Gdy poczułem Rozi blisko siebie aż podskoczyłem. Chrząknąłem. --To tylko górka. Nie poczułaś jej? Z tym domem to pózniej wyjaśnimy o co chodzi. Tym czasem trzymaj się mnie mocno. Bo nie wiem co tam jest więc muszę objechać. Pewnie będzie rzucało.- nie bardzo podobało mi się że przytula się do mnie obca dziewczyna, zresztą one wszystkie były dla mnie obce. Teraz i tak muszę skupić się na drodze. Bo inaczej to przywalę w drzewo. A nie przytomnego idiotę trafi szlag jeżeli na czas nie dostanie leków. A tego to bym sobie już nie wybaczył. Matkobójca a do tego jeszcze bratobójca.
-Dobra jesteśmy przy aptece, nie wiele tu jest, bierz co uważasz za stosowne- powiedziałem i oddaliłem się by poszukać jakiegoś pojemnika. Czegokolwiek. Znalazłem to czego szukałem i zacząłem zgarniać wszystko jak leci z półek. W końcu może się te leki na coś przydadzą a jak nie to się je wyrzuci.
- Dobra, spadamy mała, bo czas nas goni. Jest zimno a twój psychiczny brat leży i wącha glebę. Nie dość że dostał w łeb to jeszcze się wyziębi. Podskoczymy jeszcze do sklepu i wracamy. Pojedziemy trochę inną drogą. Bo nie chcę przejeżdżać koło tego domu puki nie dowiem się co tam jest.
Weszliśmy do marketu, Rozi od razu poszła szukać lakierów.
- No przecież ja żartowałem.
- Dług jest po to aby go spłacić- odpowiedziała mi, o dziwo.
-To spłacaj go szybciej i spadamy z tond. Oż ty w życiu, znalazłem lusterko- wydarłem się jak głupi. Popatrzyłem w lusterko, poprawiłem włosy bo stwierdziłem że strasznie się rozczochrałem. Nagle coś przykuło moją uwagę. Albo ja miałem zwidy albo coś poruszyło się za regałem. Na wszelki wypadek napiąłem kuszę
-Rozi zostaw to- powiedziałem do dziewczyny- Stań za mną. Ktoś lub coś tu jest.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz