Siedziałem i słuchałem żalów tych biednych biznesmenów. Jeden obwiniał drugiego o całe zło tego świata. O dziwo to Drake podawał do stołu. Pózniej burknął do mnie żebym poszedł do Roz. Nie mam pojęcia czemu on taki naburmuszony łazi
- Ale do kuchni mam pójść? - dopytałem
- Ta... Chce z tobą pogadać. Wszyscy mamy dosyć tych ludzi.
- Po śniadaniu pojadą - oznajmiłem - Drake ty się nie dąsaj bo nie masz o co chciałeś ze mną pracować to pracujesz i musisz się do tego przyzwyczaić. Ja ostro gram w biznesie nie ma sentymentów. Jedni coś tracą drudzy wzbogacają się na cudzej nie uwadze i głupocie. Nie odpowiada ci robota ze mną no to zrezygnuj.
- Idz bo Roz na ciebie czeka - burknął
Wszedłem do kuchni
- Co tam się stało słoneczko? Czemu masz taką smutną minkę? Kolacja wypadła przecudownie. Ty byłaś piękna i przeurocza. O co chodzi? O tą babę? Gniewasz się?
- Raczej jestem zazdrosna o ciebie ona jest ładna i tak cię nakręciła.
- Ale się nie skusiłem nie masz powodu kochanie
- Kiedyś jakaś cię nakręci i w końcu cię stracę. Ale nie o tym chciałam porozmawiać
- A o czym?
- O zimnych
- No powybijaliśmy wszystkich i jak tylko pojadą ci biznesmeni pojeżdżę po lasach i posprawdzam
- Nie o to chodzi
- Rety a o co? Czemu tak się wtulasz? Ktoś, coś zrobił? Powiedział nie tak?
- Jak coś zrobiłam nie tak i ci nie powiedziałam
- To mów proszę - zdenerwowałem się
- Bo ci zimni zaatakowali ludzi w sklepie. Teraz zgłaszają się pogryzieni, podrapani do Roberta. Dzwoniłam do Grażyny i on podaję im ten prototyp szczepionki. Na obecną chwilę zgłosiło się 16 osób i w tym mały Jaś. To syn Grzesika on najbardziej chyba ucierpiał. A ja nic nie powiedziałam Grzesikowi ani tobie i jeszcze na obiecywałam że nikt nie zginie z twoich rąk bo ludzie się boją i przyznać się nie chcieli. Nie doszło by do tego gdyby mnie słuchali ale oni nawyzywali mnie od zdzir
- Rety słonko moje i ty sama się z tym bujasz? Wiesz że w tej kwestii nie mogę dotrzymać słowa. To zbyt niebezpieczne. A winny który cię obraził no cóż znajdę go i się zastanowię.
- Mogę pójść do pokoju? - dopytała
- Idz słonko połóż się odpocznij
Wyszedłem nasza delegacja powoli zbierała się do drogi. Pożegnałem wszystkich pod eskortą opuścili osadę. I skierowali się do Warszawy. Zadzwoniłem do Grześka.
- Możesz do mnie podejść?
- Jasne szefie miałem wracać do domu
- Tak wiem przyjdz proszę czekam w biurze.
Po chwili Grzesiek był u mnie.
- Co tam szefie?
- Dostaniesz płatny urlop okolicznościowy.
- Teraz to nie najlepszy moment na osadzie jest nie spokojnie
- Wiem jednak zdania nie zmienię idziesz na urlop
- Ale coś zrobiłem że szef mnie zawiesza?
- Nie Grzesiu usiądz proszę. Wczoraj zimni napadli na sklep jest sporo rannych i muszę zrobić z tym porządek. W śród tych rannych jest niestety twój syn. Znajdziesz go u Roberta. Przykro mi. Niestety sam dowiedziałem się dopiero teraz. Nie mam pojęcia jak ciężki jest jego stan. Obiecuję że postaram się wam pomóc jakoś. Teraz idz proszę rodzina cię potrzebuje.
Długo myślałem o tym wszystkim. Szczepionka może okazać się nie skuteczna. Na moje na szczęście musiałem sam coś postanowić po przemyśleniach. Wziąłem telefon i zadzwoniłem do Mariusza
- Mariusz z Borysem stawicie się u mnie za 10 minut. Pod mój dom mają podjechać samochody z uzbrojonymi żołnierzami. Przynajmniej 30 chłopa ma być.
- Tak jest zaraz to załatwię i melduję się u szefa
Po kilku minutach obaj przyszli. Siadajcie proszę wskazałem miejsca po drugiej stronie biurka. Zdziwieni panowie usiedli.
- Szefie co się stało po co wojsko - dopytał Mariusz
- Podczas pobytu delegacji na sklep napadli zimni. Ludzie zostali pogryzieni. Wszyscy poszkodowani zgłosili się do Roberta. Taką przynajmniej mam nadzieje. Bo opracował szczepionkę. Niestety była on dopiero w fazie testów. To prototyp więc nie mam pojęcia czy zadziała. Najgorsze jest jednak to że został pogryziony Jasiek
- Syn Grześka? - dopytał Mariusz
- Niestety tak. Zamknijcie na początek osadę żeby nikt nie łaził. Opróżnijcie sklep z ludzi
- Co szef zamierza? - dopytał Borys
- Ludzie się boją. Pogryzionych jest na 100% więcej niż się zgłosiło. Trzeba ich zlokalizować. No i wydarzyło się coś jeszcze co bardzo mnie zdenerwowało. Podczas tego ataku moja żona była wtedy w sklepie. Pomagała poszkodowanym jednak została obrażona i poniżona przez kogoś. Takie akcje nie mogą mieć miejsca. Na dzień dzisiejszy " Kod czerwony" Wszyscy pod klucz dalej pomyślę.
- A co z Jaśkiem? Zabije go szef? To będzie cios dla Grześka.
- Pojadę tam zaraz muszę sam zobaczyć to dziecko i się zastanowić.
- Zabije go szef? Myśli szef o tym?
- Przestaniesz Mariusz myślę jak mu pomóc. Obiecałem żonie że postaram się coś z nim zrobić. Więc obstawiajcie na początek dom Roberta. Zamykajcie osadę i czyście sklep. Ludzi ze sklepu na jednostkę do cel na razie. Ludzi w osadzie ostrzec że włączamy napięcie w płocie. Muszę to zrobić żeby nie po spierdalali. Wykonać i pilnować.
- Tak jest odmeldowuję się - powiedział Mariusz i wyszedł
Jak to miałem w zwyczaju gwizdnąłem na palcach i wszyscy zbiegli się do salonu. Nawet Roz zeszła.
- Słuchajcie pewnie wiecie już o zimnych i mamy ofiary. Plan jest taki Drake osada pod napięcie nikt stamtąd nie wychodzi. Jula idz do Al niech zamyka sklep jak opróżni go wojsko. Krzysiek Mateusz sprzątnijcie salon bo przyjdą tu ludzie. Amanda będziesz badać wszystkich po kolei. I zapisywać na listę. Kto czysty kto pogryziony. Pati ty pilnujesz i zarazeniców do cel upychać. Dam tu jeszcze starego przyda się.
- Płoty poszły - oznajmił Drake
- Dobra Drake pójdziesz po starego. Wez spluwę i pilnuj go.
- Zrobi się a co ty tu szpital robisz?
- No coś muszę. Robert podał szczepionkę trzeba poczekać może zadziała.
- Masz rację stary poczekajmy - przyznał mi słuszność Drake
- Jak zaczną się zmieniać trzeba będzie ich odstrzelić - powiedziałem - chłopaki jak uporacie się z salonem to porozkładać mi tu materace, koce i poduszki. Wszystko zaraz dojedzie z jednostki. Słyszysz Krzysiek. Amanda jeszcze jedno jak będziesz ich badać to wszystkie baby od 14 roku życia na blat. Chcę wiedzieć która w ciąży i ile, która dziewica.
- To nie realne - powiedziała Amanda
- Rób co mówię. Witek ty i babcia do garów trzeba tym co zostaną dać jeść. Różyczko a ty może zajęła byś się oglądaniem przynajmniej dzieci i kobiet gdzieś w odrębnym pomieszczeniu co? - przytuliłem ją
- Dobrze John to moja wina gdybym o Jasiu powiedziała ci wcześniej ale byłeś zajęty.
- Nie obwiniaj się słońce. A tak na przyszłość mogę być nie wiem jak zajęty i gadać z samym biskupem a jak ty masz jakiś problem to przyjdz. Jesteś dla mnie najważniejsza pamiętaj o tym.
- A co z Jaśkiem?
- Przywiozę ich tutaj jest tu Iza i Marco. Profesorowie przepadają go zobaczymy. Będę coś myślał by go z tego wyciągnąć jak się da oczywiście.
- Nie podoba nam się to - stwierdził Krzysiek
- Chyba mówisz o sobie bo nikt inny nie oponuje. A co ci się nie podoba? - dopytałem zdziwiony
- Że robisz w salonie szpital polowy. Że będziesz grzebał w babach, dzieciach, wszystkich rozbierał. I że sam o wszystkim decydujesz
- Ja tu rządzę, ja ci daję żreć. Ja ci płacę więc będę robił co mi się podoba ty wykonuj polecenia. A jak któraś laska się przyzna że ty ją zapyliłeś to bracie pogadamy inaczej. I dla jasności ja nikogo oglądał nie będę. Ani macał od tego mam żonę. Drake miej wszystko na oku. Zaraz zaczną się tu złazić. A raczej będą ich dowozić. Najpierw pójdzie osada do przepatrzenia, zdrowych wywalaj na dwór niech czekają aż opróżnię całą osadę. Wtedy pozawozi się ich z powrotem. Kurde przydał by się jakiś punk medyczny będę musiał nad tym pomyśleć. Dobra to ja jadę. Jak wrócę to będziesz mógł Drake zacząć bawić się z tymi lasami. Kurdę ci zimni musieli skądś przylezć
- Już to sprawdziłem - stwierdził Drake - jak będzie chwila do pogadamy
Miałem już wychodzić gdy Roz poprosiła bym na górę poszedł. Gdy tylko zamknąłem drzwi zaczęła się tulić i obwiniać za wszystko. Dziękować że nikogo nie ukatrupię. I mówić jak bardzo mnie kocha
- Słonko ja to wszystko wiem i nic się nie stało. A teraz uciekam a ty pilnuj Amandy i notuj wszystko.
- A Jaś? - dopytała
- Już tam jadę kochanie. Uszykuj dla nich pokój. Spróbujemy im jakoś pomóc. Ale sama wiesz że jak się zmieni to nie będzie zmiłuj.
- No wiem ale postarasz się tak dwa razy bardziej dla Jasia niż dla innych
- Nawet trzy razy bardziej - zapewniłem - i znajdę tego kto ci na ubliżał i dostanie zasłużoną karę może być?
- Ale Jasiu...
- Strasznie się zadręczasz już po nich jadę. Kochanie ja to załatwię przecież wiem co mam robić
- Ale obiecaj
- Już złożyłem milion obietnic zaraz ich przywiozę. Zajmę się tym. Grażyna zaraz do Damona przyjdzie to i w kuchni trochę pomoże.
Przytuliłem Roz, pocałowałem w czoło i wyszedłem do samochodu. Jadąc słyszałem krzyki na osadzie. Wyjąłem telefon
- Mariusz ściągaj więcej wojska na osadę. Odseparować kobiety od mężczyzn, chłopców od dziewczyn. Maluchy przy matkach zostawić. Ja zaraz tam podjadę i uspokoję towarzystwo zasrane
- Wykonuje - odparł Mariusz i się rozłączył
Podjechałem do Roberta
- I jak tam? - dopytałem
- Kiepsko - odparł - w domu mam szpital szefie. Zero leków, najgorzej z Jaśkiem nic nie mówiłem Grzesikowi. Siedzą przy nim nie mam pojęcia co robić nie znam się na tym.
- Ta... powiedz. Ma gorączkę i co z tą raną?
- Jest nie przytomny a noga wygląda okropnie
- Dobra zabieram go do siebie. Zaraz postaram się opróżnić ci chatę i przyjdz do mnie proszę. Potrzebujemy więcej tej niby szczepionki. A Jaśkowi podałeś?
- Tak podwójnie
- Dobra to ja go zabieram. Grzesiek pojedziecie ze mną i zostaniecie u mnie przez jakiś czas.
- Co szef zrobi z moim synem? Znaczy ja wiem co ale proszę... Niech szef zrozumie, niech się szef zlituje to moje dziecko. Pan też ma syna i był też chory
- Grzesiu wiesz ze to co innego. Gdyby był szpital gdzie to leczą bez wahania posłał bym tam Jaśka i sam bym za to zapłacił. Cenie cię jako pracownika i przykro mi ale sam wiesz jak jest. Wykonam wyrok jednak dopiero wtedy gdy się przemieni. Rozumiesz Grzesiu? - potrząsnąłem nim - Grzesiek rozumiesz? Postaram się mu pomóc. Na tyle na ile mi się uda. Wiesz może jaką on ma grupę krwi
- Niestety nie powiedział smutno
- Zabieraj go. Zajmiemy się nim zaraz. Przyjechałem tu specjalnie po niego. Po za tym chciałem zrobić to dla was. I na dodatek Roz mi żyć nie daje pomagała małemu. Teraz sam to pilotuje. Mam nadzieję że uda mu się pomóc.
- Pana żona faktycznie się Jasiem zainteresowała i mi pomogła - powiedziała żona Grześka
- Tak a ktoś jej na ubliżał
Wsiadłem do samochodu i z rodziną Grześka pojechaliśmy do domu
- Zabieram go na dół Grzesiek niech ktoś pokaże wam pokój i nie kręćcie się po domu tylko czekajcie na wieści
- Ale to moje dziecko chcę z nim być - płakała żona Grześka
- Zajmą się nim lekarze jak coś będę wiedział dam znać. Grzesiek przepraszam ale ogarnij swoją babę. I na badanie ma się zgłosić.
- Dobrze szefie ale jak coś będziesz wiedział to powie pan co z nim?
- Jak będę coś wiedział powiem a jak z nim skończymy trafi pod waszą opiekę. Z dokładnymi instrukcjami jak z nim postępować.
Kurde dzieciak miał 7 lat ja duże wątpliwości co z nim. Zaniosłem go do gabinetu
- Iza, Marco bierzemy się za niego - Popatrzyli na mnie otępiali - ustalić grupę krwi i w ogóle zbadajcie tą krew. Pokażcie tą ranę - dyktowałem im - podepnijcie kardiomonitor. Gorączkę zbijać, nawadniać, witaminy podawać na cito. Sprawdzić narządy na USG. Co wy nie wiecie co się robi z rannymi? Iza no ruchy. Marco pokazuj ranę
- To co mam robić? - dopytała
- Wszystko co powiedziałem i ostrożnie bo sama zachorujesz i wreszcie będę mógł cię ubić.
- Nie wygląda to dobrze - stwierdził Marco odwijając ranę
- Pokaż - odepchnąłem go - kurwa mamy jakieś znieczulenie
- Coś jest ale co zamierzasz? Co mam robić?
- Wybebeszamy tą nogę do zdrowej tkanki i musimy sprawdzić czy na pewno jest zdrowa.
- Najlepiej uciąć nogę - stwierdził Marco - jednak stracił dużo krwi. Więc jak utniemy nogę może nie przeżyć. Bo naczynia trzeba pozamykać i nie muszę ci mówić że to strasznie krwawi.
- Głupi jesteś - warknąłem - przypalimy to tak jak się u nas robi. Trochę po śmierdzi, straci mniej krwi a może przeżyje. Po trzech godzinach mieliśmy już małą jasność sytuacji. Dziecko było po zabiegu o dziwo we krwi były pojedyncze strzępki wirusa ale były. Sam pilotowałem ten zabieg i osobiście przypaliłem ranę. Poszły kroplówki i potrzebna była krew. Wyników jednak nie było jaką chłopiec ma grupę oddałem więc własną bo moja ma zgodność z każdą grupą. Pózniej na wpół przytomny poszedłem na górę do Grześka. Po drodze spotkałem Roberta który doprowadził mnie do fotela bo słabo mi się zrobiło. Poleciłem Robertowi by podał jeszcze raz tą szczepionkę Robertowi. I zabrał Grzesika by oddał krew i pózniej przysłał do mnie.
- Co ci jest - podeszła do mnie Roz która zajmowała się Szymonem.
- Nic kochanie musiałem oddać krew i trochę mi słabo zaraz minie.
- A kto ci pobierał tą krew?
- No Iza
- A jak Jaś?
- Niestety ucięliśmy nogę. Podajemy płyny, witaminy, antybiotyki, jeszcze raz szczepionkę. Bo wirus dostał się do krwi. Ale coś podobno inny jest. Dostaje krew obniżyliśmy gorączkę i teraz tylko czas. Trzeba go obserwować i... - zawiesiłem się bo jak bym tracił świadomość - i obserwować... i czekać... żeby się nie zmienił. Ale może do tego nie dojdzie teraz tylko czas...
- John ile Iza pobrała ci tej krwi?
- Tyle ile potrzebowała czyli dużo
- Kochany jesteś jeszcze Szymon on...
- Skarbie za... chwilę ogarnę Szymona
- Jednak coś się z tobą dzieje
- Po prostu przynieś mi czekoladę i jakąś wodę zaraz przejdzie. Iza chyba próbowała mnie zabić zdzira jebana
Zdążyłem to wykrztusić i chyba urwał mi się film. Gdy otworzyłem oczy znów było pełno mafii. Związana Iza. Roz i Drake siedzieli przy mnie.
- Chłopcy coś narozrabiali? - zapytałem pokazując na chłopaków z mafii
- Zasłabłeś Mariusz ich wezwał bo się zamęt zrobił. Ktoś wybiegł stąd i powiedział że nie żyjesz. Oni chronią domu.
- Mamy bunt - powiedział Drake
- Jaki bunt? - dopytałem - a ty co w ogóle tu robisz
- Służę za rękaw do wycierania łez. Normalny bunt - powiedział Drake - chałupy podpalają na osadzie. Normalne bezkrólewie. Może już nam więcej nie umieraj co? - uśmiechnął się Drake - bo to trochę niebezpieczne jest jak się wyłączasz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz