na krzesełku. Spojrzałam na niego pytająco
- Sorki nie ufam ci. Nawet jak mnie zdzielisz w głowę to i tak nie wyjdziesz.
- Czego ode mnie chcecie?
- Sasza się zabezpiecza przed twoim mężem - wyjaśnił
- Dlaczego ty? Byłeś przyjacielem Drake'a
- Nadal jestem jego przyjacielem - sprostował
- Myślisz że będzie chciał się z tobą przyjaznić po tym? - dopytałam
- Nic ci się nie stanie - zauważył - nie chodzi o Drake'a tylko o Quicka.
- Ja nic nie rozumiem - wypaliłam
- Właśnie ty nic nie rozumiesz - mruknął - nienawidzę twojego męża i gdybyś nie była tym kim jesteś już dawno bym cię zabił. Wiesz że miałem rodzinę?
- Co? - dopytałam nie miałam o tym pojęcia
- Tak miałem dwuletniego syna i żonę w ciąży - wyjaśnił. - Dimitr jest moim szwagrem
- Nie wiedziałam że...
- Nie wiedziałaś. Udało mi się wkręcić wtedy - zaczął - myślałem tak jak inni że Quick jest dobrym przywódcą ale nigdy aż tak się nie pomyliłem. Grałem w karty, chlałem wtedy był ten pierwszy napad zimnych. Moja żona została postrzelona, a mój syn podszedł do zimnego. Jakiś wojak zastrzelił zimnego nie wiem nawet kto to. Twój mąż zastrzelił mojego syna na oczach mojej żony. Znalazłem ich jak było po wszystkim. Wiesz co było najlepsze obejrzałem dokładnie zwłoki własnego dziecka. Jedyną raną jaką miał była rana po kulce twojego męża. Nienawidzę go i gdybyś nie była siostrą Drake'a a ja nie miał bym u niego takiego długu już dawno pozbawił bym życia twoje dziecko. Mój syn był niewiele starszy.
- A co z twoją żoną? - dopytałam
- Popełniła samobójstwo - wyjaśnił - miałem dość wyłaziłem z osady. Szczerze chciałem by zimni ze mną skończyli nie miałem nikogo prócz nich. Ale wtedy spotkałem paru ludzi. Otworzyli mi oczy że mogę nadać znaczenia własnej śmierci. Czarny koń musi zginąć. Próbowałem nawet zwerbować Drake'a ale ten nigdy nie miał czasu ze mną pogadać. Widział tylko Quicka.
- Quick nie wiedział - usprawiedliwiłam go - nie było mu łatwo zabić a trzeba było to zrobić
- Okej nie wiedział. A co powiesz na nowe zasady. Zamknąć ludzi w pawilonach. Oddzielić dzieci od matki. Znasz Darka?
Pokiwałam przecząco głową
- Darek jest wojakiem teraz służy pod Luke'm. Znam go długo. Ma żonę długo starali się o dziecko. A teraz twój mąż kazał jej odebrać miesięczną córkę. Pobili ją ludzie twojego męża bo nie chciała tego zrobić. Myślisz że te dziecko da radę przeżyć bez matki? Myślisz że ktoś z mafii wszedł tam i karmił te dziecko butelką?
- Kłamiesz - warknęłam - nie możesz tego wiedzieć
- Wiem - odparł - wiem również kto dowodzi grupą oporu
- Kto? - spytałam
- Myślisz że ci powiem. Wole zginąć za niego niż za Czarnego konia. - Sasza ma coś z tym wspólnego? - spytałam
- Sasza jak widziałaś dostarcza tylko broń. Wiem również co stało się z twoim bratem
Spojrzałam na niego ale ten milczał.
- No mów - wrzasnęłam
- Naprawdę chcesz wiedzieć? - dopytał
Pokiwałam głową ale czułam się że to mi się nie spodoba. W ogóle nie podobało mi się to co do mnie mówił Filip
- Z rozkazu twojego męża pobili co ja mówię zakatowali twojego brata. Widziałem to nie ruszał się. Zastanów się Roz... Bunt nigdy się nie skończy i albo uspokoisz ludzi i zabijesz własnego męża albo wtedy kiedy oni będą gotowi ty i dziecko powinnyście być daleko. Bo nie wytłumaczysz im że o niczym nie miałaś pojęcia a że to tylko niewinne dziecko. Przykro mi z powodu brata. Smacznego Roz.
Wstał i wyszedł. Nie, nie mówił prawdy. Mój brat żyje. On miesza mi tylko w głowie. Zaczęłam płakać i krzyczeć ale pomieszczenie było dzwięko szczelne.                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz