środa, 15 listopada 2017

Od Lexi Cd Drake

Drake przez całą drogę do sklepu się nie odezwał. Musiało być mu ciężko wracać do miasta w którym kiedyś żył, gdzie musiał zabić matkę i ojca. A więc dlaczego chciał jechać do Krakowa? Weszliśmy do sklepu, zdziwiłam się że był w nienaruszonym stanie, chociaż prawie wszystkie pułki były puste. Sama nie byłam pewna czy to lepiej dla Drake'a czy gorzej. Nie wiedziałam co powiedzieć aby go pocieszyć.
Przeszłam na zaplecze, gdzie były pozasłaniane okna ciemnym materiałem, na środku były cztery fotele ustawione na około stolika na którym stała kula i rozłożone karty tarota. Pod ciemno zieloną ścianą stał regał z jakimiś flakonikami. Podeszłam tam bliżej na jednej z półek stało zdjęcie w ramce, na którym byli Rozi z Drake'em i ich rodzice. Zdjęcie było zrobione dawno, Rozi wyglądała na jakieś osiem lat a Drake na jedenaście. Rozi była bardzo podobna do matki, ten sam odcień włosów i oczu. Podejrzewałam że ich matka wybrała to zdjęcie ponieważ to było ostatnia fotografia którą zrobili razem, kiedy Drake nie sprawiał problemów, kiedy wszystko było normalne. Zatęskniłam za tymi błahymi problemami jakie miałam kiedyś.
"-Zabiłaś naszego brata"- głos Alfreda pojawił się tak niespodziewanie i był przepełniony taką nienawiścią że wypuściłam z rąk zdjęcie które roztrzaskało się o podłogę, pisnęłam zaskoczona -" braci się nie zjada" 
Drake wpadł do środka pewnie przygotowany na jakieś zagrożenie.
-ja...- zaczęłam, Drake spojrzał na roztrzaskane zdjęcie- przepraszam.
-Nie ważne tu jej nie ma, choć.
Naprawdę było mi głupio że rozbiłam to zdjęcie, podniosłam fotografię i poszłam za Drake'em.
-na pewno chcesz jechać dalej?- dopytałam kiedy odpalił samochód.
-Trzeba przeszukać miasto.- odparł i zapadła cisza.
-Naprawdę przepraszam za te zdjęcie nie chciałam go rozbić.
-To tylko zdjęcie- powiedział trochę za ostro.
-Po prostu mi wyleciało, nawet nie wiem kiedy...
-To tylko zdjęcie- powtórzył, nie odrywając wzroku od drogi.
Następnie przeszukaliśmy szkołę , dom Roberta i zatrzymaliśmy się przed instytutem.
-Może sama pójdę- zaproponowałam, Drake przecząco pokręcił głową i nim zdążyłam coś powiedzieć on już wszedł do budynku. Zostało mi tylko iść za nim. W instytucie spędziliśmy sporo czasu, w odróżnieniu od ulic Krakowa tutaj było pełno zombie chociaż Quick i jego ludzie i tak sporo ich zabili ostatnio. Tutaj również jej nie było. Wróciliśmy do samochodu i po chwili wyjechaliśmy z miasta. Po obu stronach drogi rozciągały się pola, które po jakimś czasie zastąpiły lasy. Tutaj było sporo zimnych ale za nim jakikolwiek podszedł my już byliśmy dalej. Oby w drodze powrotnej nie było z nimi problemów.
-A z tobą jak było?- spytał przerywając ciszę, chwile trwało zanim zrozumiałam o co pyta.
-Kiedy to się zaczęło byłam na obozie, wracaliśmy, nikt nie wiedział co się dzieje. Z dziesięcioosobowej grupy przeżyłam ja, Weronika i Hubert. Postanowiliśmy że się nie będziemy rozdzielać.Do domu było jeszcze jakieś sto może sto pięćdziesiąt kilometrów. Weronika została ugryziona. Po trzech dniach się zmieniła. Zabiliśmy ją i ruszyliśmy dalej. Zostało jeszcze jakieś pięćdziesiąt kilometrów kiedy postanowiliśmy się rozdzielić chcieliśmy wrócić do domu a było nam nie po drodze. Wróciłam do domu, mamie i siostrze nic nie było. Jedzenia starczyło na tydzień, po tym czasie musiałam iść coś znaleść, nie chciałam tego robić, bałam się ale jakbym nie poszła umarłybyśmy z głodu. Wzięłam broń z domu, brat uczył mnie strzelać, co prawda nie wiele umiałam ale chociaż potrafiłam odbezpieczyć naładować i wystrzelić. Poszłam do najbliższego domu, starałam się unikać zimnych i przechodzić tak aby mnie nie zauważyły. W domu wpadłam na właściciela domu, dosłownie wpadłam, koleś był poraniony, cały we krwi i porwanych ubraniach, zastrzeliłam go. Nie był ugryziony, a to co wzięłam za warczenie było prośbą o pomoc. Zgarnęłam wszystko co było przydatne i wróciłam do domu. Bałam się wyjść jeszcze bardziej, jedzenie powoli znów nam się kończyło. Mamie zachciało się iść na spacer była chora nie rozumiała że nie może wyjść z domu. Prosiłam ją żeby nigdzie nie szła ale ona postanowiła zrobić zakupy, i wyszła Mel pobiegła za nią. A ja nie potrafiłam się ruszyć, nie potrafiłam przekroczyć tego cholernego progu, zamknęłam drzwi, patrzyłam jak je zjadają, słyszałam jak krzyczą- te ostatnie słowa mówiłam szlochając. Nawet nie zauważyłam że się zatrzymaliśmy.
-nie myśl o tym- poprosił przytulając mnie. Nie wiem ile czasu  ryczałam. I tak jest zawsze kiedy próbuję kogoś pocieszyć na końcu to ja ryczę i jestem pocieszana.
-Idziemy już? -spytałam kiedy się uspokoiłam. Drake skinął głową i wyszliśmy z samochodu ruszyliśmy w kierunku drzwi. Dom był wielki zbudowany tak  aby wyglądał na wykonany z drewna.
Byliśmy już prawie na schodach.
-Ręce do góry- usłyszeliśmy za plecami nasz ulubiony tekst. Drake rozejrzał się i podniósł ręce do góry, czego nigdy nie robił tak szybko, to mnie przeraziło.
-Widzisz ten mały lasek?- spytał cicho- jak ci powiem masz tam pobiec i się nie oglądaj, zaraz za lasem będzie droga jak będziesz szła w lewo to kiedyś dojdziesz do Krakowa.
Te słowa nie podobały mi się ani trochę, nie chciałam go zostawiać.
-Nie zostawię cię - odszepnęłam.
-Powoli się odkręćcie- polecił ten za nami
-Choć raz zrób co mówię, na prawdę nie mam zamiaru cię niańczyć.
Czy on naprawdę tak o mnie myślał, że mnie niańczy, do oczu napłynęły mi łzy.
-Ogłuchliście, odkręcać się- warknął koleś. Powoli się odkręciłam, koleś stał jakieś dwa metry od nas, miał chustkę ze znakiem Czarnego Konia.
-Teraz- syknął Drake, posłusznie pobiegłam, nie oglądałam się za siebie. Nagle rozległ się huk wystrzału zatrzymałam się i obejrzałam za siebie, ale byłam za daleko a dom zasłaniał miejsce w którym zostawiłam Drake'a. Usłyszałam czyjeś kroki. Ruszyłam przed siebie. Ktoś za mną biegł, usłyszałam strzały gdzieś nie daleko za sobą. Starałam się często zmieniać kierunki i je zapamiętać. Obejrzałam się za siebie, tylko raz ale to był błąd. Przede mną pojawiło się dwóch facetów ze znakiem. Mieli broń ale nie strzelali do mnie, zamachnęłam się nożem i trafiłam jednego z nich w szyję ten drugi w tym czasie złapał mnie i wykręciła mi ręce.
-A teraz grzecznie ze mną wrócisz, słyszysz?
Ale miałam gdzieś co chce i przez cała drogę próbowałam mu się wyrwać, bez skutku. Koleś zaprowadził mnie do domu, w salonie do krzesła przywiązany był Drake, nie był postrzelony za to pobity, naliczyłam również dwudziestu kolesi w chustkach.
-Jest i dziewczyna- oświadczył ten który mnie przyprowadził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz