Delegacja wyjechała. I trzeba było zacząć robić porządki w osadzie. Quick oznajmił że z ciągnie tu całą osadą. Trzeba dowiedzieć się kto jest zarażony i mieć ich na oku. Rozdysponował ludzmi i pojechał do Roberta. Jula poszła do sklepu po Al.
- Ilu jest zaatakowanych? - dopytał Drake
- Nie wiem do Roberta zgłosiło się 16
- Wsadzając ludzi za nic do paki, wyciąganiem ich z domów wywołujemy tylko panikę - zauważył Drake
- No co ty nie powiesz - mruknęłam
- Trzymaj - podał mi spluwę - z nimi nigdy nic nie wiadomo
- Masz rację a mnie to już w ogóle nie lubią - odparłam biorąc broń
- No nie ciekawie o tobie mówią
- No proszę braciszku chodzisz na ploty
- Skąd słyszy się co nie co. Trzeba czasem wyjść z domu i umieć słuchać - stwierdził
- Wiem jak chodzi się na ploty - wytknęłam
- Ale ja nie o tym - ściszył głos i pociągnął mnie za sobą w głąb korytarza prowadzącego do piwnicy
- Czego mnie ciągniesz - oburzyłam się
- Cicho - fuknął - musimy pogadać
- W piwnicy? - dopytałam
- Siostra ty masz mózg? - odparł pytaniem
Puścił mnie przy drzwiach do piwnicy.
- Chodzi o Quicka - zaczął
Nic nie rozumiałam
- Jaśniej - poprosiłam
- Zgolił tych frajerów do zera - zaczął
- O nie Drake'uś to ty zgoliłeś ich do zera w kasynie do którego nie powinieneś chodzić.
- Masz mi za złe że poszedłem do kasyna? - dopytał zdziwiony
- Tak - przytaknęłam - jesteś nałogowcem Drake. Dziś ci poszło a jutro?
- Siostra - przerwał mi
- Zapomniałeś jak było przed epidemią. Niemal co dzień dostawałeś po mordzie. No i chyba nie muszę ci przypominać że czasem naprawdę tylko cudem wyszedłeś z życiem. Drake ty nie możesz chodzić do kasyna. I uwierz mi że pogadam o tym z Al
- Uspokój się - wypalił - nie jestem nałogowcem. Gram bo lubię i dzięki temu zarabiam.
- Albo się zadłużasz - dodałam
- Nigdy się nie zadłużam - warknął - ty nic nie rozumiesz. Przed epidemią to była moja robota. Zarabiałem miesięczną pensje za to że grałem.
- Co?
Naprawdę nie wiedziałam o czym on mówi
- Rzuciłem szkołę i pracowałem w kasynie. Nic nie mówiłem bo byś wy kablowała, matka by dostała zawału a ojciec by mnie zabił.
Byłam zaskoczona. Nie spodziewałam się.
- Więc nie szalej siostra. Wiem kiedy skończyć grać i się nie zadłużam. Tym razem też zagrałem zawodowo. - wyjaśnił
- Quick kazał ci ich ograć
- No wreszcie zaczęłaś używać mózgu. Siostra masz rację oszukuję ludzi, robię ich w balona i doje ich z kasy. Ale nawet ja mam minimum honoru i nie jestem taką hieną jak twój mąż. To co on zrobił jest chore. No ale jak mówiłem wolę trzymać broń albo stać przy osobie która tą broń trzyma niż być na celowniku. Siostra - ściszył głos jeszcze bardziej - nie wiem na co stać jest twojego męża ale nie możemy pozwolić sobie na stratę tego co mamy
- Drake - fuknęłam
- Cicho słuchaj mnie - warknął - jak mnie słuchałaś zawsze wychodziliśmy na czysto.
- Ale jak przestałam się ciebie słuchać wyszliśmy na plus
- Masz rację - przytaknął - chodzi mi o to że musimy uważać na Quicka i na to co robi. Ten jego alfons coś kombinuje. Nie możemy pozwolić kopnąć się w dupę.
- Nie rozumiem - wypaliłam
- Nie musisz. Po prostu posłuchaj mnie i rób to co mówię. Po pierwsze nic nie podpisuj
- Co?
- Nie mów mi że już coś podpisałaś? - spytał wściekły
- Nic nie podpisałam - odparłam
- To nie podpisuj
- Drake ty oszalałeś - powiedziałam
- Nie po prostu gram w twoją grę siostra. Ty nas w to wplątałaś. A ja pilnuję tylko by nie zostać wyeliminowanym. Twój mąż może się znudzić z nim nigdy nic nie wiadomo. I co zostaniemy z niczym z tą zasraną osadą. Dowiedz się jakie ma interesy?
- Te legalne czy nie? - spytałam
- Legalne - powiedział - na razie jesteś dla niego najważniejsza i robi dla ciebie wszystko. I musi tak pozostać
Mój brat naprawdę oszalał. Z mętlikiem w głowie poszłam do salonu. W chwili kiedy pod dom zajechał autobus z ludzmi. Drake miał rację powstała panika którą ciężko było ogarnąć. A Quick był u Roberta.
- Proszę o spokój - krzyknęłam już któryś raz z kolei
Ale wszyscy mieli mnie centralnie w zadku.
- Zamknąć kurwa mordy - wrzasnął Drake - jak ktoś się odezwie za strzele bez pytania
Ludzie się zamknęli
- Dziękuje o uwagę - zaczęłam - już na pewno wszyscy wiecie co wczoraj wydarzyło się w sklepie.
- Szef nas zabije - wrzasnął ktoś
- Szefa nie ma i jak zaraz nie zamkniesz japy to ja cię zabije - warknął Drake
O dziwo koleś się zamknął
- Proszę o spokój - ciągnęłam - w tym momencie nikt nikogo nie zabije. Każdy musi dać się przepadać. To polecenie szefa możemy zrobić to o wiele szybciej i sprawniej. Proszę aby osoby które zgłosiły się dziś albo wczoraj do Roberta podeszły tu - wskazałam ręką podjazd. Robert prowadził listę więc będzie ułatwienie.
- Gdzie są osoby które były w sklepie? - dopytał ktoś spokojnie
- Osoby które były w sklepie zostały zabrane do jednostki - wyjaśniłam - jeżeli zostaną przebadani będą mogli wrócić do domów tak jak i wy. A teraz zapraszam do domu
- Tylko bez wulgaryzmów i bez wrzasków - upomniał Drake - gdzie my ich poupychamy - zastanawiał się Drake
- Masz racje - przyznałam - jest ich za dużo. Musimy podzielić ich na mniejsze grupy. Wiem będziemy zapraszać ich po autobusach
- Quick to idiota - mruknął Drake
- A teraz proszę mnie posłuchać. Jest was dużo więc proszę aby wszyscy wróciły do swoich autobusów. Osoby z autobusu nr 1 zapraszam do środka.
Zrobiło się zamieszanie i harmider
- Dobra siostra zajmę się tym - zapewnił Drake
- Więc zapraszam ze mną. Osoby zaszczepione również.
Jakimś cudem udało mi się zapanować nad tym bałaganem. W korytarzu kazałam wpisywać im się na listę. I dzięki tej liście mieliśmy jakiś ład i porządek w badaniach. Oczywiście Amanda nawet nie zbliżyła się do osób zarażonych. Widziałam że Szymon był naprawdę ogarnięty chociaż by po tym jak uwijał się w sklepie więc do niego podeszłam.
- Szymon dasz radę jakoś ogarnąć tą grupę? - spytałam
- Chyba tak - przyznał z wahaniem
- Świętnie więc chodzicie ze mną - poprosiłam
Zaprowadziłam ich do jednego z pustych pokoi.
- To chwilowe - zapewniłam - zaraz powiem by ktoś do państwa przyszedł. Dzięki - powiedziałam do Szymona
Wróciłam do salonu. Wszystko szło sprawnie. Czytałam nazwiska z listy i zaprowadzał ich do pokoju który robił za gabinet Amandy. Nie wiem po co Quickowi informacje o tym kto jest w ciąży. Ale wszystko zapisywałyśmy. Z pierwszego autobusu było trzech ugryzionych którzy nie przyznali się. Więc zapisałam ich na listę i zaprowadziłam do Szymona. To było strasznie nie zorganizowane. Okazało się również że sześć z badanych kobiet były w ciąży. W chwili gdy pozwoliłam wrócić im do autobusu i zaprosiłam do środka drugi przyszła Al z Julą.
- Cieszę się że was widzę - powiedziałam podchodząc do nich - musicie mi pomóc
- Co się dzieje? - spytała Al
- Ogóle badanie - powiedziałam - Al mogła byś iść do tych zarażonych? - spytałam i wyjaśniłam w którym pokoju są
Pózniej do salonu wszedł Quick nawet nie wiedziałam kiedy przyjechał do domu. Nie wyglądał najlepiej...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz